5. run for cover

37 4 2
                                    



Cała trójka rozmawiała w salonie do rana. Każdy z nich miał inny pomysł na wyjście z sytuacji. Violet chciała uratować rodzinny dom od ruiny, Caleb uważał, że nie ma w tym większego sensu (nie był zbyt sentymentalną osobą) i należy sprzedać dom póki jeszcze nie rozsypał się do końca, a Finlay był zdania, że powinni go zostawić tak, jak jest i poczekać na jakiś przypływ gotówki.

Sama już nie wiem. - westchnęła Violet. Miała ochotę się rozpłakać, ale właściwie od śmierci matki łzy już nigdy nie leciały po jej policzkach, jakby zapomniała, jak to się robi i nie potrafiła. - Z jednej strony, każdy z was ma rację. Chciałabym przeprowadzić naprawy, ale mnie na to nie stać. Pomysł Finlay'a jest tu najbardziej oczywisty ale boję się, że dom się posypie i zostaniemy z niczym.

Sprzedajmy go i tyle. Podzielimy się zyskiem po połowie i będziemy mieli go z głowy. - odparł Caleb. Dla niego wybór był prosty, nie musiał się nawet nad tym zastanawiać.

Caleb, ten dom to wszystko, co nam zostało po rodzicach. To nic dla ciebie nie znaczy? - zapytała Violet, ale dobrze wiedziała, co odpowie jej brat.

Caleb wstał z kanapy i przetarł oczy ze zmęczenia. Miał już dość tego tematu. Nie lubił rozmawiać o rodzicach, Nowym Jorku, a tym bardziej o domu, który tylko mu przypominał o tragediach przez jakie przeszła jego rodzina.

Nie, Vi. Nie obchodzi mnie ten cholerny dom, Nowy Jork, i cokolwiek z nim związane. Sprzedajmy go w cholerę i zapomnijmy o przeszłości.

Caleb! - wrzasnęła Violet, gdyż puściły jej nerwy. Szybko skorciła się w myślach i chciała go przeprosić, ale nie zdążyła.

Nieważne. Rób co chcesz. - parsknął i wyszedł z salonu, trzaskając za chwilę drzwiami od swojej sypialni.

Przejdzie mu. - powiedział Finlay i objął ramieniem swoją dziewczynę. - Wiem, że ten dom znaczy dla ciebie więcej, niż dla niego. Stoję po twojej stronie i chciałbym ci pomóc, ale nie wiem jak.

Wiem, kochanie. Wiem. - oparła swoją głowę o jego ramię i nawet nie zauważyła, kiedy ze zmęczenia usnęła.

Rano obudziła się we własnym łóżku. Nie pamiętała, jak się tam znalazła, ale podejrzewała, że to Finlay ją tam zaniósł. Gdy się obróciła, nie było go obok niej. Leżała za to kartka.

Musiałem iść do pracy, John poprosił mnie o zastępstwo, jego córka jest nadal chora.

Przepraszam, że mnie dzisiaj z tobą nie ma. Spróbuję urwać się wcześniej.

Kocham cię!

P.S. Kupiłem rano twoje ulubione croissanty. Spójrz na stolik! x

Violet uśmiechnęła się sama do siebie. Nigdy nie była typem romantyczki i na początku Finlay wydawał jej się aż nazbyt słodki, ale z czasem zaczęła doceniać jego małe gesty. Teraz jak nigdy cieszyła się, że tak się o nią troszczy, nawet jeśli było to trochę banalne.

Sięgnęła po talerzyk z rogalikami z posypką z płatków migdałowych i nadzieniem o tym samym smaku. Poszła z nim do kuchni by zrobić sobie kawę.

W salonie połączonym z kuchnią siedział jej brat. Jadł śniadanie, a gdy Violet podeszła do ekspresu postanowiła udawać, że go nie widzi. Nie chciała od samego rana psuć sobie nastroju.

Caleb spojrzał na nią znad kanapy.

Violet... - zaczął, a dziewczyna dalej na niego nie patrzyła. - Przepraszam, że się tak wczoraj uniosłem. Chcę żebyś wiedziała, że cokolwiek postanowisz, nie będę stał ci na drodze. Jeśli chcesz go zatrzymać, to masz do tego prawo.

white liesOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz