Siedzieliśmy pod tym drzewem bez ruchu jakieś trzy godziny. Nie wiedziałem tego dokładnie, gdyż niedawno rozładowal mi się telefon. Podobnie było w przypadku bruneta, który aktualnie spał na moim ramieniu. Nie miałem zbytnio pojęcia co zrobić. Nie mogliśmy tu tak bezczynnie siedzieć. To miejsce nie należało specjalnie do tych najbezpieczniejszych. Po lesie kręci się wiele osób i nigdy niewiadomo co którejś z nich strzeli do głowy.
Również niemało było tu dzikich zwierząt, a ostatnie czego bym chciał to spotkać watahę głodnych wilków. Nie dziękuję. Podniosłem się z chłodnej ziemi tak, aby nie obudzić młodszego i rozejrzałem się uważnie dookoła.
Drzewa. Krzewy. I praktycznie całkowicie zarośnięta leśna droga.
Każda droga prowadzi do ludzi...
Tylko czy ktoś będzie na końcu tej drogi? Czy ktoś w ogóle z niej korzysta? To chyba dobre pytanie. No, ale trzeba zaryzykować. Nie marzy mi się spędzić tu nocy. Chociaż widzę, że dla Leondre to obojętne czy śpi w swoim łóżku czy w środku lasu.
Podniosłem delikatnie chłopaka i uważnie patrząc pod nogi ruszylem drogą.
Mam nadzieję, że nic nas nie zje...
****
Po jakimś czasie marszu postanowiłem chwilkę odpocząć. W końcu chodzenie po zarosnietej, nierównej drodze i niesienie kogoś na rękach przez całą drogę nie należy do specjalnie przyjemnych. Akurat na moje szczęście brunet przebudził się.
-Charlie, gdzie my jesteśmy?
-Dalej w tym lesie- mruknąłem- i za chwilę będziemy iść znów tą drogą.
-Wiesz dokąd ona w ogóle prowadzi?- spojrzał na mnie pytajaco, po czym przeniósł wzrok gdzie indziej.
-Oczywiście, że nie. Może będzie jakiś domek na końcu lub dojdziemy do normalnej drogi- wzruszyłen ramionami-Chodzmy już, bo się sciemnia...
-Jak mnie coś zje to przysięgam, że cię zabije.
-Jak cię zje to niby jak mnie zabijesz? Będziesz w brzuchu tego zwierzęcia.
-Ty się o nic nie martw. Ja już coś wymyślę.
I tak właśnie minęła nam mniej więcej reszta drogi. Leo narzekał na to, że go wszystko boli, że chce jeść i pić. Mi również się chciało, ale musieliśmy być silni i wytrzymać. W końcu dotarliśmy do końca drogi.
Leo jako pierwszy zobaczył dom...
-Cywilizacja! Jesteśmy uratowani!!!!
Tylko miałem co do tego drugiego inne przeczucie.