Pędzi z wiatrem, umyka przed rumianymi twarzami. Plecie wianki z czekoladowych ciasteczek, odchodzi wraz ze śpiewem ptaszków. Tańczy do przesłodzonych piosenek, rozpoczyna słodko-gorzką tragedię spragnionych serc. Gawędzi z klęczącym księżycem, znosi ciężar lawendy.
Oto moje śpiące kochaNIE o malinowych ustach. Zimne dłonie i podziurawione rękawiczki to znak naszej lekkiej i pustej miłości. Nadal czuję jej fiołkowe kciuki na swym ciele, zapach różanych perfum.
Jej modlitwy do dojrzewających pomarańczy i zielonych jabłek, ach, sad stworzony na cześć jej perłowego serduszka. Wiśnie w pokruszonych częściach ciała, czerwień na wargach. Cholera, miała takie słodkie usta.
Biegnie po gorzkiej ziemi, czy też to słyszysz? Uderza obcasami turkawki, kłóci się z księżycem, unika zmarnowanej młodości. Mija stację paliw, lawenda staje się zbyt ciężka. Owoce dojrzewają, wyczuwają jej podłość. Jest jej za słodko, dlatego odchodzi. Cukier z truskawką, cóż za szkoda. Och, okrutna jarzębina! Musi niszczyć wszystkie podarte fotografie. To była taka piękna miłość - kochankowie, którzy dotykali suszonych zieli tymianka.
Dzięki niemu zrozumiałam, że moje kochaNIE nigdy mnie nie kochało.
CZYTASZ
tumiwisizm (opowiadania)
Short Storyskłonność do tracenia siebie w obliczu niebios = rozważania na temat licznych problemów, twarzy miłości oraz dzisiejszego świata.