♦ Cisza przed burzą

1.8K 156 1
                                    

Wolno przekraczamy próg domku. Lauren trochę przysnęła w samochodzie, ale nie ma się co dziwić. Ledwo się słania na nogach. To cud, że w ogóle oddycha i nie ma jakiś większych obrażeń. Przynajmniej tutaj będziemy bezpieczne i chyba pozostając w ukryciu, nie natkniemy się przypadkiem na -A. Od razu wiedziała, że zostając w naszym tymczasowym schronieniu, nic nam się nie stanie. Mam nadzieję, że te rany, których doznała Lauren, szybko się zagoją. 

- Powoli się kładziemy - szepnęłam, opuszczając ją powoli na łóżko. Dziewczyna krzyknęła, łapiąc się za lewy bok. Zagryzłam wargi, powstrzymując się przed płaczem. Przypuszczałam, że najbliższe godziny będą najcięższe. - Pójdę po lód - powiedziałam, szybko udając się do kuchni. Po drodze zaszłam jeszcze do łazienki i zabrałam ze sobą apteczkę, wracając z powrotem do szatynki. 

- Przepraszam, że tak uciekłam, mogłam chociaż wziąć ze sobą telefon - jęknęła z bólu, przekręcając się kilka razy na posłaniu, zanim znalazła dogodną miejscówkę. Naprawdę było mi jej żal. Nic nikomu nie zrobiła, żeby aż tak cierpieć. 

- Nic się nie stało, Lo - mruknęłam. - To nie była twoja wina - odgarnęłam jej włosy z czoła, zakładając je za ucho. Dziewczyna sapnęła cicho i wtuliła twarz w moją dłoń. Uśmiechnęłam się do niej czule i z uczuciem pogłaskałam jej policzek. - Muszę zdjąć twoją koszulkę, żeby opatrzyć twoje rany. Trzeba to zdezynfekować, aby nie wdało się żadne zakażenie - powiedziałam, a zielonooka tylko pokiwała głową. Wiedziałam, że była wyczerpana i bez sił, ale musiałam to zrobić. Jeśli nie ona, to ja powinnam zadbać o jej zdrowie. 

Ostrożnie chwyciłam za dół jej koszulki, a ona odrobinę uniosła plecy do góry. Gdy usunęłam zbędny materiał z jej klatki piersiowej, który i tak nadawał się tylko do wyrzucenia, delikatnie zaczęłam przemywać jej rany ręcznikiem. Woda praktycznie przybrała krwisty kolor od czerwonej cieczy. Nie wyglądało tak najlepiej, jednak byłam dobrej myśli. Powinno zagoić się szybciej niż nam się wydaje.

- Nie wierzę, że ktokolwiek mógł zrobić coś tak podłego - powiedziałam, spoglądając na Lauren. Jej twarz była wykrzywiona w bólu, ale zaraz potem znowu przybrała na siebie maskę obojętności. 

- Nie sądzę, że Dinah byłaby do tego zdolna - wymamrotała. Może i nie znałam za dobrze jej przyjaciółki, aczkolwiek też bym nie przypuszczała, że byłaby to w stanie zrobić. Bądź, co bądź, przyjaźniły się. A do czegoś zobowiązuje. 

- Myślę, że Ally może zrzucać podejrzenia z siebie na Hansen - wypalam. Lauren spogląda na mnie jak na idiotkę i zaczyna się śmiać. A przynajmniej próbuje...

- Allyson Brooke? - kręci głową ze słabym uśmiechem. - Ta, co ciągle chodzi do kościoła, nie rozstaje się z wodą święconą i ma przy sobie Jezusa na wszelkie problemy? Wolne żarty, pani profesor, wolne żarty - śmieje się krótko, zaczesując włosy do tyłu. 

- Dobra, nie ważne - mamroczę zawstydzona. Próbuję skupić się na czymś innym, ale tym razem dekoncentrują mnie jej nieokryte niczym piersi, co powoduje jeszcze głębszy rumieniec. 

- Widzę, że włączył się tryb buraczka - rzuca z łobuzerskim uśmieszkiem. Staram się zakryć za kurtyną włosów, ale słabo mi to wychodzi. - Serio się mnie wstydzisz? - ostrożnie sięga do mojego policzka, przesuwając po nim lekko opuszkami palców. Niezauważalnie przytakuję. - Widziałaś mnie już bez większej części ubrań...

- Możemy skończyć już ten temat? - pytam, czując, że jestem bardziej czerwona. Dziewczyna wzrusza ramionami i układa głowę na poduszkę.

- Jak tam chcesz - mamrocze obojętnie. Ponownie zaczynam opatrywać jej rany, uważając, aby nie zadać jej zbyt dużego bólu.

- Jak się czujesz? - staram się zmienić jakoś wątek. Wiem, że Jauregui lubi sobie jeszcze dowalić jakiś zbędny komentarz. 

- Lepiej - odpowiada automatycznie. Wzdycham, bo znam już te jej puste wymówki. Kiedy mówi "lepiej" lub "jest okej", to chce się czegoś pozbyć. Bo w rzeczywistości boli ją dwa razy bardziej. 

Postanawiam pozostać cicho, aby dziewczyna się choć trochę zrelaksowała. Przemyte nacięcia nie wyglądają aż tak źle, ale zapewne zostanie kilka blizn. Wiem, że szatynka prawdopodobnie się z tym nie pogodzi, uważając, że nikt jej takiej nie zechce. Nawet nie wie jak bardzo się myli. 

- Skończone - mruknęłam, bandażując jeszcze niektóre miejsca. Zielonooka wyszeptała ciche słowa podzięki, a ja na szybko ogarnęłam pokój ze śmieci. - Potrzebujesz czegoś jeszcze? - zapytałam, siadając obok niej. Jauregui pokiwała głową, chwytając moją dłoń i ucałowała moje knykcie. - Co byś chciała?

- Ciebie - sapnęła. - Potrzebuję poczuć twojego ciepła - otworzyła usta ze zdziwienia, a Lauren spojrzała na mnie proszącym wzrokiem. Nie potrafiłam jej odmówić, ale też nie chciałam jej skrzywdzić. - Proszę, Camz. Wiem, że też tego chcesz... 

Czy chciałam? Oczywiście, że tak. Z nią mogłabym robić to nawet do końca życia, ale... Wciąż była bez siły i nie chciałam jej w jakiś sposób nadwyrężyć. Przecież zawsze mogłoby coś się jej stać. 

Omotałam wzrokiem jej twarz. Wyglądała na bardzo zagubioną i niepewną. Wiedziałam, że potrzebuje mnie tak samo, jak ja potrzebuję jej. Nie dało się tego ukryć. Poza tym powinnam wynagrodzić jej swoje wcześniejsze naganne zachowanie. 

Bez namysłu pochyliła się do przodu, napierając na jej usta. Szatynka oddała słodki pocałunek, układając dłonie na moich biodrach. Szybko zrzuciłam z siebie spodnie, a jej ściągnęłam do kolan. Starałam się nie robić niczego, co mogłoby ją jeszcze bardziej uszkodzić.

Oderwałam się na chwilę od jej ust, usadowiając się na jej miednicy. Zdziwiłam się, że jej członek był już podniecony i ociekał ejakulatem. Zastanawiało mnie, co mogło wpłynąć na jej obecny stan. Chociaż sama też byłam już mokra.

- Pragnę cię, Camz - wyszeptała, unosząc się delikatnie na łokciach. Znowu połączyłam nasze usta, a dziewczyna przyciągnęła mnie do siebie za pośladki. Chwilę później poczułam jak główka jej przyrodzenia wsuwa się we mnie ostrożnie. Jęknęłam cicho, dosiadając ją, a zielonooka wywróciła oczy w tył głowy aż nie było widać jej źrenic. 

Wolno zaczęłam się na niej poruszać, co okazało się przyjemne. Robiłyśmy to dwa razy, ale to chyba pierwszy raz, gdy kochamy się bez uczucia aż takiego dużego bólu. Chociaż nie powiem, ale Lauren zawsze była delikatna i ostrożna, jeśli chodzi o nasz seks. 

- Lolo - wyjęczałam, przybierając szybsze tempo. Oparłam dłonie po obu stronach jej głowy, aby przypadkiem nie ucierpiała jej klatka piersiowa. Szatynka położyła ręce na moich biodrach, nadając rytm moim ruchom, a ciche pojękiwanie wydobywało się z jej gardła. - Zaraz dojdę - wymamrotałam, czując swój orgazm. Nie sądziłam, że ta pozycja będzie aż tak intensywna. Ale prawda jest taka, że czułam Lauren jeszcze głębiej. 

- Dojdź ze mną, Camz - poleciła, wypychając biodra do góry. Obie osiągnęłyśmy swój szczyt prawie w tym samym momencie, po zaledwie sekundę później poczułam ciepłą spermę, rozlewającą się we mnie. - Kocham cię, Camzi - westchnęła, całując mnie w czoło.

- Ja ciebie też kocham, Lolo - opadłam zmęczona na jej klatkę piersiową. Chociaż to było małym oderwaniem od rzeczywistości. 

I że cię nie opuszczę... || Camren FF || ✅ Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz