Matt
Spojrzałem na Alexa, który głaskał po plecach swoją dziewczynę, Lucy. Choć starałem się nad sobą zapanować, to czasem wstrząsały mną dreszcze obrzydzenia i zażenowania.
Czemu tak bardzo zależało im na mojej obecności? Dlaczego miałem patrzeć na ich dowody miłości? I wreszcie: jaki demon sprawił, że zgodziłem się na spotkanie? Przecież to bolało. Sama ta chora i nienormalna fascynacja względem Alexa doprowadzała mnie szaleństwa, a co dopiero widok Lucy trzymającej jego dłoń.
Westchnąłem poirytowany, opierając ręce na drewnianym stoliku. Któryś raz z kolei przebiegłem wzrokiem po twarzach stałych klientów. Jedni starsi, drudzy młodsi. W dłoniach albo trzymali kufle z piwem, albo kieliszki. I mimo że godzina młoda, dwóch zdążyło już się upić.
– ... może ona by cię jakoś uszczęśliwiła, co? – Poczułem delikatne kopnięcie ze strony Alexa.
Nieśpiesznie przeniosłem wzrok na przyjaciela. Wiatr rozwiewał mu krótkie, blond włosy w różne strony. Patrzył na mnie tymi swoimi niebieskimi ślepiami, które dawały mi znak, że obydwoje oczekują odpowiedzi.
Czego? Właśnie w taki sposób miałem ochotę mu odpowiedzieć.
– Co? – wymamrotałem jednak. Niby łagodnie, a z drugiej strony oschle.
– Mówiłam, że powinieneś znaleźć sobie dziewczynę. Może ona by cię jakoś uszczęśliwiła. – Spojrzała na mnie z nieukrywanym współczuciem.
No proszę was... To ostatnia rzecz, której teraz potrzebowałem, naprawdę.
Poruszyłem szklanką, by wymieszać piwo i jakimś sposobem zatuszować niezręczność.
– Od jakiegoś czasu chodzisz taki markotny. Rozejrzyj się wokół siebie. – Pochyliła głowę, próbując złapać ze mną kontakt. Brązowe oczy patrzyły na mnie serdecznie. – Masz ogromne powodzenie i powinieneś korzystać, póki możesz.
– Lucy ma rację – odezwał się chłopak. W tym momencie jego uśmiech został zastąpiony powagą.
– Chyba żartujecie – odparłem, gdy ich natarczywe spojrzenia zadziałały mi na nerwy. – Znajdę kogoś, kiedy nadejdzie odpowiedni czas. Dostarczacie mi tyle cukru, że aż mnie mdli i to mi wystarczy.
Alex zaśmiał się pod nosem, ale mnie ani trochę nie udzielił się jego nastrój.
Byłem w stanie zrozumieć ich troskę, przejęcie. W jakimś stopniu. Ale równie dobrze mogliśmy o tym porozmawiać podczas wykładów albo w przerwie między nimi. Nie musieli mnie ciągnąć aż do baru.
– Nie warto byłoby chociaż spróbować...? – zapytała, najwidoczniej wciąż nie rozumiejąc.
Zdawało się, że ciągnęła temat tylko po to, żeby mówić. Obojętnie czy miało to sens, czy było go pozbawione.
CZYTASZ
Przyjaciel [Zakończone]
Romance"- Widzisz - przykucnął - przecież ja nigdy nie miałem cię dość. Jak mogłeś tak pomyśleć? - Zaśmiał się, przeciągając gardłowo śmiech, jakby miał za chwilę dodać "oj, ty głuptasie mój". - Tak naprawdę to wciąż mi cię było mało. Za mało... " *** Międ...