Rozdział I

10.1K 492 57
                                    

 Matt

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

 Matt



Spojrzałem na Alexa, który głaskał po plecach swoją dziewczynę, Lucy. Choć starałem się nad sobą zapanować, to czasem wstrząsały mną dreszcze obrzydzenia i zażenowania.

Czemu tak bardzo zależało im na mojej obecności? Dlaczego miałem patrzeć na ich dowody miłości? I wreszcie: jaki demon sprawił, że zgodziłem się na spotkanie? Przecież to bolało. Sama ta chora i nienormalna fascynacja względem Alexa doprowadzała mnie szaleństwa, a co dopiero widok Lucy trzymającej jego dłoń.

Westchnąłem poirytowany, opierając ręce na drewnianym stoliku. Któryś raz z kolei przebiegłem wzrokiem po twarzach stałych klientów. Jedni starsi, drudzy młodsi. W dłoniach albo trzymali kufle z piwem, albo kieliszki. I mimo że godzina młoda, dwóch zdążyło już się upić.

– ... może ona by cię jakoś uszczęśliwiła, co? – Poczułem delikatne kopnięcie ze strony Alexa.

Nieśpiesznie przeniosłem wzrok na przyjaciela. Wiatr rozwiewał mu krótkie, blond włosy w różne strony. Patrzył na mnie tymi swoimi niebieskimi ślepiami, które dawały mi znak, że obydwoje oczekują odpowiedzi.

Czego? Właśnie w taki sposób miałem ochotę mu odpowiedzieć.

– Co? – wymamrotałem jednak. Niby łagodnie, a z drugiej strony oschle.

– Mówiłam, że powinieneś znaleźć sobie dziewczynę. Może ona by cię jakoś uszczęśliwiła. – Spojrzała na mnie z nieukrywanym współczuciem.

No proszę was... To ostatnia rzecz, której teraz potrzebowałem, naprawdę.

Poruszyłem szklanką, by wymieszać piwo i jakimś sposobem zatuszować niezręczność.

– Od jakiegoś czasu chodzisz taki markotny. Rozejrzyj się wokół siebie. – Pochyliła głowę, próbując złapać ze mną kontakt. Brązowe oczy patrzyły na mnie serdecznie. – Masz ogromne powodzenie i powinieneś korzystać, póki możesz.

– Lucy ma rację – odezwał się chłopak. W tym momencie jego uśmiech został zastąpiony powagą.

– Chyba żartujecie – odparłem, gdy ich natarczywe spojrzenia zadziałały mi na nerwy. – Znajdę kogoś, kiedy nadejdzie odpowiedni czas. Dostarczacie mi tyle cukru, że aż mnie mdli i to mi wystarczy.

Alex zaśmiał się pod nosem, ale mnie ani trochę nie udzielił się jego nastrój.

Byłem w stanie zrozumieć ich troskę, przejęcie. W jakimś stopniu. Ale równie dobrze mogliśmy o tym porozmawiać podczas wykładów albo w przerwie między nimi. Nie musieli mnie ciągnąć aż do baru.

– Nie warto byłoby chociaż spróbować...? – zapytała, najwidoczniej wciąż nie rozumiejąc.

Zdawało się, że ciągnęła temat tylko po to, żeby mówić. Obojętnie czy miało to sens, czy było go pozbawione.

Przyjaciel [Zakończone]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz