Alex
Poniedziałek. Na samą myśl, że spotkanie Matta było rzeczą nieuniknioną, robiło mi się słabo. Czy zacznie ignorować mnie do tego stopnia, że stanę się tak samo ponury i uszczypliwy? Przerażało mnie spotkanie z jego wzrokiem, chłodnym i wrogim.
Z początku nie wierzyłem i nie opuszczało mnie przekonanie, że po prostu wpadł mu do głowy jakiś głupi żart. Nie chciałem nawet dopuścić tego do świadomości, a zaakceptowanie takiego stanu rzeczy było nie lada wyzwaniem. To stało się tak nagle...
Czy już naprawdę nie będę mógł zamienić z nim ani jednego słowa? Był dla mnie podporą w każdej ciężkiej sytuacji, zawsze mogłem liczyć na jego pomoc. Był dla mnie jak starszy brat, zawsze racjonalnie podchodził do moich durnych pomysłów. Gdy zaszła taka potrzeba, nie szczędził w słowach i otwarcie mnie krytykował. A teraz te opiekuńcze dłonie postanowiły zostawić mnie całkiem samego.
Profesor stukał obcasami, stawiając przede mną zdecydowane kroki. Stanąłem przed salą wykładową i starałem się przyjąć obojętny wyraz twarzy. Przymknąwszy powieki, wziąłem głęboki wdech, w duchu modląc się, żebym zemdlał. Wtedy ktoś musiałby udzielić mi pierwszej pomocy, zawieźć do domu, ewentualnie zabrałaby mnie karetka i mógłbym odłożyć ten cały przeklęty dzień na później...
Żadna z tych rzeczy jednak się nie wydarzyła. Musiałem wejść.
Rozproszyliśmy się po sali i zajęliśmy najdogodniejsze dla nas miejsca. Zdecydowałem, że tym razem dobrze mi będzie gdzieś z tyłu.
– Co tak daleko? – spytała Lucy.
– Tu będzie spokój.
– A, bo niby na dole to wielki hałas? – prychnęła, kręcąc głową.
– Nie musisz ze mną siedzieć. – Zatrzymałem się, a jej wyraz twarzy momentalnie się zmienił.
– Nie denerwuj się. – Podrapała mnie po ramieniu. – Przecież miejsce nie robi mi różnicy.
Gdy tylko usiedliśmy, oczy mimowolnie powędrowały w znanym im kierunku. Czy on się uśmiechał? Nie. On się nawet śmiał. W dodatku rozmawiał z Molly. Przecież to do cholery JA go zawsze rozśmieszałem. Tylko przy MNIE potrafił się tak wyluzować i nabijać z głupich rzeczy.
Przekląłem tę dwójkę w myślach.
JA! Nie żadna Molly...
Zaraz, zaraz. Zdecydowanie nie powinienem się unosić. Tak, właśnie. Będę siedział spokojnie z Lucy i tak jak zawsze będę prawił jej komplementy i będę zachowywać się tak jak zawsze.
CZYTASZ
Przyjaciel [Zakończone]
Romansa"- Widzisz - przykucnął - przecież ja nigdy nie miałem cię dość. Jak mogłeś tak pomyśleć? - Zaśmiał się, przeciągając gardłowo śmiech, jakby miał za chwilę dodać "oj, ty głuptasie mój". - Tak naprawdę to wciąż mi cię było mało. Za mało... " *** Międ...