James nie mógł otrząsnąć się z szoku, gdy nadal trzymał Steve'a w swoich ramionach. To wydawało się zwyczajnie nierealne.
Gdy otworzył drzwi tego pokoju i ujrzał go, stojącego plecami do niego, musiał zamrugać kilka razy, by upewnić się, że nie miał zwidów. Bał się odezwać i widział, jak Steve zamarł w miejscu i nie odwracał się przez dłuższą chwilę.Wtedy też zaczął się bać. Bo co jeżeli Steve spojrzy na niego i nie zobaczy w nim nic ze swojego przyjaciela? Co, jeżeli James będzie dla niego tak odrażający, że nie będzie w stanie na niego patrzeć?
Postanowił zrobić pierwszy krok, bo nie miał nic do stracenia i gdy Steve w końcu odwrócił się i na niego spojrzał większość jego obaw legła w gruzach.
Gdy Steve go przytulił, poczuł, jakby znów mógł oddychać. Jakby po tylu latach mógł znów zacząć żyć, a nie tylko istnieć, czekając na kolejną misję.
Obecnie Steve wydawał się nie mieć zamiaru wypuszczać go z ramion w następnych kilku minutach i James naprawdę nie miał nic przeciwko temu.
Nie próbował nawet udawać, że sam nie zaczął płakać, bo byłby największym kłamcą na świecie.
I usłyszeć swoje imię z ust Steve'a...
Minęło tak wiele lat odkąd ktokolwiek nazywał go Bucky, że niemal zapomniał, że kiedyś tak się nazywał. Zapomniał, jak to było nim być i Steve przywracał wszystkie te uczucia samą swoją obecnością.
Nie wiedział, jak się z tym czuł, ale zdecydował, że zastanowi się nad tym później, bo teraz miał zdecydowanie ważniejsze rzeczy do roboty.
- Steve - powiedział, lekko się śmiejąc. - Wiesz, że mimo wszystko musimy oddychać?
- Zamknij się, Bucky - mruknął w odpowiedzi Steve, ściskając go jeszcze mocniej.
Bucky wydał z siebie zduszony śmiech i poklepał go po plecach.
Po dłuższej chwili Steve wypuścił go z objęć, ale wciąż trzymał go za ramiona, zupełnie jakby bał się, że Bucky zniknie sprzed jego oczu.
James znał to uczucie, bo patrząc na Steve'a, wciąż nie był do końca pewien, że nie miał zwidów.
- Powinienem ci przyłożyć za to, że nie przyszedłeś do mnie, gdy tylko się dowiedziałeś. Co do cholery, Bucky? - zapytał Steve, choć uśmiech nie schodził z jego twarzy.
James uśmiechnął się przepraszająco i wzruszył lekko ramionami.
- Mogłem lekko spanikować - przyznał. - Ale koniec końców wyszło nam to na dobre, nie sądzisz? Jeszcze dostałbyś zawału i co bym wtedy zrobił?
- Jesteś idiotą.
- Hej!
Steve wybuchnął śmiechem i był to najlepszy dźwięk, jaki James słyszał od wielu, wielu lat.
On sam nie mógł przestać się uśmiechać i czuł, jak zaczynała go boleć od tego twarz, bo robił to bardzo rzadko.
Steve jednak miał na niego taki wpływ i James nie mógł mieć mu tego za złe, bo tęsknił za nim tak bardzo, że nie umiał wyrazić tego słowami.
- Mam ci tyle do opowiedzenia - powiedział, kręcąc głową.
Najgorszą część zostawił do załatwienia Marii. Na samą myśl o tym skrzywił się lekko, czując ukłucie winy. Będzie musiał jej to jakoś wynagrodzić, bo naprawdę nie musiała tego robić.
Było wiele rzeczy, dobrych i złych, którymi chciał się z nim podzielić, chociaż by po to, by Steve poznał go na nowo, z całą ciemnością, która na nim ciążyła.
Sam Steve z pewnością też chciał zapytać go o wiele rzeczy i choć James trochę się tego obawiał, był gotowy powiedzieć mu niemal o wszystkim. Ukrywanie prawdy nigdy nie wychodziło mu na dobre, więc tym razem postanowił, zachować się mądrzę i tego nie robić.
Steve spojrzał na niego z nieukrywaną czułością i pokręcił lekko głową.
- Bucky Barnes - powiedział z uśmiechem.
James uniósł jedną brew i posłał mu pytające spojrzenie. Steve uśmiechnął się szeroko i powiedział:
- Dotrzymałeś obietnicy.
James zaśmiał się lekko. Zaufaj Rogersowi, by pamiętał o takich rzeczach. Położył dłoń na jego ramieniu i mocno je ścisnął.
- Do samego końca. I o tym nie zapominaj.********
Tym rozdziałem kończę główną fabułę tego opowiadania, mam nadzieję, że miło się Wam je czytało :)
W późniejszym czasie mogę jeszcze dodać dodatkowy rozdział o przygodach Steve'a i Bucky'ego w czasach obecnych, ale jak na razie kończymy na 13 rozdziałach. Dziękuję wszystkim za czytanie, polubienia i komentarze. Do zobaczenia w kolejnych opowiadaniach :)
CZYTASZ
How many seconds in eternity
FanfictionBucky Barnes przeżywa wojnę i spędza kolejne dekady, próbując nauczyć się żyć bez swojego najlepszego przyjaciela. Lub Bucky Barnes od momentu zakończenia wojny do odnalezienia Steve'a w 2011 roku. Post-war AU, zapraszam na wiele smutnych uczuć :)