3. Nie płacz nad nieprzemierzonymi drogami

692 55 5
                                    

1950

Ktoś ostatnio powiedział mu, że prześladują go duchy. Coś z jego przeszłości, z czym nie potrafił lub nie chciał się pogodzić.

Czym były duchy, które go prześladowały? Twarzami martwych żołnierzy i cywilów, które widział każdego dnia na wojnie?

Tymi, którzy przeżyli, a jednak sami wyglądali jak zjawy snujące się nad ziemią w pogorzelisku wojny?

Emocjami, które wciąż nie dawały mu spokoju, każdego dnia i nocy?

Promykiem słońca na końcu ciemnego korytarza smutku, który zostawił go na tym świecie zupełnie samego?

Może były wszystkimi tym rzeczami, a zarazem czymś zupełnie innym. Nie był do końca pewien i raczej nie chciał się nad tym dłużej zastanawiać. Wystarczyło mu, że jeden duch wciąż stał mu przed oczami.

James twierdził, że powoli zaczynał tracić rozum. Jakie było tego inne wytłumaczenie?

Jego siostra i Peggy miały własne teorie na ten temat i może miały rację. Może to wszystko było winą jego umysłu, który nie radził sobie za dobrze z traumą, którą przeszedł.

On sam wolał w ogóle o tym nie myśleć i skupić się na każdej misji, którą Peggy Carter mu powierzała. Tropienie i pozbywanie się niedobitków Hydry było niemal terapeutyczne.

Wiedział, że musiał robić to niemal obsesyjnie, bo nawet jego stary przyjaciel Timothy Dugan wyglądał na zmartwionego, gdy spotkali się w terenie kilka miesięcy temu.

Dum Dum obserwował go zza czubka swojego papierosa ze zmartwionym wyrazem twarzy. Przez pierwsze kilka minut James udawał, że tego nie widział, ale powoli zaczynało go to irytować.

- Chcesz coś powiedzieć, Dugan? - zapytał w końcu.

Swojego papierosa rzucił na ziemię i go przydeptał.

- Nie ma potrzeby mówić do mnie po nazwisku, Jimmy - odpowiedział gładko, wydychając dym.

James czuł, jak drgnęła mu powieka. Nie znosił, gdy tak się go nazywało i Dum Dum doskonale o tym wiedział. I dlatego to robił, gdy chciał, by James skupił na nim swoją uwagę.

Wziął głęboki oddech, by się uspokoić i w końcu na niego spojrzał.

- Więc?

Dum Dum wyrzucił swój niedopałek i skrzyżował ręce na piersi.

- Wiesz, że zawsze chętnie pozbędę się pozostałości Hydry i ich chorych eksperymentów, ale nie sądzisz, że bierzesz to nieco za poważnie?

James zamrugał kilka razy w niedowierzaniu.

- Za poważnie? Zapomniałeś, o kim tutaj mówimy? To nie jest jakiś tam gang, który sprawia kłopoty. Mówimy o Hydrze!

- Wiem o tym! Myślisz, że dlaczego tu jestem? - przerwał mu Dum Dum. - Nie wiem tylko, czy ty nadal odróżniasz, z kim walczysz. Dla ciebie nie jest to normalna misja, powoli zamienia się to obsesję.

- Naprawdę nie mamy na to teraz czasu - powiedział przez zaciśnięte zęby.

Odwrócił się, by odejść, gdy głos przyjaciela ponownie go zatrzymał.

- Patrzyłeś ostatnio w lustro?

James zamarł w miejscu i nie mógł zdobyć się na to, by spojrzeć na Dugana. Bał się zobaczyć rozczarowanie w jego oczach, bo nie wiedział, czy byłby w stanie je znieść.

- Patrzyłeś? - zapytał ponownie.

James zamknął oczy, bo miał przeczucie, do czego zmierzał Dugan. Gdy ponownie otworzył oczy, jego przyjaciel stał naprzeciwko niego z tym samym zmartwionym wyrazem twarzy.

- Bo patrzę teraz na ciebie i nie widzę mojego przyjaciela, Bucky. Wszystko, co widzę, to ktoś, kto pozwala, by ta misja pożarła go żywcem. A Bucky Barnes, którego znam nigdy, by na to nie pozwolił.

- Co, jeśli ten Bucky już nie istnieje? - zapytał cicho, nadal na niego nie patrząc.

- Nie istnieje? Patrzę na niego. To, że wolisz, by nazywano cię James i to, że straciłeś Steve'a, nie znaczy, że umarłeś.

James czuł, jak kontrola nad jego emocjami powoli znika i nie mógł powstrzymać tego, jak beznadziejnie brzmiał jego głos.

- Ale tak się czuję - wyszeptał.

Dugan złapał go za ramiona i lekko nim potrząsnął, co zmusiło go, by w końcu na niego spojrzał.

- Posłuchaj mnie, nie jestem w tym najlepszy, ale posłuchaj - zaczął nieco łagodniejszym tonem. - Wszyscy za nim tęsknimy i wiemy, jak bardzo jego strata cię zabolała. A Steve... jego nie ma już wśród nas. A mimo to ty robisz wszystko, by za nim podążyć i nie mam zamiaru na to pozwolić. Żaden z nas, Komandosów, nie ma zamiaru na to pozwolić. Peggy i twoja siostra też nie.

- Moja siostra? Od kiedy znasz moją siostrę? - zapytał, przełykając łzy.

Dugan, wielkodusznie, udawał, że ich nie widział.

- O to się nie martw - zaśmiał się lekko.- Więc zdecydowaliśmy...

- My?

- My, nie przerywaj - powiedział. - Potrzebujesz wakacji i to dość długich. Dlatego, gdy tylko tutaj skończymy, zabieram cię ze sobą.

- Dokąd?

James zdawał sobie sprawę, że brzmiał jak zagubione dziecko i po tym, jak Dugan na niego patrzył, on również to słyszał. Jego przyjaciel ścisnął jego ramię i uśmiechnął się lekko.

- Zobaczysz.

James pokiwał w zgodzie głową, bo może Dum Dum miał rację i naprawdę potrzebował przerwy od tego wszystkiego. Pozwoliłby jego przyjaciel poprowadził go za ramię i przechodząc obok jednego z drzew, zacisnął mocno oczy. Nie chciał patrzyć na niebieskookiego ducha, który obserwował go ze smutkiem w oczach.

******************************************

Wybaczcie tę długą przerwę między rozdziałami, nie miałam głowy do skupienia się na pisaniu. Mam nadzieję, że teraz będę już w stanie publikować rozdziały regularnie i bez opóźnień. Dzięki za cierpliwość :)

How many seconds in eternityOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz