0.5

1.1K 83 4
                                    

Słysząc gdzie jest łazienka blondynek od razu udał się w tamtym kierunku. Jego ogon ciągle wił się na wszystkie strony, gdy tylko maluch pomyślał o możliwości umycia się.

Chwilę później kociak był już nagi pod prysznicem, wcześniej złożył swoje ubrania i położył je na pralce, w końcu dbał o swoje rzeczy.

Ciemnooki odkrecil powoli natrysk, ustawiając dobrą dla niego wodę. Wzdrygnal się czując pierwsze krople wody. Wziął w dlonie żel o zapachu malin i dokładnie zaczął go w siebie wcierac, a szczególnie w ogonek i uszka, które nabieraly swojego pierworodnego koloru, czyli złotego blondu.

Malec nie wiedział jak długo był pod prysznicem, bo gdy wyszedł na taborecie leżały ręczniki i ubrania. Dokładnie wytarl całego siebie a następnie podszedł do ubrań. Wziął w dlonie koszulkę i machnął ogonkiem, gdy koszulka okazała się o wiele za duza. Założył jeszcze bokserki i zrezygnował ze spodni, które tylko przeszkadzalaby w chodzeniu.

Blondynek wyszedł z łazienki i skierował sie do salonu, w którym wcześniej był. Chwilę zajęło mu odnalezienie tego miejsca, jednak gdy je znalazł usiadł na podłodze obok kanapy.

Nie musiał długo czekać, bo tygrys chwilę później zaczął czaic się na ogon chlopca, ktorym machal na boki.

Samuelowi trochę zajęło znalezienie w miarę odpowiednich ubrań dla kociaka.
Ostatecznie wziął jedynie jego najmniejszy podkoszulek, bokserki i losowe spodenki, po czym pognał do toalety.

Wszedł cichutko do środka i położył ubrania na krzesełku, ładnie poskładane.
Jeśli o to chodzi, Sam był prawdziwym pedantem.

Już miał wyjść, gdy impuls który przebiegł całe ciało białowłosego zmusił go do odwrócenia się.
Nie widział zbyt wiele przez drzwiczki prysznica, lecz doskonale widoczny był zarys sylwetki chłopca.

Zastanawiał się znów dlaczego ten malec błąkał się po mieście Bóg wie ile, dlaczego ktoś mógł go porzucić.

Kręcąc głową opuścił łazienkę, zaraz znów wchodząc do swojej sypialni.

Przebrał się w swoje ukochane jasnozielone szarawary, które były najlepszą pidżamą jaką mógł sobie wymarzyć, po czym rozsiadł się przed lustrem i zaczął czasać swoje długie, gęste włosy, które następnie zaczął zaplatać w gruby warkocz, przeplatany wielobarwnymi paciorkami.

Zajęło mu to dłużej niż sądził. Gdy zajmował się włosami, czas niebezpiecznie mu uciekał.
Wstał prędko z podłogi, czując jak o plecy i tyłek uderza mu gwałtownie ruszony warkocz, mile łaskoczący odkrytą skórę na jego plecach.

Przyjrzał się jeszcze swoim odbiciu w lustrze.
Delikatnym rysom twarzy, wielkich oczach o dwóch barwach, złotych i błękitnych, okolonych prawie białymi rzęsami, małej bliźnie pod okiem, prostemu nosowi i pełnym, bladym ustom.

Na czoło opadała mu prosta grzywka zasłaniająca brwi, od których wychodziły dłuższe pasma zasłaniające uszy, które swoją drogą były za krótkie by wpleść je w warkocz.

Od szyi do pasa ciało Samuela nie różniło się zbytnio niczym, średniej budowy, bez zarysu mięśni, ot zwyczajne. Jedynie tatuaże odznaczały się czymś na tle bladej skóry, przedstawiające różnorakie łapacze snów i jednego wielkiego tygrysa na prawym ramieniu, przedstawiającego oczywiście Beletha.

Samuel był nawet bardziej niż ładnym człowiekiem, o nietypowej urodzie której wiele osób mu zazdrościło.

A której albinos nienawidził.

Szybko odwrócił spojrzenie od swojego odbicia i uciekł z sypialni, kierując następnie do salonu.

Oparł się o framugę drzwi i z rozbawieniem zaczął przyglądać się polującemu na ogon Matta Belethowi, który leżał przy nim plackiem i pacał wielką łapą kiwający się wciąż blond ogonek.

- Czemu siedzisz na podłodze? -zapytał w końcu z rozbawieniem, przypatrując się chłopcu z rozbawieniem w oczach.

Matthew był nawet szczęśliwy, bawiąc się ze zwierzęciem. Wszystkie złe wspomnienia z niego uciekły, jedynie patykowate ciało, które swoją drogą nie wiadomo jak trzymało się calosci i bladorozowe blizny przypominało mu o złym traktowaniu.

Nagle blondyn odsunal się od zwierzęcia gdy usłyszał głos swojego towarzysza. Spuscil wzrok na swoje dłonie i westchnął.

-Philip nie pozwalał mi siedzieć na kanapie, w końcu "tam siedzą ludzie, nie zwierzęta". - Tutaj chłopiec zrobił cudzysłów i westchnął.

Jego poprzedni właściciel dał maluchowi do zrozumienia, że nie jest człowiekiem. Zresztą, on nie potrafił mieć w tym własnego zdania.

- Nie jesteś zwierzęciem, Matt, tylko cudownym stworzeniem które zasługuje na wszystko co najlepsze. -stwierdził miękko Sam, choć w jego głosie dało się dosłyszeć stanowczość, podchodząc następnie do chłopaka.

Podniósł go z podłogi i posadził na kanapie, okrywając następnie kocem.

Wciąż martwił się o chłopaka, mimo iż tamten na pewno już trochę się rozgrzał.

Posłał mu ciepły uśmiech, po czym usiadł na dywanie i zawołał do siebie Beletha.

Tygrys wesoło podbiegł do swojego właściciela, bez ostrzeżenia skacząc na pierś chłopaka i domagając się masy pieszczot.

Samuel ze śmiechem zaczął gładzić miękkie futro tygrysa, który z zadowoleniem mruczał, machając przy tym ogonem na boki z niemożliwe wielką siłą.

Teraz przypomniał sobie coś, o co miał zapytać wcześniej.

- Matt -zaczął, przenosząc błyszczące oczęta na chłopca siedzącego na kanapie- Co stało się z Belethem? Wydaje mi się o wiele młodszy niż wczesniej.

Hi, little one.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz