0.2

1.4K 88 9
                                    

Z kolei Samuel, przez całą drogę siedział wpatrzony w twarz blondynka, zastanawiając się co mu siedzi w głowie.

A najbardziej ciekawiło go dlaczego jest taki płochliwy, mimo iż intencje białowłosego były czyste i jak najbardziej szczere w swojej dobroci.
Gdy znaleźli się już na miejscu, Sam zajął się płaceniem.

Wyszło taniej niż sądził, choć szczerze- nigdy nie zwracał większej uwagi na wydawane pieniądze.
W tym samym czasie również usłyszał słowa chłopaka, więc zwrócił na niego swoje wielobarwne spojrzenie.

Uśmiechnął się znów, zastanawiając się jakim cudem ten maluch przeżył na ulicy.

- Musisz nacisnąć na klamkę i popchnąć, Matt, wtedy się otworzy. -poinstruował go.

Sam przy tym sięgnął dłonią do klamki przy drzwiach po swojej stronie i nacisnął ją, po czym pchnął.

Drzwi gładko ustąpiły, z cichym skrzypnięciem zawiasów w drzwiczkach.

Matt przez chwilę patrzył na starszego aż w końcu spojrzał na drzwi. Uważnie na nie patrzył aż w końcu dostrzegł mały uchwyt. Chwycił za niego, gdy nagle drzwi od jego strony otwrzyly się.

Blondyn powoli wyszedł z auta i jeszcze chwile się mu przyglądał, aż ruszył za wyższym chłopakiem. Machal swoim ogonkiem na różne strony, obserwując dokładnie miejsce do którego idą.

Ciemnooki ciągle myślał nad tym, czego jeszcze nie wiedział. Czuł się z jednej strony upokorzony, gdy jego towarzysz musiał mu wszystko tłumaczyć.

Ale co Matthew mógł na to poradzić? Przez prawie cale swoje życie żył w totalnym odizolowaniu, więc to nie jego wina, prawda?

Samuel z uśmiechem na ustach poprowadził Matt'a do swojego mieszkania.

Czuł mimo wszystko lekki niepokój, martwiąc się iż blondynowi nie spodoba się jego dom i że postanowi odejść, tym samym znów narażając się na niebezpieczeństwo.

Chociaż, jeśli nie dogada się ze zwierzęciem które mieszka razem z Samem, będzie, delikatniej mówiąc, słabo.

Po wejściu na drugie piętro, stanął przed drzwiami z drewna brzozy, które prowadziły do wnętrza domu białowłosego.

- Tak więc.. Witaj w moim świecie, Matt. -powiedział z lekkim zdenerwowaniem, uśmiechając się z napięciem, po czym otworzył przed nim drzwi.

Im oczom od razu ukazał się wielki salon mieszkania Sama, zewsząd otoczony.. Wielką ilością kwiatów, różnego rodzaju.
Z sufitu zwiszały niezliczone ilości mieniących się gwiazdek, a ściany, oprócz pięknych akwareli, zdobiły przeróżnej maści łapacze snów.
Na środku, na puchatym dywanie, stał sosnowy stolik, oszklony na górze, na którym stał wazon z białymi różami.
Nakrapiana kanapa stała pod ścianą, robiąc więcej miejsca w pomieszczeniu. A głównie wielkiemu posłaniu obok wyjścia na taras, na którym spokojnie mógł zmieścić się nawet Samuel.

Spojrzał w oczekiwaniu na Matt'a, oczekując jego reakcji na wnętrze mieszkania chlopaka.

Matthew ciągle szedł za swoim wybawicielem. Ani myślał zwalniać kroku. Gdy zatrzymali się przed drzwiami, blondasek uniósł na kilka sekund swój wzrok. Pokiwal glowa i wszedł niepewnie do środka pomieszczenia.

To, co tam zobaczył było niemałym zaskoczeniem dla jasnowlosego. Stawiał niepewnie swoje kroki, nie chcąc niczego zepsuć. Matthew był pod okropnym zaskoczeniem. Czuł się, jakby to było jego miejsce. Jego oaza spokoju.

Hybryda podeszła powolnie do jednego z wazonow kwiatów i usiadła na piętach, biorąc w dłonie kępy białych róż.

Blondyn był w siódmym niebie i nie chcial z niego wychodzić. Kompletnie nie zwracał uwagi na swojego towarzysza. Podniósł się z podłogi i spojrzał w górę, dostrzegając miliony gwiazdek. Uśmiechnął się do siebie i wyciągnął dłoń w górę, chcąc dotknąć jedną z gwiazdek, jednak Matt był zbyt niski.

Po następnych minutach rozgladania sie ciemnooki obrócił się przodem do bialowlosego. Spuscil wzrok na swoje nogi, a ogon wziął w swoją dłoń.

-Masz piękne mieszkanie, Sir - Szepnal chłopiec. - Naprawdę piękne. - Dodał jeszcze i zwilzyl wargi.

Słysząc słowa blondyna, Sam natychmiastowo się rozluźnił, a na jego napiętej twarzy pojawił się pełen ulgi uśmiech.

Zamknął za sobą drzwi i rozebrał się w korytarzu, wchodząc następnie głębiej do pokoju, wciąż z uśmiechem na ustach.

- Cieszę się że podoba Ci się Twój nowy dom, Matt. -powiedział miękko.

Podszedł następnie do kanapy, opadając na nią, zapadając się wśród wielu miękkich poduch.

- I mów mi Sam, mały. Czuje się dziwnie, gdy nazywasz mnie, ekhm, per "sir". Gdybym był jakimś staruchem, a mam tylko osiemnaście lat. -białowłosy zaśmiał się, po czym oparł się wygodniej o oparcie kanapy i uśmiechnął się błogo.

Ciemnooki uważnie spojrzał na chłopaka. Delikatnie pokiwal glowa na jego prośbę, zwilzajac znów wargi.

Matt nie wiedxzial do końca co ze sobą zrobić. Nie chciał siadac na dużej kanapie, jeszcze by ja pobrudzil lub zniszczył.

Ostatecznie koci chłopiec ponownie podszedł do kwiatów. Usiadł w siadzie skrzyznym i zaczął delikatnie gladzic kwiaty, zaczynając od bladych róż po lawendowe konwalie.

Chłopiec zamknął oczy i westchnął, ponownie je otwierając. Nagle poczuł skręt w brzuchu, przez co delikatnie się skrzywil.

Dopiero teraz na nowo poczuł jak cholernie był głodny, jednak nie miał odwagi prosić o cokolwiek więcej swojego towarzysza. Zrobił dla niego zbyt wiele.

Samuel nawet na chwilę nie spuścił oka z chłopca, patrząc na niego z dziwną czułością w oczach, prawie że z ciepłem z nich bijącym.
W pewnym momencie skrzywił sie wiele.
Dlaczego nie wpadł na to, by dać mu coś do jedzenia? Na pewno musi być głodny.
Zresztą, zbliżała się także pora karmienia jego pupila.

- Beleth! -zawołał, gwiżdżąc głośno, by jego zwierzak usłyszał.

Po chwili, z głośnym pomrukiem, z tarasu wysunął się wielki, biały.. tygrys, z fioletową chustą na szyi.

To wcale nie jest dziwne, że Sam trzymał w domu tygrysa, który na dodatek jako tako słuchał poleceń białowłosego i był równie oswojony co zwykły domowy kot.

Zwierze ziewnęło potężnie, nim wskoczyło na kanapę, na miejsce zwolnione chwilę wcześniej przez Sama, rozwalając się na nim jak gdyby nigdy nic.

Samuel z kolei zwrócił się w kierunku blondyna, posyłając mu lekki uśmiech.

- Matt, to jest Beleth. Mój wierny przyjaciel od lat, znalazłem go gdy był jeszcze małym tygrysiątkiem i przygarnąłem. -wyjaśnił, kierując się następnie w kierunku jednego z korytarzy, który prowadził akurat do kuchni- Jest w pełni oswojony. Mam nadzieję że się polubicie -powiedział jeszcze, nim zniknął za rogiem korytarza, by przynieść chłopcu jakieś jedzenie.
No i, oczywiście, Belethowi.

Hi, little one.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz