XXX

625 61 20
                                    

Dni i noce zlewają się w jeden ciąg jego śmiechu, mojego bólu, krwi i nieprzytomności. Jak to się stało, że z najgroźniejszego kryminalisty stałem się popychadłem zwykłego snajpera? Już nie pamiętam. Straciłem telefon drugiego dnia po moim uwięzieniu, widok słońca - trzeciego. Wrócę. Wyjdę, wyskoczę, ucieknę. Nie złapie mnie więcej, nie może, nie uda mu się.

Jedyny sposób na mierzenie upływu czasu to posiłki. Nie są regularne, ale są. Prawie dwa razy dziennie, miska wody, trzy kromki chleba. Bardziej regularne są jego odwiedziny w tej dziurze. Mam brudny materac i gryzący koc. Poduszka jest twarda jak kamień, przestałem jej używać po jednej nocy. Mam lampę, którą zapala za każdym razem jak przychodzi i gasi jak tylko wyjdzie. Mam plamy krwi na zimnym kamieniu, które raczej już nigdy nie zejdą. Mam siniaki na ciele, na biodrach, na plecach. Krwawe ślady paznokci na udach, brzuchu, pośladkach. Coś w środku mnie boli, szczypie, zwłaszcza kiedy próbuję wstać czy skorzystać z tego kubła w tamtym rogu. Coś w środku mnie pękło, złamało się, zginęło.

Próbowałem walczyć, na początku. Ale siła nigdy nie była moim największym atutem, polegałem na pistolecie, snajperach i ludziach od brudnej roboty. Teraz to ja jestem brudną robotą i jedyna osoba, na której mógłbym polegać leży na tym brudnym materacu i myśli o swojej brudnej przeszłości i przyszłości. Drzwi się otwierają, nie wiem czy to on, czy dzisiejsza miska wody, ale niezależnie od mojej niewiedzy muszę wstać. Raz nie wstałem kiedy on przyszedł i nie powtórzę tego błędu.

Nie jęknij, Jim. Nie możesz wydobyć najsłabszego dźwięku. Milcz. Zamknij się, szmato. Cii.

Wstaję, a to boli. Nie patrzę do góry, nie mogę. On zabronił. Nie mogę. Dostaję w twarz. To boli. Milcz. Ani mru-mru. I jeszcze raz. Czemu to robi? Nadal jest zły o tamto? Czemu to robi?

Cicho, Jim. Nie mów nic, nie pyskuj, kurwo. Cii.

Wszystko się zlewa w jeden ciąg jego stękania, mojego bólu, krwi i milczenia. Żadnego dźwięku, jak grzeczna suka. To boli, rwie, chcę krzyczeć, nie mogę. Nie jestem w stanie. Czuję krew na udzie, jak powoli spływa, kropla po kropli, w tym samym rytmie co łzy z moich oczu (to boli!) i jego...

Odpływam. Nigdy nie mogę zostać, nigdy nie jestem przytomny kiedy kończy. Zostawia mi tylko kolejne krwawe ślady paznokci na udach, brzuchu, pośladkach. Kolejne siniaki na biodrach, plecach, na ciele. Miska wody jak zwykle jest przy materacu kiedy się budzę. Trzy kromki chleba leżą na brudnym cemencie. Piję powoli, bo nie ma dużo. Jem, maczając chleb w wodzie. Ledwo przełykam. Mam suche gardło, suche oczy, suche wszystko. Do następnego dnia. Muszę przetrwać do następnego dnia. Nie poddam się. Znajdą mnie, nawet jeśli kiedy to zrobią zamkną mnie znowu. Ale tam nie będzie jego, nie będzie brudnego materaca i niepełnej miski wody.

Nic nie mogę zrobić. Nie ma okna, drzwi otwierają się tylko kiedy wchodzi on, a on jest silniejszy ode mnie, nie pozwoli mi uciec.

Dni zlewają się w jeden ciąg otwierających się drzwi, mojego wstawania, odpływania, krwi. Jestem coraz słabszy, coraz bardziej zmęczony. Coraz bardziej martwy. Pewnego dnia nie wstanę.

____

Mycroft Holmes obiecał coś swojemu bratu, a obietnice się spełnia. Niezależnie jak bardzo głupie.

- Znajdę go.

Wysyłał siły i inteligencję w każde podejrzane zakamarki Londynu, opuszczone fabryki i puste budynki. W żadnym do tej pory nie pojawił się ślad ani Morana ani Moriarty'ego. Tak naprawdę, to wydawało się, jakby oboje w ogóle nie istnieli, jakby zapadli się pod ziemię. Rynek pracy dla morderców nagle zmalał, nie było żadnego "mastermind", nikogo, kto by ich wszystkich pokierował. Gdyby Moriarty był chociaż trochę bezpieczny, usłyszeliby o tym. Kolejne "czy tęskniłeś" w wiadomościach, albo zwyczajne ciekawe morderstwo dla Sherlocka.

Did You Miss Me? |plOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz