Obudziłam się. Po cichu podeszłam do drzwi, tak aby nikogo nie obudzić.
- Gdzie idziesz? - usłyszałam głos Szymona. Jednak nie udało się nie obudzić choć jedej osoby.
- Do pracy. A co? - spytałam.
- Nic... po prostu zdziwiłem się że wstajesz tak wcześnie rano. Jest czwarta. Masz pewnie strasznie wymagającego szefa. - nawijał w nieskończoność, zresztą jak zwykle.
- Można tak powiedzieć. Za każde spóźnienie najchętniej by mnie roztrzelał. - zaśmiał się, nie wiem co było w tym śmiesznego. Może pomyślał że to żart?
- Mówie poważnie. To nie żart. - powiedziałam bardzo poważnie, z bardzo poważną miną. Szymon zbladł.
- A-Ale jak to? Pracujesz u Niemca? To tylko spóźnienie... nic wielkiego. Nie rozumiem - wydał się wstrząśnięty.
- Pracuje u Polaka, który prawdopodobnie pracuje dla Niemców i jest mu z tym dobrze. Ostatnio kazał nam robić pistolety dla szwabów. -
- A... ile razy się spóźniłaś? - spytał.
- Co najmniej dziesięć i za każdym razem, udało mi się cudem wyjść z tego z życiem. Mam niezwykłe szczęście. - stwierdziłam zadowolona, a Szymon podszedł do mnie i mnie przylulił. Prawdziwy przyjaciel.
- Tyle razy mogłaś stracić życie, a i tak jesteś optymistką... i tak się nie poddajesz... jesteś niesamowita. -
- Owszem, poddaje się. Zawsze jestem na to przygotowana. Szczególnie po wczorajszym incydencie. Może później ci opowiem. Teraz musze się szykować do pracy. Pa. - odeszłam i poszłam się przebrać. Wybrałam kremową sukienkę w brudno-różowe róże - moja ulubiona sukienka. Znalazłam też kremowe, delikatne baletki z kokardkami. Wziełam ubrania do łazienki i się ubrałam. Włosy związałam w ciasny kok. Wziełam płócienną torbę do której schowałam dokumenty i fartuch. Wyszłam.
- Szymon? Gdzie idziesz? - ujrzałam mojego przyjaciela stojącego pod drzwiami do kamienicy. Gdzie on się znowu wybiera? I kiedy on się przebrał?
- Idę cie zaprowadzić. O tej porze na ulicy kręcą się sami złodzieje i Niemcy. Jest niebezpiecznie. - martwi się o mnie, choć nie musi, nie boje się Niemców i złodzieji, nie bardziej niż pana Barckiego.
- Nie musisz. Dam radę, nie boje się. Jestem silną kobietą... - przynajmniej tak mi się wydawało...
- I tak cię odprowadze. Pracujesz przy rynku, prawda? - spytał. Skąd on wiedział?
- Tak... Ale... skąd wiedziałeś? - spytałam. Byłam zdziwiona jego wiedzą.
- Rozmawiałem z Marcinem w wojsku. Wiesz... wspominaliśmy stare czasy i spytałem co u ciebie i Anity. - wyjaśnił. Za bardzo mnie to nie dziwi, że gdy spotkali się na froncie znaleźli mnóstwo wspólnych tematów, szczególnie że razem się wychowaliśmy.
- Jak na moje, to jesteście z charakteru bardzo podobni - zaśmiał się. Już pamiętam dlaczego się w nim zakochałam, ma cudowny śmiech,uśmiech, charakter i oczy. Nie zdziwie się, jeśli jeszcze raz mnie w sobie rozkocha. Ma w sobie coś takiego, co... hmmm... nie wiem jak to nazwać... ale... to coś jagby... magicznego? Z rozmyśleń wyrwał mnie znajomy głos, głos Szymona.
- To idziesz, czy mam iść sam i cie zastąpić? -
- Co? A, tak już idę. - świetnie... wyłączyłam się, ZNOWU. Pobiegłam w stronę przyjaciela, który stał kilka metrów dalej.
- Dobra, daj mi to - wskazał palcem na torbę. Ufałam mu, więc oddałam torbę. Wziął ją na ramie, a potem mnie podniósł i postawił na ławce. Kucnoł.
- Właź. Wezmę cie na barana, tak jak kiedyś. - bardzo chętnie to zrobiłam. Pamiętam jak zawsze brał mnie na barana i się wygłupialiśmy. Teraz trzymałam się go bardzo mocno. Choć nie widziałam jego twarzy, wiedziałam że się uśmiecha.
- I jak tam, Rózia? - spytał przyjaciel.
- Świetnie! A czy tobie nie jest zbyt ciężko? - na moment się puściłam, ręce rzuciłam na bok, ale gdy poczułam że się chwieje od razu się mocno przytuliłam, żeby nie spaść.
- Trzymaj się i mnie nie duś. Wcale nie jesteś taka lekka jak kiedyś i masz o wiele więcej siły. - zaśmiałam się. Lekko schyliłam się w jego stronę i się uśmiechnełam.
- Naprawdę? A ja myślałam że jestem lekka jak piórko! -
- Owszem, jesteś chuda, ale to nie znaczy że nie możesz być ciężka... -
- A teraz uważasz, że jestem kościotrópem? Świnia! Jak za gruba, to znowu za chuda, zdecyduj się wreszcie! - za chwile obydwoje się śmieliśmy. Doszliśmy do rynku, zeszłam na ziemię. Szymon oddał mi torbę.
- Tam są pyszne ciasteczka z malinami. - wskazałam na stoisko z ciastami.
- A jest gdzieś tu może chleb i jakaś wędlina lub szynka do tego? - spytał.
- Tak. Chleb zawsze kupuje tam, a do tego zawsze kupuje marmolade, bo na szynke nas nie stać... - posmutniałam.
- Zapomniałaś że ja też mam pieniędze. - stwierdził.
- Naprawdę? Dołożysz się? -
- Tak, w końcu nie będę na was rzerował. Ty kupisz chleb i marmolade, a ja kupie ciasteczka i szynke, spotkamy się tutaj, ok? -
- Pewnie. - rozeszliśmy się w strony stoisk. O tej godzinie było bardzo mało ludzi więc kolejka szła szybko. Po chwili poszłam na miejsce które było ustalone na spotkanie. Widziałam jak Szymon się targuje przy stoisku mięsnym.
- Guten morgen/dzień dobry. Dokumenty do kontroli. - z początku nie poznałam głosu, ale wydał mi się znajomy. Wyjełam z torby dokumenty i odwróciłam się by je podać.
- Guten morgen. - podałam żołnierzowi dokumenty.
- Róża Nowak. Tak? Twoji rodzice to Alicja i Kamil Nowak. Racja? Chwila, chwila... Róża Nowak? Pokaż twarz. - Niemiec zaczął czytać moje dane. Nie patrzyłam mu w oczy i nic nie mówiłam, kiwałam tylko głową na tak. Nagle złapał mnie za podbródek. To był Kacper.
- K-Kacper!? - jego głowa była zabandarzowana. To napewno przeze mnie. Próbowałam wyrwać się, ale on coraz mocniej ściskał mój podbródek.
- Róża? Wszystko w porządku? - koło mnie stanął Szymon.
- Tak. Wszystko dobrze Szymon. Nie martw się. To mój stary znajomy... - no dobra, boje się Niemców, szczególnie Kacpra. W końcu mnie póścił. Szymon szybko objął mnie w pasie i przyciągnął do siebie.
- A ty, to kto? - spytał Kacper.
- Jestem najlepszym przyjacielem Róży. Prawda? - Szymon uśmiechnął się w moją stronę, a ja go przytuliłam.
- Jasne... możecie iść, ale z tobą Róża jeszcze się policzę... - przełknęłam głośno ślinę, ale postanowiłam że odpowiem.
- Tak... może następnym razem będzie kamień, co ty na to? - powiedziałam nie wiele myśląc. Pociągnęłam Szymona w stronę fabryki.
- Kto to? -
- Czy możemy o tym nie rozmawiać? Szymon... to... bolesny temat... - poprosiłam, ale raczej nie odstąpi.
- Bolesny? Dlaczego? Co ci zrobił? - stanełam.
- Dobra... Kacper próbował mnie zgwałcić! Zadowolony!? - łzy leciały mi po policzkach. Otarłam łzy i poszłam przed siebie. Szłam tak szybko że mój przyjaciel nie mógł mnie dogonić. Zamiast skręcić w stronę fabryki poszłam na most. Oparłam się o barierki. Miałam ochotę rzucić się do Wisły przez tą całą historię z Kacprem.
- Róża! Nie rób tego! Nie wiedziałem.. po prostu... martwie się o ciebie. - widocznie wyczuł na co miałam teraz ochotę. Spojrzałam przed siebie. Zobaczyłam majora po drugiej stronie rzeki. Próbował porozumieć się z miejscowymi rybakami. Przypomniała mi się propozycja majora. Spóściłam głowę w dół. W odbiciu wody widziałam jak Szymon zbliża się do barierki.
- Róża... wiesz że możesz powiedzieć mi wszystko. Jestem twoim przyjacielem. Nikomu nie powiem. Obiecuje... -
- Wiesz... - zastanawiałam się czy mu powiedzieć.
- ... dostałam propozycje pracy jako tłumacz w Niemieckim hotelu... i problem jest z tym że nie wiem czy się zgodzić. Obiecałam Anicie że nie będę się zadawała z Niemcami... ale z drugiej strony... nie pracowałabym z człowiekiem który zabił Ariane... -
- To proste. Zgódź się. To Niemiec, nigdy nie wiadomo co uderzy mu do głowy. Jak się nie zgodzisz może cię zabić. -
CZYTASZ
Stupid Heart
Historical FictionII wojna światowa. Dwudziestoletnia Róża mieszka w Warszawie razem z matką i siostrą Anitą. Jej brat Marcin został zberwowany do wojska Polskiego. Obecnie jest na froncie. Róża ciężko pracuje w fabryce, zaś Anita jest pielęgniarką w niemieckim szpit...