Obudziłam się o 5. Wstałam z łóżka. Obudziłam Anitę. Ubrałyśmy się w czarne sukienki. Wyszłyśmy z domu. Poszłyśmy przed mur. Ten kiedy trzynaście lat temu zabito ojca. Wciąż była widoczna plama krwi w miejscu gdzie leżał. Zapaliłyśmy świeczki. Pomodliłyśmy się. Wciąż miałam ten straszny obraz przed oczami. Kiedy ojciec mnie przytulił i zmarł w mych objęciach. Z oczu leciały mi łzy. Anita to zauważyła. Przytuliła mnie.
- Rózia... Proszę nie płacz. To nie twoja wina. Róziu... dziś miał przyjechać Marcin. - pocieszyła mnie.
- Naprawdę? Przyjedzie do Warszawy? - Nie dowierzałam. Udałyśmy się do sklepu. Stanełyśmy w kolejce. Byłyśmy chude, ale wysokie. Przed nami stały tylko starsze, niższe panie więc widziałyśmy wszystko. Wreszcie kupiłuśmy chleb i marmolade. Usiadłyśmy podświadomie na ławce, tej samej co przed TĄ łapanką. Zjadłam swoją porcję, a Anita wpatrywała się w dal.
- Róża. Spójrz przed siebie. - szturchnęła mnie łokciem. Spojrzałam. Stali tam dwójka Niemców. Mieli na ramieniu sfastyke. Na sam widok chciało mi się wymiotować. Zaczeli iść w naszym kierunku. Bałam się.
- Anita. Musimy iść do pracy. Chodź. Szybko. - pośpieszyłam ją.
- Co? A tak, racja praca. Chodź. Nie chcemy się spóźnić. Prawda? - uświadomiła sobie zbyt późno, Niemcy byli już koło nas.
- Guten morgen/ dzień dobry. Możemy się przyłączyć? - spytał jeden z nich.
- Nie! To znaczy, przepraszamy ale nie. Śpieszymy się do pracy. Anita... prawda?! -
- Róża! Tak. Masz rację. Przepraszamy ale nie możemy się spóźnić. Do widzenia. -
- Czy jeszcze się spotkamy ?! - rzucił jeden ewidentnie do Anity.
- Napewno. Szczególnie kiedy będziesz ranny. Pracuje w szpitalu. - odpowiedziała wesoło.
- Dobrze... przyjedziemy, o 17. Pasuje?- spytał ten sam żołnierz. Drugi tylko się we mnie wpatrywał.
- Tak -
- Do zobaczenia... -
- Do zobaczenia! - krzyknęła Anita gdy odchodziłyśmy.
- Anita! Co ty wyprawiasz!? To NIEMCY... Zapomniałaś już co zrobili ojcu??? - byłam zła. Moja własna siostra umówiła się z Niemcem.
- Róża... to nasza szansa na przeżycie. Oni nas uratują... Błagam, pójdź ze mną... -
- To Niemcy! Oni są niebezpieczni... nie uratują nas... prędzej czy później zabiją nas... Błagam, Anita, opamiętaj się. Błagam... - zatrzymałam się. Miałam łzy w oczach. Widziałam tych Niemców. Patrzyli na nas i prawdopodobnie słyszeli...
- Ale Róża! Nie pamiętasz tego Niemca co opatrzył ci kolano. Wydał rozkaz żeby cię nie zabijać. Pozwolił nam odejść. Nie pamiętasz?! -
- Jeden dobry uczynek nie czyni całych Niemiec dobrych. Co Marcin powie??? A mama! Dostanie zawału jak się dowie... Pomyślałaś o tym? - byłam jeszcze bardziej zła. Wspomniała o TYM Niemcu. Był dla mnie zagadką...
- Przyznaj się. Ty po prostu się boisz! Marcin ci nie pomoże. Jesteś dorosła. On cie nie będzie bronił zawsze... musisz sama sobie radzić. Nie myśl o innych. W tych czasach egoiści żyją najdłużej. Rozumiesz!? Pa, idę do pracy. - chciało mi się płakać. Zmieniła się... nie wierzę że to powiedziała. Upadłam na kolana z bezsilności.
- Nie wierze... - powiedziałam sama do siebie. Wstałam, otarłam łzy. A wtedy ktoś mnie przytulił i podniosł w górę.
- Aaaaaaa!!!! - wykrzyknęłam. Przestraszyłam się. Znów poczułam grunt pod nogami. Odwróciłam się by spojrzeć na tę osobę.
- Marcin! Kiedy przyjechałeś !? - to był Marcin. Mój brat. Polski żołnierz z biało - czerwoną flagą na ramieniu. Z kieszeni wyciąglęłam swoją. Założyłam ją.
- Cześć siostrzyczko! Co u was? Jak mama? Masz kogoś? - spytał zaciekawiony.
- Cześć! Nie jest najgorzej, ale też nie jest dobrze. Mama ma anemię. Jest słaba... a ja, nikogo nie mam. Na ulicach nie ma nikogo w moim wieku, a jeśli już to Niemcy. W pracy tak samo. A jak na froncie? -
- Dobrze. Chociaż... o mało nie umarłem. Jeden z nich we mnie trafił. Ale jestem tu. Dla ciebie. - Wtuliłam się w jego umięśnioną klatę.
- Dziękuję. - też mnie przylulił.
- Obiecałem to ojcu. Że zawsze będę cię chronić. A teraz chodź do pracy. Odprowdze cie. Prowadź. - objął mnie ramieniem. Czułam się tak bezpiecznie... wiedziałam że przy nim nic mi nie grozi.
- Tędy. -
~♥~Dotarliśmy przed fabrykę. Spóźniłam się. Mogę zostać za to roztrzelona... bałam się.
- Marcin... kocham was. Mamę, Anitę i ciebie. Jeśli nie wrócę przed dwudziestą to... - uciełam. Wiedziałam co mnie dziś czeka.
- ... prawdopodobnie nie żyje -
- Nie mów tak! - był zły że to powiedziałam.
- Pa -
- Pa. Rózia uważaj na siebie. Kocham Cię. - spojrzałam na niego krótką chwilę. Potem weszłam do środka. Na spotkanie wyszedł mi kierownik Barcki. Był zły. Bardzo zły.
- Czemu się spóźniłaś?! Róża! Mów! Albo cie zastrzele! - wykrzyknął. Cała się trzęsłam ze strachu. Nie zdążyłam nawet zamknąć drzwi. Czułam na plecach wzrok Marcina. On wszystko słyszał. Z drugiej strony był kierownik.
- J-ja... s-spo-spo-spotkałam b-b-bra-bra-brata - jąkałam się.
- Nie kłam! Już mów prawdę! - wszystkie spojrzenia padły na mnie.
- A-ale ja n-nie kła-kła-kłam-kłamie. B-Błagam... - widziałam jak wyciąga broń. Upadłam na kolana z bezsilności. Spóściłam głowę. Z oczu leciały mi łzy. To mój koniec. Poddałam się.
- Niech pan już strzela... To już dla mnie wszystko jedno... No na co pan czeka?! Niech pan już to skończy! Błagam... - założyłam biało - czerwoną opaskę na ramie. Chciałam umrzeć w barwach narodowych.
- Niech pan już strzela!!! - wykrzyknęłam.
- Nie! Ona mówi prawdę. Zobaczyłem ją na ulicy. Zatrzymałem ją. To przeze mnie się spóźniła. Pan ją zostawi. Błagam... - Marcin uklęknął koło mnie. Przyjął całą winę na siebie. Spojrzałam mu w oczy. Szukałam w nich odpowiedzi. Widziałam w nich odpowiedź "a nie mówiłem?" . Musiał to zrobić?
- Daje ci szanse. Nie zmarnuj jej. A ty?! Sio! Do domu. Poradzi już sobie! Wynocha!!!! - krzyknął pan Barcki.
- Dziękuję, Marcin. - szepnęłam do brata. Znów uratował mi życie. Jestem mistrzynią pakowania się w kłopoty. Wstałam otarłam łzy. Podeszłam do swojego stanowiska pracy.
- Ariano. Co dziś robimy? - szepnęłam do Ariany. Żydówka. Miała tylko 15 lat, a już tak ciężko musi pracować w fabryce.
- Dziś robimy pistolety dla Niemców. Jeśli coś źle zrobimy to nas roztrzelają. - przełknęłam ślinę ze strachu.
- Pokażę Ci jak je robić. Patrz. - dokładnie obserwowałam jak to robi. Naśladowałam ją. Zrobiłam pierwszy pistolet. Niezwykle piękny jak na Niemiecki pistolet. Za tydzień mieli po nie przyjechać. Wrzuciłam do kieszeni Ariany chleb oraz marmolade. Robiłyśmy broń maszynowo. Po całym dniu pracy naliczyłam że zrobiłam 30 pistoletów, za to Ariana 43. W drodze do domu zobaczyłam jednego z tych Niemców których spotkałyśmy rano. Nie zobaczył mnie. Na szczęście. Nie miałam zamiaru rozmawiać z Niemcem. Za to Anita jak najbardziej. Rozmawiała z nimi. Usłyszałam śmiech Anity.
- Hah. Masz rację Edmund. A ty jak uważasz Kacper? -
- Tak... To było dobre... a, Anita... dlaczego nie przyszła twoja siostra? Wydaje się być bardzo miła... - spytał ten Niemiec który przyglądał mi się rano.
- Nie zwracaj na nią uwagi. Ona... wam nie ufa. Wszyscy opawiadali jej jacy wy jesteście nie dobrzy, źli, a tym czasem jesteście bardzo mili. A poza tym chyba jest jeszcze w pracy... Kacper... czy ona ci się podoba? - spytała. A on spojrzał się na nią nieśmiałym wzrokiem.
- Ja... / tak... - odpowiedział. Nie wierzyłam mu. Sama nie wiem... a może to prawda? Nie.... na pewno nie! On żartuje! Przekonywałam samą siebie. Weszłam do domu. Rzuciłam torbę na łóżko. Podeszłam do szafy. Wyjełam z niej koszule nocną. Poszłam się przebrać. Wróciłam do pokoju i opadłam na łóżko. Spojrzałam na zdjęcie. Ostatnie święta z tatą. Chwile patrzyłam na zdjęcie. Spojrzałam na drzwi które się otwierały. Stał w nich Marcin.
- Mam nadzieje że nie miałaś problemów przeze mnie. -
- Nie... nie przez ciebie. Ja zawsze pakuje się w kłopoty. Wiesz o tym. Nie martw się o mnie. To nie twoja wina. - - Ale Róża! To ja cie zatrzymałem! Gdybym cie nie za trzymał nie spóźniłabyś się! To moja wina... -
- Nie. Pokłuciłam się z Anitą... i zatrzymałam się. Zobaczyłeś mnie stojącą bezczynnie na ulicy, więc pomyślałeś że się nie śpiesze... Dobranoc Marcin. - wyjaśniłam i życzyłam dobrej nocy. Był smutny. Nie wiem czemu... chyba nie powiedziałam mu nic złego. Prawda?
- Dobranoc Rózia... - powiedział i wyszedł z pokoju. Zasnełam.
CZYTASZ
Stupid Heart
HistoryczneII wojna światowa. Dwudziestoletnia Róża mieszka w Warszawie razem z matką i siostrą Anitą. Jej brat Marcin został zberwowany do wojska Polskiego. Obecnie jest na froncie. Róża ciężko pracuje w fabryce, zaś Anita jest pielęgniarką w niemieckim szpit...