Buddyzm

500 62 14
                                    




-Rodzice mają jutro przyjechać na obiad. –poinformowałem chłopaka, kiedy już skręciliśmy w boczną ulicę. Naprawdę nie podobał mi się jego pomysł. Wolałem by po prostu odpuścił. Zrobilibyśmy sobie dłuższy spacer. To przecież samo zdrowie, prawda? –Mógłbyś zostać i tak cię traktują już jak przyszłego zięcia...

Usłyszałem cichy śmiech, a kiedy spojrzałem w bok zaczął kręcić zarumieniony głową. Nadal nie mógł się przyzwyczaić do tego słowa. Zięć. Ale taka była prawda. Chciałem by ze mną był, on też tego chciał. Za parę lat, jeżeli by zalegalizowali takie śluby, to od razu bym przyklęknął. Zresztą. Do przyklęknięcia mi nawet prawo nie przeszkadzało.

-W takim razie mogę dzisiaj zostać na noc, a jutro wszystko razem przygotujemy? Już widzę jakbyś ugotował ten obiad... -zaśmiał się chłopak, lekko ściskając moją dłoń.

-Ej! Aż tak źle nie gotuj... -zacząłem, ale zaraz mi przerwano.

-Co miałeś zamiar zamówić? –zaśmiał się jeszcze głośniej rozbawiony moim zachowaniem. Chyba mnie już za dobrze znał. Powinienem się bać czy się cieszyć?

-Sushi... -przyznałem zakłopotany, pocierając tył głowy trochę z zażenowania. Powinienem już potrafić ugotować coś lepszego niż zwykły obiad. Coś bardziej uroczystego. Co prawda moi rodzice tego nie oczekiwali, ale jednak wolałem się im odwdzięczyć za to wszystko co dla mnie robią. Mieszkanie, pieniądze, nauka. To wszystko było dzięki nim i byłem im bardzo wdzięczny. Poza tym oni nie są przyzwyczajeni do zwyczajnego jedzenia, tak zwanego na szybko. Gdyby zobaczyli co jadam to złapali by się za głowę, pytając gdzie to tradycyjne koreańskie jedzenie? Ewentualnie bardziej wyrafinowane niż zwykłe płatki z mlekiem na śniadanie czy pizza na obiad.

-W takim razie Ci pomogę, pokażę, że jestem wart ich syna. –uśmiechnął się Felix, nagle ciągnąc mnie bliżej ściany, o którą się oparł. Pokręciłem głową, gdyż naprawdę była już późna godzina, a mrok wokół nas cały czas się pogłębiał.

-Co ty robisz, głupku? –spytałem, patrząc jak się do mnie szczerzy. Miał najpiękniejszy uśmiech, nigdy nie widziałem jeszcze ładniejszego, bardziej szczerego, takiego, że tworzyły mu się delikatne zmarszczki wokół oczu, a nos uroczo się marszczył.

-Zawsze chciałem to zrobić. –zaśmiał się, ciągnąc mnie bliżej siebie. –Pocałuj mnie, Changbin. Jak na tych wszystkich filmach.

Pokręciłem głową rozbawiony. Na tych wszystkich filmach zaraz by wyskoczył nam morderca, zombie czy cokolwiek innego zabijając jedną osobę, by druga patrzyła na śmierć ukochanego. Nie chciałem jednak mu tego mówić. Zabiłbym atmosferę, a Felix zaraz by się na mnie obraził do końca wieczoru zamiast rozmawiając ze mną normalnie, by jedynie burczał coś pod nosem.

Dlatego też podniosłem dłoń do jego policzka, delikatnie go głaszcząc kciukiem. Patrzyłem się jednocześnie w jego oczy, przez które za każdym razem moje serce biło tak szybko... Kochałem te małe iskierki, kochałem, kiedy był rozbawiony i kiedy jak w tej chwili był niecierpliwy. Powoli zbliżyłem się do niego subtelnie muskając jego usta swoimi, choć czułem przez jego ręce zaciskające się na mojej bluzie, że znów jestem zbyt powolny. Jednak nie chciałem niczego szybko robić. Wolałem by czuł i widział, że zależy mi na nim. Na jego duszy, na tym kim jest, a nie na jego ciele. Dlatego też mimo już dłuższego czasu, kiedy jesteśmy razem, nie posunęliśmy się dalej niż do żarliwych pocałunków.

Uśmiechnąłem się przy jego ustach, by zaraz spełnić jego prośbę i pocałować go mocniej. Jak i w każdy nasz pocałunek wkładałem w niego jak najwięcej emocji.
Z rytmu wytrąciły mnie ręce Felixa, które zawędrowały na moją szyję, by drażnić delikatnie mój kark. Ten mały diabełek znał niestety już wszystkie moje czułe punkty. Mruknąłem cicho, by za chwilę skończyć tą małą przyjemność i oprzeć się czołem o to jego. Koniec spotkał się z niezadowolonym jękiem chłopaka przez co się zaśmiałem odsuwając się i dając mu pstryczka w nos.

-Wystarczy ci. –powiedziałem patrząc na jego słodką minę, którą próbował mnie chyba przekonać do dalszych całusów. –Reszta w domu, słońce.

-Trzymam cię za słowo. Potrzebuje dużej dawki przytulania i pocałunków. –uśmiechnął się, lekko zawiedzony. Jednak złapał mnie za rękę i dalej kontynuowaliśmy naszą wędrówkę do mieszkania. Rozmowa jak zwykle nam się kleiła, od zwykłych szkolnych tematów, plotek, przez muzykę, aż po przyszłe plany na wakacje czy pracę.

W pewnym momencie usłyszałem kroki za nami. Nie przejąłem się nimi zbytnio, bo to normalne, że w mieście jest dużo ludzi. Nie tylko my mamy prawo iść tą ulicą. Jednak kiedy one utrzymywały się od paru minut, próbowałem spojrzeć dyskretnie za siebie. Moje serce na moment się zatrzymało, kiedy zobaczyłem mężczyznę w czarnej bluzie z założonym kapturem na głowę.

Próbowałem sobie wmówić, że po prostu za dużo filmów obejrzałem i teraz mój mózg szaleje, ale kiedy spoglądając na mężczyznę po raz drugi ten uśmiechnął się do mnie, wiedziałem, że coś jest nie tak.

Ścisnąłem mocniej dłoń Felixa myśląc co robić. Do końca naszej drogi mieliśmy zaledwie minutę, dwie? Jeżeli on szedł za nami od dłuższego czasu i nic nam nie zrobił, to może nie ma zamiaru nas atakować? Szczególnie, że zaraz będziemy na strzeżonym osiedlu. To byłoby głupotą z jego strony.

-Coś się dzieje? –spytał chłopak obok mnie, chyba wyraźni czując, że jestem zdenerwowany. Uspokajająco zaczął gładzić kciukiem moją dłoń splecioną tą z jego.

-Nic, nic. Tylko... -powiedziałem, myśląc czy go martwić czy nie. Szczerze mówiąc za chwilę będziemy w domu, gdzie nic nam nie zrobią. Więc jest sens denerwować i jego? –Nic się nie dzieje, wybacz, przypomniałem sobie o teście z angielskiego w poniedziałek...

Nienawidziłem go kłamać, ale kiedy już widziałem nasz blok nie było sensu, by mówić prawdę i psuć mu wieczór. Może to był tylko dzieciak, który nie miał co robić? Stanęliśmy przed klatką, zacząłem szukać gorączkowo kluczy, jednocześnie patrząc gdzie jest tajemnicza postać. Lecz ta... Jakby się rozmyła w mgle. Nigdzie nie było go widać. Odetchnąłem z ulgą, jednocześnie z tego powodu, jak i dlatego, że wreszcie znalazłem klucze. Nie umknęło to jednak uwadze Felixa, który zmartwiony, zabrał ode mnie zakupy, bym mógł otworzyć i położył dłoń na moim ramieniu masując je lekko.

-Chodzi o coś jeszcze, prawda? –spytał nie oczekując chyba odpowiedzi, bo zaraz dodał. –Nie będę pytał tylko uspokój się...

Weszliśmy po schodach na drugie piętro, otwierając mieszkanie i dopiero tam poczułem się bezpiecznie. A kiedy Felix objął mnie od tyłu i przytulił chowając twarz w mój kark, wiedziałem że jestem w domu.

Jednak to był dopiero początek.

  Come as you are, as you were
As I want you to be
As a friend, as a friend  

--------------------

Myśleliście, że się coś stanie? Nah! Jutro walentynki nie zrobiłabym wam tego <3 

Mam nadzieję, że spędzicie fajnie jutro czas ze swoją drugą połówką, pizzą albo z fanfikami jak pewnie ja hah <3 

Nirvana | ChanglixOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz