Kibō

329 57 11
                                    

Felix POV

Co chwila zerkałem zdenerwowany na zegarek, patrząc na godzinę. Changbin miał wrócić jakąś godzinę temu, a nadal go nie było. Nie wiedziałem co o tym wszystkim myśleć. Coś się stało? Po prostu może duża kolejka była? 

Sprzątałem z drżącymi rękami, myśląc jaki opieprz dostanie ten leń, kiedy wróci. Zostawiać mnie z tą całą robotą? Teraz na pewno nie zdążę upiec ciasta, które jego rodzice wręcz uwielbiali. Westchnąłem, kończąc odkurzać salon. Wszystko było już zrobione, a ja czułem się padnięty. Powinienem pójść pod prysznic, zabrać swojemu niewdzięcznemu chłopakowi jakieś ubrania na przebranie, coś co nie byłoby dresami, w dodatku w czarnym kolorze... 

Swoją drogą nie rozumiałem jego przywiązania do ciemnych kolorów, kiedy był chyba najbardziej uroczą osobą, którą znam. 

Szybko się ogarnąłem, poświęcając chyba najwięcej czasu włosom i nadal co parę sekund patrząc na to która już jest godzina. Nie potrafiłem wysiedzieć, cały czas krzątając się po mieszkaniu i poprawiając książki na półkach, zdjęcia na komodzie, myśląc co się stało, że się spóźnia. Zaczynałem się bać. Jeżeli miał wypadek? A teraz jest w szpitalu? 

Zaraz jednak się zganiłem. 

-Może po prostu spotkał Hyunjin'a? Przecież mogli się zobaczyć, mieszka niedaleko, tak? -mówiłem do siebie, chodząc zdenerwowany w kółko. 

-Pewnie się spotkali, stracili poczucie czasu...- mówiłem cicho, wyglądając przez okno, chciałem w to wierzyć. Chciałem być zły, móc się wściekać na niego, za te wszystkie godziny. Za to, że mnie zostawił. Za to, że musiałem się martwić.

Jednak w duchu cały czas się bałem. To było do niego niepodobne... 


  ~

Po samotnie spędzonej godzinie, w której próbowałem oderwać swoje myśli od tego co mogło się stać. Podczas której dzwoniłem do wszystkich naszych i jego znajomych. Nikt nic nie wiedział. Nikt go nie spotkał. Nikt nie słyszał nic. 

Przeklinałem się w myślach za to, że nie przypilnowałem, żeby wziął ten idiotyczny telefon. Może by odebrał? Powiedział spokojnym głosem: "Kochanie nic mi nie jest, zaraz będę, przepraszam"

Traciłem jednak powoli nadzieję, zaczynając sprawdzać w internecie numery pobliskich szpitali. 

Bo czy to normalne robić zakupy 5 godzin? Zakupy, które powinny zająć 10 razy mniej czasu? 

Siedziałem tak myśląc, aż do momentu, kiedy usłyszałem wyczekiwany przeze mnie dźwięk. Dzwonek do drzwi. Jeszcze nigdy tak nie biegłem do drzwi, nie myśląc o niczym innym niż uderzyć tego głupka. 

-Changbin! Gdzie... -urwałem szybko, kiedy za drzwiami, nie zobaczyłem niskiego uśmiechniętego bruneta, tylko dwójkę dorosłych eleganckich dorosłych. Speszyłem się, nie powinienem być w ich towarzystwie tak gwałtowny. 

Rodzice Changbina zawsze byli poważni, napawali mnie ogromnym szacunkiem, przez to ile osiągnęli własną pracą. Ale jednocześnie byli tak przyjaznymi ludźmi, że nie dało się nie uśmiechać w ich towarzystwie. Mimo tego, nadal byłem spięty i bałem się czy nie palnę czegoś głupiego. 

I chyba właśnie to zrobiłem...

-Dzień dobry... -powiedziałem, patrząc na swoje skarpetki i wpuszczając państwa Seo dalej do przedpokoju.

-Dzień dobry Felix. -powiedziała mama Changbina, przytulając mnie krótko na przywitanie. Rozluźniło mnie to trochę, jednak nadal nie wiedziałem jak powinienem się zachować. W końcu to nie był mój dom. Mnie nie powinno tutaj być. Mimo, że byłem lubiany, przez dwójkę dorosłych, zostawiających płaszcze na wieszaku, nie wiedziałem co lubią. Jak ich ugościć. Tym sprawami zawsze zajmował się Changbin. Zawsze robił herbatę, kawę, zaczynał tematy na które można było porozmawiać. 

-Coś się stało? Trzęsiesz się cały. -spytała kobieta odwracając się w moją stronę i podnosząc moją twarz wyżej. Robiła to tak delikatnie, a jej dłonie przypominały mi te należące do jej syna. Bałem się, że się zaraz rozpadnę. 

-Jesteś strasznie blady, dobrze się czujesz? -spytał mężczyzna, zaraz stawiając pytanie, którego się najbardziej obawiałem. Na którego odpowiedzi nie znałem, a tak bardzo chciałem ją poznać. -Gdzie jest Changbin?

-Ja... Nie wiem, proszę pana. -powiedziałem, znów spuszczając głowę w dół, próbując zatamować łzy, które zaczęły napływać do moich oczu. Czułem się tak bardzo bezsilny. Nie potrafiłem powiedzieć, gdzie jest najważniejsza osoba w moim życiu, czy jej nic nie jest, czy jej nic nie boli. 

A co jeśli go już nie ma z nami? 

-Spokojnie, Felix -zaczęła kobieta, gładząc delikatnie moje ramię, przez co zacząłem rozpadać się jeszcze bardziej, choć nie powinienem. Takie zachowanie było przy nich niedopuszczalne. -Jaebum? Zrobisz herbatę? 

Nie mogłem zachować spokoju, bałem się. Dopóki byłem sam mogłem się denerwować, wypierać. Ale... To wszystko pękło niczym bańka mydlana, a wszystkie emocje zaczęły ze mnie uciekać, kiedy prowadzono mnie na kanapę, na której zawsze oglądaliśmy filmy i śmialiśmy się. Na której często zasypialiśmy, nie mając siły iść do sypialni. 

Wspomnienia łączyły się ze strachem. Gdzie on jest? Czy to ma związek ze wczorajszym dniem? Widziałem, że cały czas się odwracał, był spięty, bał się. Nie zareagowałem. Jak okropną osobą byłem, że to zignorowałem? 

-Wypłacz się, skarbie... -powiedziała kobieta, pewnie mnie przytulając. To, że przemoczę jej bluzkę, że robię z siebie w tym momencie dzieciaka, który myśli jedynie o sobie, spadało na drugi plan. 

Bałem się. 

Przez następne minuty, uspokajałem się, otulony kocem, gładzony przez dłonie mamy Changbina, wspierany przez jego tatę. Dopiero po pewnym czasie, mogłem mówić. Opowiedziałem im wszystko, to, że nigdy się tak nie zdarzyło, że nikt nie słyszał o nim, że wczoraj był zdenerwowany, kiedy wracaliśmy, że nie ma już go ponad 7 godzin...

Obdzwoniliśmy razem wszystkie szpitale, jednak nie było go w nich. Traciłem nadzieję. To miał być miły dzień. 

Kolejny idealny w swojej nie idealności. Miał być naznaczony uśmiechem, błyskiem w oczach i akceptacją. Miał być naznaczony szczęściem. 

Chodziliśmy nerwowo po salonie, trzęśliśmy się na kanapie, próbowaliśmy zachować spokój, choć w środku, każda osoba z będących w tym mieszkaniu umierała. Ze strachu, z braku nadziei, ze złych przeczuć. Nie miałem już łez do wylania. Pozostał jedynie mocny ucisk na sercu, prawie jakbym zacisnął pięść na nim, nie mogąc jednocześnie oddychać. 

Podczas dzwonienia na policję, powiedzieli nam, że zaginięcie można zgłaszać dopiero po 24 godzinach od zniknięcia osoby. Przez ten czas tak dużo może się zdarzyć... Co jeśli będzie już za późno? 

Byliśmy bezsilni wobec naszych zmartwień, wobec paraliżującego uczucia, które się jedynie pogłębiało, zostawiając nas jak skamieniałych pośród swoich myśli. 

Nasza nadzieja się jednak obudziła późnym wieczorem, kiedy po raz drugi tego dnia zadzwonił dzwonek do drzwi. Moja serce na nowo zaczęło bić, a w głowie się zakręciło od szybkiego wstania. 

Modliłem się, by był to mój Binnie...


______________

COMEBACK! :) 


Mam nadzieję, że tęskniliście. Nie wiem w sumie co napisać, ale ostatnie tygodnie były dla mnie ciężkie, dlatego nie pisałam, straciłam ochotę do wszystkiego. W sumie nie jest lepiej, ale jakoś próbuje się zmobilizować i mam nadzieję, że docenicie i rozdział i wszystko. 

Dziękuję za czekanie na następny rozdział, bo mimo, że czasem nie chce mi się pisać, to jednak sprawia mi to przyjemność, pisanie i czytanie później waszych komentarzy. 


Dziękuję. 

Nirvana | ChanglixOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz