Rozdział 11

415 44 40
                                    

Następnego ranka na zbiórce czułam się nawet nieźle, patrząc przez pryzmat ostatnich dni, co było bardzo pomocne, bo odkąd się pojawiłam czułam na sobie badawcze spojrzenie Ezarela. Jakby się bał, że moja dolegliwość może przeszkodzić w misji. Pfff, niedoczekanie jego. Nie miałam zamiaru być ciężarem.

- Wyruszamy! - obwieścił Valkyon po odliczeniu się. Przewiesiłam łuk przez ramię i powlokłam się za resztą. Tym razem również starałam się trzymać samego końca, jak najdalej od szefów, jednak Ezarel pokrzyżował moje plany. Podczas gdy faelien przewodził całej grupie, elf postanowił iść obok mnie. Popatrzyłam na niego zaskoczona, ale on udawał, że mnie nie widzi.

- Co ty tu robisz? Nie powinieneś iść razem z Valkyonem? - zapytałam. Chłopak spojrzał na mnie z zadziornym uśmiechem, ale w jego oczach dostrzegłam zmartwienie.

- Pilnuję tyłów, żeby tacy jak ty nas nie opóźniali. - wywróciłam oczami. No tak, zapomniałam, że Ezarel to prawdziwe ucieleśnienie matki Teresy. Zaśmiałam się, a mój śmiech przerodził się w nieprzyjemny kaszel. - Ahito? Co się dzieje? - zapytał spanikowany. Pokręciłam głową, żeby dać mu znak, że jest ok. Wyciągnęłam z niewielkiej, przypinanej kieszeni naczynie z syropem i pociągnęłam łyk.

- Nic. Zapomniałam wziąć eliksiru. - skłamałam. Prawda była taka, że brałam go tuż przed zbiórką. Elf popatrzył na mnie podejrzliwie a potem zjechał wzrokiem na fiolkę w mojej dłoni.

- Jeszcze tyle zostało ci z tego pierwszego eliksiru? - zdziwił się. Naczynie było do polowy opróżnione, tyle że był to już drugi wykonany przez niego syrop. - To po coś ty mnie w ogóle prosiła o nowy co? - parsknął, ale wyglądał jakby mu ulżyło. 

- Przezorny zawsze ubezpieczony. - zaśmiałam się i miałam nadzieje, że nie wyłapie sztuczności w moim głosie.

- Skoro tak mówisz. - westchnął, odwracając głowę i skupiając się na otoczeniu. Tym razem doszliśmy zdecydowanie dalej niż za pierwszym. Znałam już ten teren, często chadzałam tu z Mundoku na nasze "lekcje".  Kiedy dotarliśmy do głębokiego lasu Valkyon przystanął. 

- Dobrze, macie chwilę dla siebie, ale nie traćcie czujności i nie oddalajcie się zbytnio. Starajcie się poznać las. - polecił krótko i stanął pod jednym z drzew, czujnym wzrokiem obserwując teren. Z westchnieniem usiadłam na ziemi tak jak stałam, nie będąc w stanie zmusić się do dłuższego stania i starałam się wyrównać oddech, kiedy moją uwagę przykuła rozmowa szefów straży. Czy ja przypadkiem nie słyszałam swojego imienia?

- Miej na nią oko, mam wrażenie, że się przemęcza. - mruknął Ezarel, a ja musiałam się zmusić, żeby nie odwrócić głowy w ich stronę. - Jestem prawie pewien, że przedawkowuje mój eliksir. W czasie drogi tutaj wzięła go ukradkiem aż cztery razy. - jego rozmówca musiał spojrzeć na niego z niemym pytaniem, bo z westchnieniem zaczął wyjaśniać. - Jedna dawka powinna starczyć jej co najmniej na pół dnia, nie na dziesięć minut. Poza tym jest strasznie blada i wygląda na wycieńczoną. - w jego głosie pierwszy raz nie słyszałam żadnej złośliwości czy sarkazmu.

- Zajmę się tym. - odparł Valkyon, jak zawsze krótko i treściwie. Aż się uśmiechnęłam. 

Nie bardzo wiem ile tam siedzieliśmy, ale Robin i Leah dotrzymywali mi towarzystwa. Oni chyba również byli zmartwieni moim stanem zdrowia. Za plecami natomiast cały czas czułam obecność generała Obsydianu.

- Dwuszereg twórz! - usłyszałam krzyk Ezarela. Elf stał na środku niewielkiej wolnej przestrzeni a z różnych stron zbiegali się uczestnicy naszej misji i ustawiali się przed nim w dwójkowym rzędzie. Musiałam się ruszyć... Musiałam...

- Ahito? Chodź idziemy. - przeniosłam wzrok na Robina, który pochylał się nade mną z wyciągniętą ręką. Za nim z pokrzepiającym uśmiechem stała Leah.

Utracone Życie *Eldarya* (HIATUS)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz