Weszliśmy do lasu, czujnie rozglądając się na boki. Nie rozmawialiśmy ze sobą, skupieni na zadaniu, więc kiedy w oddali rozległ się krzyk i płacz dziecka, nasze głowy odwróciły się w tamtą stronę.
- Dziecko... - wyszeptałam przestraszona. Co ono robi w środku lasu? Wymieniliśmy zaniepokojone spojrzenia, a ja zerwałam się do biegu. Po krokach które słyszałam tuż za mną wywnioskowałam, że elf podąża moim śladem.
Przedzieraliśmy się przez chaszcze, które skutecznie spowalniały nasz bieg i zostawiały zadrapania na moich odsłoniętych ramionach i łydkach, więc odetchnęłam z ulgą, kiedy w końcu udało mi się dotrzeć do miejsca, gdzie roślinność się przerzedza. Nie trwało to jednak długo. Nim zdążyłam jeszcze obeznać się w sytuacji zostałam pociągnięta za drzewo. Ez oparł się o pień plecami, przyciskając mnie ciasno do siebie i zatykając mi usta ręką.
Zdjęłam jego dłoń z twarzy i przekręciłam delikatnie głowę, żeby móc zobaczyć przed czym się chowamy. Z zaskoczenia zassałam powietrze przez zęby. Przed nami na niewielkiej polance siedziało żółwiopodobne stworzenie i płakało, a niecałe dziesięć metrów od niego krążył ogromny, czarny wilk.
- Blackdog? - zapytałam szeptem swojego towarzysza, zerkając ukradkiem na jego spiętą twarz. Widziałam je już wcześniej, ale tylko na zdjęciach gdyż nie był to ich naturalny teren występowania.
- Tak, ale co on tu robi? - zastanowił się elf, równie cicho. - Cholera, nie mamy żadnej broni, jak mogłem być tak bezmyślny? - warknął na siebie, usilnie zastanawiając się nad rozwiązaniem... Niestety nie mieliśmy na to czasu, bo kółka które zataczał potwór stawały się coraz mniejsze i niechybnie nawet smród i płacz kappy nie były by w stanie go powstrzymać przed atakiem.
-Odciągnę go, ty zabierz małego w bezpieczne miejsce. - zadecydowałam, wykonując krok, który został gwałtownie przerwany przez dłoń Ezarela, zaciskającą się jak imadło na moim nadgarstku.
- Chyba sobie ze mnie żartujesz. - warknął. - To niebezpieczne, musimy wymyślić coś innego. - dodał, a ja cicho jęknęłam, bo jego palce zacisnęły się jeszcze mocniej.
- Nie mamy wyboru, blackdog zaraz zaatakuje, a ty marnujesz czas na bezsensowne spory. - odparłam zdenerwowana, bezskutecznie próbując się wyszarpnąć z bolesnego uścisku. Kiedy zauważyłam, że ma zamiar dalej dyskutować dodałam szybko. - Poza tym to wy proponowaliście użycie mnie jako przynęty, a teraz nadarza się świetna okazja żeby "zgubić mnie w lesie". - zacytowałam jego słowa, a elf skrzywił się. W jego oczach zabłysło coś na kształt poczucia winy. Patrzył na mnie błagalnie, w niemym proteście, ale na nasze nieszczęście kappie kończył się czas i nie mogłam pozwolić sobie nawet na chwilę wahania.
Postanowiłam zmienić strategię. Zamiast wyszarpywać się zrobiłam krok w jego stronę i objęłam go ciasno w pasie, przyciskając policzek do jego obojczyka. Przez chwilę stał nieruchomo, skamieniały z zaskoczenia i jedyną oznaką życia było jego wciąż przyspieszające bicie serca, jednak kiedy tylko przetrawił wszystko co się dzieje jego reakcja była dokładnie taka jakiej oczekiwałam. Odepchnął mnie z taką siłą, że niemal się wywróciłam.
- Co ty wyrabiasz?! - wrzasnął, ale mnie już nie było. Chwyciłam gałąź leżącą niedaleko i pobiegłam w stronę potwora.
- Hej! Piesku! Tu jestem! - wydarłam się ile sił w płucach, wymachując rękami. Udało mi się zwrócić na siebie uwagę blackdoga, jednak tylko na chwilę, bo zaraz potem ruszył wprost na kappę.
- Biegnij w lewo! - usłyszałam krzyk Ezarela. Spojrzałam na niego zdezorientowana. Przecież to dokładnie odwrotny kierunek. - Zaufaj mi, BIEGNIJ! - krzyknął desperacko. Postanowiłam tym razem go posłuchać i dobrze zrobiłam, bo chwilę po tym jak wznowiłam bieg bestia z niesłychaną zwrotnością zrobiła obrót i rzuciła się w moją stronę.
CZYTASZ
Utracone Życie *Eldarya* (HIATUS)
FanfictionWchodząc w ten cholerny krąg grzybów, nawet nie śniło mi się, że może mnie coś takiego spotkać... Bo kto normalny zastanawia się, czy po wejściu między grzybki nie teleportuje się przypadkiem do innego wymiaru?! Nie jestem już dzieckiem i takie marz...