Promienie słońca przedzierały się przez uchylone w pokoju okno. Schowałam głowę w poduszkę, nie chcąc jeszcze wstawać, a do mojego nosa dotarł przepiękny zapach lilii. Będę tęsknic za tym zapachem, za moją pościelą i małym skromnym pokoikiem. Będę tęsknić za rodziną domem, ale wiem, że muszę to zrobić, jeśli chcę zacząć żyć na nowo. Muszę wyjechać. Podniosłam głowę i zerknęłam na zegarek stojący na szafce nocnej. Jeśli chciałam zdążyć na samolot ,musiałam wstać z łóżka, co wbrew pozorom nie było takie łatwe. Skopałam kołdrę na podłogę i leniwie stanęłam nogami na miękkim dywaniku. Spojrzałam na swoje odbicie w lustrze wiszącym na przeciwległej ścianie.
No cóż, nie jest tak źle, bywało gorzej. Moje włosy dzień wcześniej umyte i wyprostowane wyglądały całkiem nieźle, na twarzy nie zauważyłam żadnych wyprysków, które mogłyby popsuć moje pierwsze wrażenie w nowej pracy. Dzień zapowiadał się całkiem nieźle. Skierowałam się do kuchni, a gdy tylko otworzyłam drzwi poczułam zapach świeżo parzonej kawy. Słyszałam śmiech mojej mamy i głos taty. Odkąd pamiętam byli szczęśliwym małżeństwem, kłótnie zdarzały się rzadko i nawet jeśli nie wystarczało nam do ostatniego dnia przed wypłata oni potrafili znaleźć plusy sytuacji. Uwielbiałam ich za to. Leniwym krokiem kierowałam się do pomieszczenia skąd dochodziły odgłosy rozmowy. Mama właśnie nalewała sobie kawy do kubka, a ja już instynktownie wiedziałam, że był wypełniony w połowie mlekiem... To jedna z niewielu rzeczy, które łączą mnie z mamą. Kawa z dużą ilością mleka. Tata zwolennik zwykłej czarnej kawy twierdzi, że to, co my śmiemy nazywać kawą z mlekiem, powinno nazywać się mlekiem z kawą.
- Livia... Miałam właśnie cię budzić skarbie - mama powiedziała z uśmiechem, gdy mnie zobaczyła - Napijesz się kawy?
- Poproszę mamuś. Co czytasz tato? - zapytałam, patrząc na ojca trzymającego w rękach gazetę.
- Tak sobie przeglądam, ale nie ma nic specjalnie ciekawego - tata uśmiechnął się do mnie przyjaźnie i zaprosił gestem do stołu.Rodzinne śniadania to była już niemalże tradycja. Od kiedy byłam mała wszyscy siadaliśmy rano przy rodzinnym stole, pięknie zastawionym przez mamę. Rodzice często wracali późno z pracy, a nawet jeśli tak nie było to ja uczyłam się do bardzo późnego wieczora, więc spotkania w czasie obiadów lub kolacji były prawie niemożliwe. Oczywiście wykorzystywaliśmy każda z możliwych okazji do rodzinnych posiłków, ale tak naprawdę to śniadania były tymi najważniejszymi. Rozmawialiśmy o naszych planach na kilka następnych godzin, czasami o tym, co działo się dzień wcześniej zdarzało się też wspominać bardziej odległą przeszłość, to jak uczyłam się jeździć na rowerze lub to, jak poznali się rodzice. W niektóre dni do naszego domu na śniadanie wpadali przyjaciele w jeszcze inne dziadkowie. Każdy z nich był miłe widzianym gościem na śniadaniu, a mama zawsze przygotowywała coś na zapas. To moje ostatnie śniadanie zjedzone z rodzicami i wiem też, że to kolejna rzecz, za którą będę tęsknić.
- Livio, jakie masz plany na dzisiejszy dzień? - zapytał tata ze sztucznym uśmiechem. Dla wszystkich było bardzo bolesne to, że wyjeżdżam tak krótko po skończeniu szkoły, bo zaledwie po tygodniu.
- No cóż, tatku jestem już spakowana więc plan na najbliższe kilka godzin to wsiąść w samolot, a kiedy już wyląduje pojechać do nowej pracy.
- Livi Nowy York to olbrzymie miasto, w którym nigdy nie byłaś martwię się, że się zgubisz córeczko. - mama zaczęła z przejęciem.
- Vanesso Livia jest już dużą dziewczynką prawda? - skinęłam na jego słowa z uśmiechem, uwielbiałam, gdy mnie tak nazywał - A więc nie zgubi się w tym wielkim mieście.
- Tak mamo, tata ma rację. Poza tym pani Morgan obiecała, że wyślę po mnie kogoś na lotnisko - powiedziałam, starając się uspokoić mamę, co jakoś mi się udało.***
Stałam właśnie na wielkim lotnisku w Nowym Yorku z jedną niezbyt duża walizka w ręce. Wzrokiem szukałam tabliczki z moim nazwiskiem i cudem udało mi się ją znaleźć, wśród kilkudziesięciu innych. Podeszłam do mężczyzny w wieku zbliżonym do mojego ojca. Był ubrany w czarny garnitur, wyglądający na dość drogi. Nie miał krawata, a jego koszula miała rozpięte dwa pierwsze guziki. Brązowe włosy przyprószyła lekko siwizna, a na twarzy miał kilkudniowy zarost.
- Ty jesteś Livia? - zapytał miękkim głosem.
- Tak nazywam się Livia Everret. - potwierdziłam to co miał napisane na tabliczce, która trzymał w dłoniach, a on zmierzył mnie wzrokiem od stóp do głów.
- Świetnie, jestem Greg - powiedział z uśmiechem - Daj walizkę, pomogę ci zanieść ją do samochodu. Musimy się pospieszyć, Khaty już czeka.
- Khaty? - zapytałam, nie do końca rozumiejąc o kim mówi. Byłam przekonana, że nie jest to pani Morgan, która przeprowadziła ze mną rozmowę kwalifikacyjną, bo przedstawiła mi się jako Amanda Morgan.
- Panią Black, Khaty Black, czyli nasza pracodawczyni. Nie miałaś jeszcze okazji jej poznać - tłumaczył w drodze do auta, otworzył mi drzwi, a ja wsiadłam. Kiedy zauważył moje zdenerwowanie dodał - Spokojnie Livio... Kathy to naprawdę miła i kochana osoba nie masz się czym przejmować.Droga do apartamentu minęła nam na przyjemnej rozmowie. Dowiedziałam się wielu ciekawych rzeczy o nowym mieście, pracodawcach i współpracownikach. Okazało się, że Greg pracuje u państwa Black od dwunastu lat, Amanda to jego żona i mają córkę w moim wieku o imieniu Sky. Pan Black prowadzi firmę i aby kogoś polubić musi go poznać natomiast pani Black to miła kobieta, która uwielbia wszystkich bez wyjątku. Mają też syna, który przyjeżdża za dwa dni z Francji.
Zanim się obejrzałam byliśmy już na podziemnym parkingu. Wysiadłam z auta i skierowałam się za Gregiem. Weszliśmy do windy, a mężczyzna wcisnął guzik z największą liczbą. Winda ruszyła, a ja zachwiałam się lekko nieprzyzwyczajona do jeżdżenia tą mechaniczną klatką. Zawsze używałam schodów, ale jeśli miałam po nich wejść na czterdzieste piętro, wolałam użyć windy. Podróż na górę dłużyła mi się niemiłosiernie, a na dodatek zżerał mnie stres. W nerwowym tiku zaczęłam wygładzać moją bluzkę i zdejmować z siebie niewidzialne paproszki. Greg widząc to zaśmiał się cichutko. W końcu winda zatrzymała się, a gdy wysiadłam moim oczom ukazało się dwoje drzwi. Skierowaliśmy się do tych okazalszych, pięknie zdobionych.
CZYTASZ
In His Blood
Romance- Nie wierzę, że mnie tu zabrałeś... Te widoki... Aż palce świerzbią żeby coś namalować... To niesamowite... - Dla ciebie wszystko mała - wyszeptał mi do ucha, przygryzając lekko jego płatek - Ale należy mi się za to podziękowanie... Odwracam się tw...