Część 4: Żale

613 61 50
                                    

Gdy Geralt wybudził się z drzemki, słońce zaczęło chylić się ku zachodowi. Wyjrzał z niepokojem na polankę, lecz Bierut dalej siedział na tym samym pniu, żaląc się samemu sobie. Tylko flaszka leżała kilka kroków dalej, ciśnięta zapewne w napadzie gniewu.

– Luśka... Lusieńka... Słyszysz mje? Kurwa, ja... ja żem nje chciał żebyś mje ostawiauła, Luśka, tylkho ciebie w życiu kochałuem, syszysz?! Tylkho!

Wtem rozległ się ryk. Ziemia zadrżała, a ptactwo zerwało z pobliskich drzew, wzbijając w niebo z łopotem skrzydeł. Geralt wyskoczył z krzaków w niemal tym samym momencie, co potwór. Bydlę było wielkie jak stodoła – na oko miało dwa metry wysokości i ze cztery długości. Gdyby zaś stanęło na dwóch łapach, niechybnie dorównałoby rozmiarami lodowym olbrzymom, o których wiedźmin niejednokrotnie czytał jeszcze w Kaer Morhen.

Basior, czarny jak smoła, palił wiedźmina przez chwilę wzrokiem czerwonych ślepi. Geralt czuł, jak to spojrzenie więzi go w niewidzialnych okowach, jak mami jego umysł, usypia czujność. Sam nie mógł w to uwierzyć, ale miał wrażenie, że ktoś używa na nim aksji. Wiedział jednak, że było to niemożliwe – znaki składać potrafili tylko i czarodzieje i wiedźmini, a przed nim stał przerośnięty wilk! Potwór!

Bestia nieoczekiwanie wyrwała do przodu, wytrącając białowłosego z transu. Geralt cofnął się zaskoczony, ledwo nadążając za nią wzrokiem. Wilk nie potrzebował nawet rozbiegu, by osiągnąć pełen pęd!

Przez głowę wiedźmina mimochodem przemknęła myśl, że może być to jego ostatnie zlecenie.

Ruszył w stronę potwora z bronią w ręku, lecz, ku jego zdumieniu, stwór pomknął ku sparaliżowanemu strachem Bierutowi. Chłop, czując jak uginają się pod nim nogi, w ostatnim momencie rzucił się na ziemię. Nie dość szybko – ogromna łapa rypnęła go w żebra, odrzucając, jak szmacianą lalkę. Wieśniak uderzył twardo o ziemię i przeturlał się po ściółce. Choć był napruty jak bela, zerwał się na równe nogi, zupełnie jakby na widok Wilka wytrzeźwiał.

– Uciekaj! – krzyknął Geralt. Chwycił leżący obok kamień i ciskając go w bestię, by odwrócić jej uwagę. Ta zaryczała wściekle, potrząsnęła łbem.

– Spróbuj się z równym sobie – warknął, młynkując mieczem.

Stworowi nie trzeba było drugi raz powtarzać. Skoczyli ku sobie w jednej chwili – czarny Wilk i białowłosy zabójca potworów.

Geralt odbił w bok w ostatnim momencie, a potężne szczęki kłapnęły w miejscu, gdzie stał jeszcze przed sekundą. Obrócił się i chlasnął bestię po szyi. Ta zawyła z bólu i wściekłości, po czym natychmiast przystąpiła do kontrataku.

Z trudem zdołał uchylić się przed machnięciem wielkiej łapy. Nim jednak odzyskał w pełni równowagę, nadleciał drugi cios. Zakręcił się w piruecie, o włos unikając uderzenia. Nie zdołał jednak odsunąć się wystarczająco – szpony rozdarły koszulę i plecy, zabryzgując juchą pobliskie krzewy. Wiedźmin skrzywił się, lecz nie zwolnił – tańczył wokół stwora, a srebrny miecz wirował w zawrotnym tempie, tnąc pokryte futrem cielsko. Wilk nie pozostawał dłużny – atakował bez przerwy z przerażającą zapalczywością, za każdym razem chybiając o milimetry. Ciosy wyprowadzane były precyzyjnie, problemem jednak był przeciwnik – szybki, zwinny, nieuchwytny.

Oczy Geralta zabłysły, gdy dostrzegł okazję do śmiercionośnego ataku. Z rykiem zamachnął się na bestię i... Zamarł. Krzyk zastygł na jego ustach tak, jak i miecz w uniesionej dłoni.

Przed nim stało dziecko.

Dziewczynka, na oko sześcioletnia, patrzyła na niego wielkimi, szmaragdowymi oczami spod zmierzwionej, popielatej grzywki. Widział ją po raz pierwszy, była mu obca, a jednak... wewnętrzny głos, szósty zmysł, może instynkt, podpowiadał mu, że stojąca przed nim osóbka nie jest zwyczajnym dzieckiem. Czuł dziwną potrzebę podejścia do małej i odgarnięcia jej włosów z twarzy, by dotknąć lewego policzka. Nie miał pojęcia dlaczego, ale wiedział, że pod palcami wyczuje zgrubienie blizny. 

Wiedźmin: Obława na WilkaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz