Rozdział 4

2.6K 227 13
                                    

Rozdział 4

Dziewczyna zerknęła na mnie jeszcze, z nieszczerym poczuciem winy. Z całej siły zaciskałam dłoń na przedramieniu Elis. Nie mogłam wyjść zza kręgu ustawionych luźno ludzi, jakby coś trzymało mnie w miejscu. Blondynka odwróciła się i pociągnęła w dół koszulkę, uwydatniając biust. Nie przerywając marszu zgarnęła też przypominające siano włosy po przodu. Zatrzymała się przed trzema barczystymi mężczyznami. Zupełnie nie wiedziałam czemu stałam wciąż jak zaklęta w posąg, kiedy powinnam już dawno uciekać. Stałam jednak jakbym czekała na to, co się stanie. Jakbym miała nadzieję, że jednak nie zrobi tego na co się zapowiadało. Miała moją zemstę jak w banku. Odwróciłam się, nie puszczając dłoni przyjaciółki. Ostatnim co zobaczyłam była Alika pokazująca ręką w moją stronę. Ciągnęłam za sobą Elis, która jest trochę niezdarna i ciężko przychodziło jej przedzieranie się przez tłum, bo każdego przepraszała. 

- Lou, możesz mnie puścić? - krzyknęła za mną.

Odwróciłam się do niej za chwileczkę. Przy okazji orientując się czy nie poszli za mną. Dużym plusem był tłum, który wcześniej działał mi na nerwy. Byłam ogromnie wdzięczna tym niczego nie podejrzewającym ludziom. Szczególnie pomocne było to, że wyraźną większość stanowiły kobiety, a wiele z nich było w zbliżonym wieku. 

- Idą za nami, musimy ich zgubić - wytłumaczyłam, nie przerywając spokojnego, ale szybkiego marszu.

Nie mogłam  ulec panice i zacząć biec, bo wtedy tylko bardziej zwróciłabym na siebie uwagę. Tłum tylko się zagęszczał i coraz ciężej było mi się w nim poruszać. Mieli mnie na wyciągnięcie ręki, dlatego moje serce biło w panice. Nie byłam gotowa na spotkanie Crena, który jak się okazało wcale nie zamierzał mi odpuścić. 

Cztery godziny wcześniej

Stałyśmy na parkingu cpn'u przed wjazdem do niedużego miasteczka. Na ciemnej i porysowanej, a teraz dodatkowo niemiłosiernie nagrzanej masce samochodu, za pomocą puszek z colą utrzymywałyśmy mapę województwa. Czerwonym cienkopisem naznaczyłyśmy miejsca, o których mówił nam dziadek; miały skrywać wiele wilkołaczych rodzin. Nie były to aktualne dane, ale musiałyśmy pogodzić się z tym co miałyśmy. I jak najlepiej wykorzystać te informację. Uważnie studiowałam drogi, aby poruszać się tymi najmniej uczęszczanymi, a jednocześnie nie krążyć za bardzo z uwagi na bandyckie ceny benzyny, którą mróweczka pochłaniała jak Elis lody, w upalne dni.

- Zobaczymy to? - zapytała nagle ruda dziewczyna, odwracając moją uwagę od mapy.

Przed oczami miałam teraz ulotkę, którą zabrała ze stacji.

Grafik z pewnością nie starał się bardzo, ulotka wyglądała nieprofesjonalnie. Kolory były rozmyte, a czcionka ledwie widoczna. Mimo wszystko przekaz był jasny. Zapowiadało się na ognisko połączone z koncertem lokalnych muzyków, z okazji rozpoczęcia lata.

- Wiejski jarmark - skrytykowałam natychmiast.

To był jednak świetny pomysł, żeby zebrać miejscową ludność w jednym miejscu. Jeśli są tu jakieś wilki na pewno, choć jedno z nich pojawi się na tej zabawie.

- Uwielbiam takie obciachowe akcję - podekscytowała się dziewczyna.

- Jasne, może uda nam się upolować jakiegoś informatora.

Około godziny osiemnastej zdecydowałyśmy się przerwać poszukiwania i zjeść coś. Obie umierałyśmy z głodu, a ja nie czułam się najlepiej. Co prawda nie czułam się najlepiej od dłuższego czasu, ale determinacja utrzymywała mnie na nogach. Zostawiłyśmy więc samochód i pieszo przeszłyśmy w kierunku centrum miasta. Miałam wrażenie, jakby dręczyłam mnie przewlekła choroba morska, ale jakbym się czymś zatruła. Mimo, że nie wymiotowałam było mi niedobrze, a w brzuchy czułam niegasnące nawet na chwile podenerwowanie. Główna ulica była wyłożona kamieniem i stanowiła deptak, na którym nie miały prawa znaleźć się samochody. Małe sklepiku kusiły witrynami i stojącymi na zewnątrz towarami. Różnorodne stoiska z koralikami i bransoletkami biły się o uwagę z kioskami pełnymi pamiątek, sklepami "wszystko za pięć złoty" i małymi straganami z ubraniami. Elis nie zważając na moje cierpienia podchodziła do każdego kramu, dotykając materiałów i przymierzając czapki i kapelusze. Już po chwili miała w ręku niewielki pakunek, a jej oczy błyszczały podekscytowaniem.

BłądOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz