Rozdział 11

2.9K 197 20
                                    

Rozdział 11

Przeczucia

Nagle drzwi otworzyły się cichutko. Zastając mnie zamrożoną w chwili i jednym oddechu. Telefon zwisał mi niezręcznie z ust, a w moich palcach zakleszczone było prywatne, schowane starannie zdjęcie. 
- Kurwa - wymamrotałam, nie puszczając obudowy. 
Mogłam poczuć napięcie, które uformowało się w pomieszczeniu. Twarz Crena była jak z marmuru. Wykute na niej emocje przerażały mnie i sprawiały, że w żyłach zaczęła mi krążyć panika. Byłam taka głupia, myśląc że nikt mnie nie złapie. Miałam ochotę sobie przywalić. Zacisnęłam powieki z grymasem, nie wiedząc co teraz począć. Będzie zły, na pewno będzie zły. Nawet nie mogłabym skłamać. Wszystko było aż na zbyt jasne. 

- Co ty wyprawiasz? - zażądał odpowiedzi. 
Lód w jego głosie mnie sparaliżował. On nie był zły, emanowała od niego wściekłość. Moje nowe odkryte uczucia uderzyły pełną mocą. Jedna strona mnie miała ochotę zapaść się pod ziemie, a druga błagać o przebaczenie. Ta słaba cząstka nie zawahałaby się klęczeć i zanosić łzami. Otworzyłam oczy i wypuściłam z dłoni zdjęcie, by umieścić w niej telefon. 
- Ja.. ja - zająknęłam się nie pewna. 
Bo co właściwie miałabym powiedzieć? 


- Ty mała, niewychowana, dwulicowa... - nie skończył łańcuszka obelg. 
Gwałtownie złapał mnie za ramie niemal, wyszarpując z pomieszczenia. 

Kilka godzin wcześniej

          Crene zaczął hamować i zjechał na stację paliw. To było coś czego potrzebowałam, w zasadzie już zabierałam się do marudzenia, aby zatrzymał się na najbliższym postoju. Noga zaczynała dokuczać coraz bardziej i zrobiłam się głodna. Na betonowym podjeździe nie było innych pojazdów, a okolica zdawała się być wymarła, gdy wygramoliłam się z samochodu. Wciąż opatulałam się kocem, który blokował zimnym podmuchom wiatru dostęp do mojej skóry. Crene opierał się o samochód i rozmawiał przez telefon, a jego drażliwy towarzysz udał się w stronę toalet. Z żalem wrzuciłam koc na tylne siedzenie, nie zatrzaskując za sobą drzwi ruszyłam na tyły auta. Próbowałam podnieść klapę bagażnika, zrobienie tego jedną dłonią było niemal niemożliwe. Musiałam wygiąć śmiesznie dłoń i kciukiem przycisnąć odpowiednią powierzchnię. Wyjęłam z bagażnika swój duży, czerwony i skórzany portfel i machnęłam nim w kierunku sklepu, do patrzącego dziwnie (nie przerywając rozmowy telefonicznej) Crena. Gdy znalazłam się w środku uderzyło we mnie jeszcze zimniejsze powietrze. Sprzedawca był ubrany w firmowy srebrno-zielony polar i niespokojnie na mnie patrzył.
Zgarnęłam ze stoiska przy drzwiach magazyn o modzie. Z oszklonej półki patrzyły na mnie półnagie, wyuzdane panie więc nie wybierałam długo. Po drodze, nie przerywając swych poszukiwań zabrałam też paczkę M&Msów. Nie było to jednak to, po co przyszłam. Musiałam przespacerować się z papierem i słodyczami w jednej dłoni na drugą część sklepu. Minęłam zimne napoje i stojak z muzyką do samochodu. Dopiero przy kasie ujrzałam głęboki na wysokość dłoni, sięgający do kasy, metalowy koszyk. W oczy rzuciło mi się znajome opakowanie Apapu. Kosz stanowił siedzibę pudełek z plastrami, opakowań prezerwatyw i przeróżnych środków przeciwbólowych. Pogrzebałam chwilę i wyłowiłam opakowanie sterylnych gaz i plaster w taśmie. Zważywszy na fakt, że nie było żadnych innych klientów bezceremonialnie wywaliłam zakupy na ladę i kontynuowałam poszukiwania, spokojnie i bez pośpiechu. Odłożyłam też buteleczkę wspomnianego wcześniej Apapu. Długo szukałam czegoś co mogłoby pomóc mi z raną, a jedynym co znalazłam było pojedyncze, zapomniane sreberko z odkażającym proszkiem, wspomagającym gojenie. Ku niezadowoleniu chudego sprzedawcy rzuciłam na ladę jeszcze to. Niedaleko stoiska z gumami do żucia i jego klawiatury leżał bałagan moich zakupów.
- To wszystko? - zapytał chłopak za ladą.
Miał płowe włosy i długi nos, a na nim wąskie okulary w drucianych oprawkach. Praca stanowiła dla niego karę i był najgorszym możliwym rodzajem sprzedawcy, którego nie cierpiałam całą sobą.
- Ta.
- Czy ma pani kar... - zaczął swoją obowiązkową gadkę, mierząc mnie znudzonym spojrzeniem.
- Nie - wtrąciłam się szybko, czekałam tylko, aż zapyta czy interesuję mnie doładowanie telefonu czy ich produkt dnia. 

BłądOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz