Rozdział 8
Czas na lizanie ran
Patrzyłam w lustro, nie mogąc uwierzyć w odbicie. Na mojej twarzy wciąż widać było dziecięcą pulchność, nie miałam na to żadnego wpływu. Powoli przyzwyczajałam się do myśli, że to się nigdy nie zmieni. Moja mina nie była już obrażona, nie mógł mi tego tym razem zarzucić. Wydawałam się raczej przestraszona i skołowana. Moje oczy były jakby większe i bardziej szkliste. Uwydatniały je sine cienie. Pulchne wargi były blade i lekko rozchylone. Zimna stal noża nie była nawet odrobinę trzeźwiąca. W miejscu gdzie stykała się ze skórą widniał czerwony ślad. Czułam pieczenie i wstyd. Dłoń trzymająca ostrze nie drżała. Stanowiła pewien kontrast z moim policzkiem - była kilka odcieni ciemniejsza.
Poznaliśmy się kilka godzin temu, a on już trzymał nóż przy mojej twarzy. Bałam się myśleć w jakim kierunku podąży nasza znajomość.
Kilka godzin wcześniej
Mogłabym stać tak i patrzeć na niego latami. Jego widok nie zdołałby mnie znudzić. Gdyby nie obecność mojej Elis, zaginęłabym na zawsze w jego spojrzeniu.
Stojącej obok dziewczynie wyrwał się krótki szloch. Musiałam zamknąć na chwilę oczy, aby nie podzielić jej losu. Lewe oko wciąż pozostawało podrażnione i nawet nie chciałam myśleć o tym, aby je otworzyć. Serce bolało mnie na myśl o tym co przeżywała Elis. Odwróciłam głowę, aby na nią spojrzeć. Wydawała się taka krucha, podbite oko odcinało się od jej złocistej opalenizny. Łzy znaczyły ścieżki na policzkach. Pochwyciła moje spojrzenie i starała się chyba opanować lęk. Otarła dłonią policzki i wymusiła na usta pełen strachu uśmiech. Łzy nie przestawały jednak spadać z jej błękitnych oczu. Po chwili jakby się poddała. Puściła moją dłoń i upadła na mokry piach i liście. Poczułam się straszliwie samotna i bezbronna bez ciepła jej palców.
- Nie dam już rady - wymamrotała speszona.
Następnie ułożyła usta w słowo "przepraszam", ale nie pozwoliła, aby żaden dźwięk się z nich wydostał. Z trudem przełknęłam ślinę, pragnąć choć odrobinę nawilżyć suche gardło. Zebrałam całą swoją odwagę i siłę. Wszystkie pozostałe zasoby odpowiedzialności i zaradności.
- Co teraz będzie? - krzyknęłam cicho.
Mój głos brzmiał obco i piskliwie. Pięć par oczu śledziło każdy mój. On tylko stał tak i patrzył, skamieniały i nieczuły na wszystko wokół. Chciałam mieć pewność, że mnie nie skrzywdzą, że jestem już bezpieczna. Nie miałam jej jednak choćbym nie wiem jak się starała, jakiejkolwiek pewności. Wiara od zawsze z resztą przychodziła mi ciężko. Zbyt często słuchałam niegdyś pustych obietnic.
- Możesz powiedzieć jej, żeby przestała płakać. Nikt was już nie skrzywdzi - to z pewnością był beta.
O tak! - myślałam - byłoby naprawdę miło, gdyby nikt nas już nie dostał. Moja głowa wydawała się bardzo ciężka, a szyi z trudem przychodziło jej utrzymywanie. Myśli były zbyt długie i ciągnęły się w nieskończoność nim opuściły moją głowę. Nie pamiętałam, by kiedykolwiek chciało mi się tak pić. To było dominujące odczucie. Pić i spać. Tak, sen był mi zdecydowanie potrzebny.
- Nie ufam im Elis - powiedziałam tylko.
Nie tak cicho jak myślałam, bo musieli mnie usłyszeć.- Nie masz innego wyboru. - oznajmił mi miły sercu głos.
- Mam już dość - mamrotała ruda ze swojej miejscówki wśród igieł i liści.
W tej chwili chciałam żeby się tylko zamknęła. Nie pomagała mi swoim marudzeniem i jęczeniem, nawet jeśli miała do nich prawo. Ja też chciałam spać, ja też miałam już dosyć wrażeń. Pragnęłam skulić się u stóp Crena i zasnąć w cieniu jego siły i pewności siebie. I zrobiłabym to pewnie, gdyby nie ciężar mojej dumy. Tymczasem on zdecydował się na ruch. Spokojnie, jakby leniwie zbliżył się o kilka kroków. Wciąż dzieliły nas dobre trzy metry. Kujące trzy metry niepewności. Wyciągnął przed siebie dłoń, jakby dając mi wybór. Nie wiedziałam co zrobiłby, gdybym odwróciła się i poszła w swoją stronę. Myślę, że nie zakładał takiego rozwoju wydarzeń. Był zbyt pewny tego. że chwycę jego dłoń. Na jego łagodnej teraz twarzy nie widziałam cienia niepewności. Uniósł wysoko lewą brew, w reakcji na brak jakiegokolwiek ruchu z mojej strony. Przełknęłam z bólem ślinę i ruszyłam w jego kierunku, darując sobie spoglądanie na jego tryumf. Moje palce ujęły jego dłoń, trochę szorstką. To był delikatny dotyk, bałam się o swój wybity palec. On jednak, widać nie zdawał sobie sprawy z mojego bólu, bo po niecałej sekundzie pociągnął mnie w swoją stronę, zaciskając się na mojej dłoni.
- Nareszcie - mruknął trochę gburowato.
Sensację jakie wzbudził we mnie jego dotyk postanowiłam zostawić dla siebie. Zamknęłam nawet szybko usta, które uchyliły się w szoku. O jak bardzo chciałam przejechać dłonią w górę jego ramienia. Ustami zbadać powierzchnie widocznego nawet przez biały podkoszulek tatuażu. Odetchnęłam głośno, zwracając na siebie uwagę. Moje serce zabiło mocniej i głośniej. Zacisnęłam dłonie, trochę miażdżąc w jednej jego palce. Kątem oka widziałam jak cały się spina, jak jego mięśnie zaczynają drżeć. Poluźniłam uścisk i jakimś cudem wydostałam swoją dłoń z jego palców. Cofnęłam się kilka kroków i potknęłam o wystający korzeń. Upadłam na tyłek i poczułam zażenowanie i ciekawość jednocześnie. Zaniepokoi się czy zirytuję? Znów wpadłam w zasadzkę jego obecności. Świat wokół przestawał być interesujący. Cren obrócił się i jego oczy były zaskoczone i jakby zmieszane. Patrzył tak jakby nie wiedział co ma ze sobą zrobić.
- Wstanę sama - odezwałam się nieuprzejmie, zauważając że nie stara się mi pomóc.
Dlaczego nagle tego chciałam? Wystarczyło kilka minut by stopił mój charakter i nie byłam z tego zadowolona. Podniosłam się chwiejnie. Zmęczona skołowana i niemal bezbronna.
CZYTASZ
Błąd
LobisomemCzekała i zbroiła się, teraz pozostaje jej tylko odnaleźć go i zacisnąć szczęki na jego gardle. Co jednak, jeśli na swojej drodze spotka przeznaczenie? Wilka większego i groźniejszego, niż ona kiedykolwiek będzie? Dziewczyna, która straciła wszystko...