Rozdział 13
W oczach zaszkliły mi się łzy. Piekące i bolące.
- To nie wystarczy - powiedziałam zimnym, martwym głosem.
Byłam suką, szmatą, dziwką i nienawidziłam się ze wszystkich sił. Podła, głupia, wredna ździra.
Crene wyglądał jakbym nie zrobiła na nim żadnego wrażenia. Jakby był wyrzeźbiony z najtrwalszego rodzaju skały. Mogłabym się teraz ukarać, przeczołgać po rozżarzonym węglu. Połknąć kanciasty przedmiot, wytatuować powieki.
40 minut wcześniej
Siedziałam na zamkniętym sedesie, malując paznokcie u nóg na granatowo. Mokre włosy leżały ciężko na moim karku, a wokół unosił się zapach truskawkowego żelu pod prysznic, którego używała Elis. Dzieliła nas cienka osłonka, za która znajdowała się wanna.- Powinnaś popytać wśród ludzi Crena, może ktoś coś wie - odezwała się Ruda.
Położyłam kolejną warstwę lakieru, zanim odpowiedziałam.
- Nie lubią mnie - mruknęłam zgaszona.
Usłyszałam plusk i głośny śmiech dziewczyny.
- Dziiwne!
Małpa. Zawsze umiała pocieszyć mnie jak nikt inny.
- Dzięki mnie zarobiłyśmy osiem stówek, które pomogą nam wytrzymać do końca wakacji - opowiedziałam trochę się broniąc.
- Spoko, ale za to mamy kolejnych wrogów. Myślę, że jak się postarasz to ktoś cię polubi i będziemy miały te info.
Przygryzłam policzek. Ostatnim razem gdy próbowałam się z kimś zaprzyjaźnić by zdobyć informacje poznałam Alikę.- Będzie tak jak z Aliką.
- Bo może zakumpluj się z kimś za serio? Ludzie wyczuwają gdy chcesz ich wykorzystać.
Upuściłam stopę na zimne kafelki.
- Wiesz, to nie głupie. Może znajdę sobie jakąś nową przyjaciółkę, stary model działa mi na nerwy - rzuciłam kąśliwie.
Westchnięcie Elis było tak głośne, że chyba zatrzęsło całym domem.
- Wiem do czego zmierzasz.
Zakręciłam buteleczkę i wstrząsnęłam ją lekko, zanim ją ponownie otworzyłam i zaczęłam malować drugą stopę.
- To się zgódź - mruknęłam, choć nie przypuszczałam, że to będzie takie proste.
- Nie ma opcji, żeby zrobiła to za ciebie.
- Proszę
- No dobra, możesz już wyjść.
Zakręciłam buteleczkę i odstawiłam na kafelki.
- Dzięki, buraku.
Wyszłam i ruszyłam do pokoju Crena, uważając żeby nie dotknąć niczego paznokciami.
Zamknęłam za sobą drzwi jego pokoju i rozpięłam bluzę, rzucając ją na krzesło od biurka.
W Crenie było coś starego. Nie wyglądał oczywiście na starca, a jego oczy błyszczały niekiedy młodzieńczą siłą i stanowczości. Jego postawa i sposób bycia emanowały mądrością i statecznością. Przypominał mi trochę męża mojej babci, który nosił fantazyjne imię Ilia i ożenił się z siedemnastoletnią babcią, mając już lat około trzydziestu. Zmarł jeszcze przed moimi rodzicami, ale pamiętam go dokładniej niż ojca. Miał wodniste, opadające oczy o niespokojnym, niebieskim kolorze. Jego paznokcie były zawsze wypielęgnowane i nosił dużą niebieską marynarkę. Niknął w tej marynarce blady, kruchy i pomarszczony. Jego chude dłonie trzęsły się mocno gdy nalewał sobie koniaku do kryształowego kieliszka gdyż był już wtedy bardzo stary. Każdy wypełniał jego polecania, nawet nie zdając sobie sprawy, że to robi. Odpowiedzi na jego polecania przychodziły naturalnie jak deszcz i nie wymagały absolutnie żadnego zastanowienia. Pamiętam, że babcia zawsze krzyczała bym nie biegała obok "dziadzia" i przestała krzyczeć, ale jemu zdawało się to nie przeszkadzać. Czasem sadzał mnie na drewnianym oparciu swojego fotela i opowiadał o tym jak widział się z samym carem. Myślę, że brał mnie za trochę większe dziecko niż byłam. Nie rozumiałam nic z tego co mówił, jednak słuchałam go zawsze bardzo uważnie i zaciekawiona. Lubiłam ton jego głosu i to jak używał pięknie brzmiących słów, których nie rozumiałam. Mimo, że był kruchym staruszkiem i nawet za młodu był raczej niskiego wzrostu było w nim coś budzącego bezsprzeczny szacunek. Miał w sobie tajemniczą siłę i dumę ludzi, którzy dawno już nie żyją. Crene też nosił w sobie tę cząstkę istot, które istniały gdy wrogów wyzywało się na pojedynki, a świat nosił pończochy i szeleszczące koszule. Różne myśli krążyły mi w głowie gdy patrzyłam jak siedzi swobodnie na cienkim materacu, ale nigdy nie wędrowały w kierunku braku szacunku. Jakby krył się w nim jakiś szlachetny dawno zapomniany dżentelmen tamtych czasów, trącących trochę bajką. Przyjemnie było na niego tak patrzeć, mimo że trzymał w dłoniach mój telefon i bezskutecznie próbował przejść przez knock code.
- Jeśli zamierzasz na mnie krzyczeć, za to że ich ograłam to możesz sobie od razu darować - ogłosiłam, przezwyciężając uczucie zadumy i opierając dłoń na biodrze.
Odłożył urządzenie i podniósł na mnie niewinny wzrok. Wydawał się nawet trochę urażony, że oskarżam go o coś takiego.
- Przecież ja na ciebie nigdy nie krzyczę - odpowiedział ze zdziwieniem.
- Nieprawda, ciągle na mnie krzyczysz.
Podeszłam kilka kroków, oparłam się plecami o drzwi i zjechałam na podłogę. Siedzieliśmy na przeciw sobie, moja wyprostowana noga niemal dotykała jego luźno zgiętej.
Crene obruszył się nawet przez moment miał odrobinę obrażoną minę.
- Jak możesz tak mówić? - skomentował cicho.
Uniosłam lewą brew, jednak nie kontynuowałam tematu. Ułożyłam głowę na obejmowanym przez siebie kolanie. Była ciężka od myśli.
- Odbędziemy w końcu tę rozmowę, którą planujemy? - zapytałam trochę niezręcznie.
Lekko trąciłam go stopą jakbym chciała go zachęcić do mówienia. Uśmiechnął się na ten gest połową ust. Nagle przeszkadzało mi łagodne światło zawieszonej pod sufitem żarówki.
Podniósł podbródek i spojrzał mi prosto w oczy, spokojnym i stanowczym spojrzeniem.
- Tak na prawdę wcale nie chcę odbywać tej rozmowy.
Atmosfera była trochę poważna, choć czułam się swobodnie.
- No zauważyłam - wymsknęło mi się.
Pokręcił głową z tym rozbrajającym, pobłażliwym uśmiechem. Wziął głęboki oddech jakby przygotowywał się aby wypuścić słowa, które go drażniły od wewnątrz.
- Nie interesuje mnie przeszłość, nie musisz odpowiadać na żadne pytania. Jeśli będziesz chciała mi opowiedzieć, wiedź że każdy twój sekret jest u mnie bezpieczny. Nie pozwolę nikomu wiedzieć - mówił powoli i dobitnie.
Jednym płynnym ruchem przysunął się do mnie. Oparłam głowę o ścianę. Był teraz na wysokości mojego zgiętego kolana. Blisko na odległość oddechu. Przez głowę nie przeszedł mi nawet pomysł pocałunku, choć teraz to wydaje mi się takie oczywiste.
Odnalazł moją dłoń, jakby od niechcenia delikatnie bawił się palcami.
- Czegokolwiek byś nie potrzebowała, zawsze możesz się do mnie zwrócić. Zawsze będę na ciebie czekał. Daj mi tylko trochę czasu, pokładaj we mnie tylko trochę wiary.
W oczach zaszkliły mi się łzy. Piekące i bolące.
- To nie wystarczy - powiedziałam zimnym, martwym głosem.
Byłam suką, szmatą, dziwką i nienawidziłam się ze wszystkich sił. Podła, głupia, wredna ździra.
Crene wyglądał jakbym nie zrobiła na nim żadnego wrażenia. Jakby był wyrzeźbiony z najtrwalszego rodzaju skały. Mogłabym się teraz ukarać, przeczołgać po rozżarzonym węglu. Połknąć kanciasty przedmiot, wytatuować powieki.
- Nie pozwolę ci odejść, nie masz takiej opcji.
Był rozbrajająco szczery, odsłonił przede mną wszystkie swoje karty, a ja wgniotłam go w ziemie. Obrałam z uczuć i rzuciłam na pożarcie. Wstałam chwiejnie, czując duszący ból w klatce piersiowej, jakby ktoś zacisnął pięść w moim mostku. Brałam głębokie wdechy, a czułam narastający w gardle szloch. Wybiegłam z jego pokoju, niemal nie wyrabiając na zakręcie. Widząc przed oczami czarne plamy wpadłam do ciemnego pokoju, w którym spała Elis i wkręciłam się w jej kołdrę. Nie mogłam zaczerpnąć tchu, dławiąc się łzami. Łkając jak astmatyk popadałam w słodka histerię. Głaskana po plecach przez Elis wyłam jak dziecko w chorobie. Cały dom musiał słyszeć mój płacz. Bo zawsze najbardziej bolały mnie wyrzuty sumienia.
________________________
A/N Witajcie! Followujcie, gwiazdkujcie, komentujcie i piszcie do mnie! Gwarantuję, że odpiszę na każdą wiadomość i komentarz zawierający pytanie! Bądźcie częścią mojej sfory! :D
CZYTASZ
Błąd
WerewolfCzekała i zbroiła się, teraz pozostaje jej tylko odnaleźć go i zacisnąć szczęki na jego gardle. Co jednak, jeśli na swojej drodze spotka przeznaczenie? Wilka większego i groźniejszego, niż ona kiedykolwiek będzie? Dziewczyna, która straciła wszystko...