Przypadło mi malowanie listew na biało, olejną farbą. Czułam się trochę skrzywdzona tym zadaniem bo jest niepoważne i raczej wykończeniówka niż początek. Jasne, ja maluję listwy oni malują sufit. Przez chwilę naprawdę chciałam kopnąć drabinę, na której stał Zike. Może gdyby nie wystraszył mnie pod tym klubem, oszczędzilibyśmy sobie wiele zachodu i kilka paskudnych ran. Moja noga wciąż boli, mam sporą ranę na udzie i średnią na łydce, ale ta już się w sumie wygoiła. Wydarzenia z moim udziałem mogę określić jako niezwykłe wręcz szczęście w olbrzymim nieszczęściu.
Ostatnia listwa była już pomalowana i odłożona na gazecie, a moje dłonie brzydko popaćkane zaschniętą farbą, wciąż jednak nie mogłam ścierpieć obecności Zika. Ciągle czułam się zagrożona, pędzel w moich dłoniach nawet odrobinę drżał. Nie wiem nawet kiedy ostatnio czułam się bezpieczna, jeśli jednak chodzi o komfort to zdecydowanie wolałabym zostać sama z Crenem. Sprawiał, że byłam spokojna. Nawet jeśli trwało to tylko chwilę.
— Jesteś głodna? — zapytał alfa, stając za mną i oglądając wynik mojej pracy.
Uśmiechnęłam się, wiedząc, że moje listwy są bez zarzutu.
— Ładne?
Poczułam ciężką, ciepłą dłoń na odkrytym ramieniu.
— Nieźle ci poszło, chcesz, żebym zrobił ci kanapkę kiedy będę na dole? — zapytał, a jego głos przyjemnie mnie połaskotał.
Zupełnie nie widziało mi się siedzieć na górze z Zikiem, ale przecież nie mogłam polecieć za Crenem, jak uczepione spódnicy dziecko.
— Nie chcę, jest okej. Czym mam się teraz zająć?
Kątem oka zauważyłam, że beta się nam przygląda. Jego spojrzenie nie spodobało mi się nawet odrobinę. Miał niebezpieczny błysk w oku, którego nie lubiłam.
Cren był jednak rozluźniony i musiałam zaufać jego intuicji.
— Możesz pomalować okiennicę, ale podklej je papierową taśmą, dobrze?
Nie czekając na odpowiedz, zabrał dłoń i opuścił pokój, zabierając ze sobą moją pewność siebie. Ignorując burzące się we mnie uczucia, sięgnęłam po żółtą rolkę taśmy i powolnym krokiem ruszyłam w stronę okien. Zike wiedział lepiej, żeby się do mnie nie odzywać, jednak wciąż pozostawałam czujna i uważałam na każdy jego krok.
Kilka godzin później dołączyła do nas Elis, znudzona czytaniem. Nie pomagała, ale siedziała w progu wyłapując wszelkie niedociągnięcia. Chciałabym przystosowywać się do panujących warunków i sytuacji choć w połowie tak dobrze jak ona. Pod koniec dnia, byłam umazana farbą, ale zadowolona. Dzień spędzony w towarzystwie Crena i Elis był przyjemny i odprężający. Jakby na kilka godzin zniknęły wszystkie moje zmartwienia.W łazience, Crene pomógł mi zmyć farbę z dłoni za pomocą rozpuszczalnika, który nieprzyjemnie wysuszył mi skórę. Crene wciąż nalegał, żeby robić małe rzeczy, z którymi poradziłabym sobie sama. Sprawiał, że robiło mi się ciepło w środku i opanowywał mnie spokój, w którym mogłabym zamieszkać. Zjedliśmy kolację i po prysznicu każde z nas udało się na zasłużony wypoczynek. A przynajmniej tak mi się wydawało. Leżałam na łóżku Crena, nie mogąc zasnąć. Patrzyłam jak jego plecy poruszają się we śnie, na materacu obok łóżka. Nie wiem czemu udałam, że śpię, kiedy zadzwonił jego telefon. To był chyba taki odruch. Crene jęknął jakby pobudka go zabolała i szybko odszukał komórkę spoczywającą na podłodzę.
— Co jest? Miałeś ogarniać wszystko jeszcze przez dwa dni Z — wyszeptał wkurzonym głosem. — Nie, jasne. Dobrze zrobiłeś. Przywieź go przed palenisko, tracę cierpliwość. I dzwoń na domowy, nie chcę budzić Lou. Na razie.
CZYTASZ
Błąd
Loup-garouCzekała i zbroiła się, teraz pozostaje jej tylko odnaleźć go i zacisnąć szczęki na jego gardle. Co jednak, jeśli na swojej drodze spotka przeznaczenie? Wilka większego i groźniejszego, niż ona kiedykolwiek będzie? Dziewczyna, która straciła wszystko...