Rozdział 6
Bóg zemsty
- Sądziłeś więc, że zagarniesz to co moje? - zapytał głosem chrapliwym, nie zbyt głośnym, a mimo to donośnym.
Rozłożył szeroko ramiona pokazując wszystkich wokół i rozległe tereny. Nikt nie ważył się ziewnąć czy pisnąć, a nawet wydać głośniejszy oddech. Zgromadzone wokół wilki były spragnione krwi, jednocześnie truchlejące ze strachu.
Podtrzymywany mężczyzna wypluł trochę krwi i ostatkiem sił spojrzał ku swemu oprawcy. Jego głowa poruszyła się. Pokręcił nią przecząco. Jego oddech rzęził, a stojący blisko przywódcy mogli zobaczyć błyszczące na jego policzkach łzy. Mężczyzna płakał i krztusił się krwią. Gdyby nie to, że przyboczni alfy trzymali go za ramiona byłby leżał na ciepłej, wydeptanej ziemi niedaleko jaśniejącego ogniska.
Płomienie zasyczały posyłając w górę snopy iskier ginących w nocy i trawie.
- Pragnąłeś więc tego co moje? - odezwał się znów.
Było to trochę teatralne. Starannie wyreżyserowane na potrzeby chwili. Nawet wściekłość nie miała wielkiego udziału w tym przedstawieniu. Alfa musiał upewnić się, że podoba sytuacja więcej się nie powtórzy.
Przykucnął przy zmaltretowanym wrogu i spojrzał mu w oczy. Powoli uniósł rękę, łapiąc go za szyję i szczękę. Posłuszni podwładni puścili zdrętwiałe z bólu i strachu ciało, a Crene niespiesznie przyduszał niemal martwego śmiecia. Rosły facet piszczał cicho, chlupotała wylewająca się z jego gardła krew. Trzymał go na wyciągniętej dłoni, patrząc nań z obrzydzeniem. Jego palce zacisnęły się na szczęce mężczyzny w nagłym skurczu łamiąc kości. Zęby wysypały się z ust mężczyzny. Krew trysnęła na twarz i dłoń Alfy. Wyjący mężczyzna, był w jego oczach tylko truchłem. Odrzucił go w bok, prosto w ognisko. Głuchy łoskot i przeraźliwy krzyk torturowanego otrzeźwiły tłum, który zaczął wiwatować. Alfa Crene nawet nie pofatygował się, aby zmyć z siebie krew. To jedno miał już za sobą.
Prawie trzy godziny godziny wcześniej
- Skąd masz pewność, że to ona?
Nastąpiło trochę szurania i chrząkania. Słyszałam to choć główną muzyką w moich uszach była własna, krążąca szybko krew i uciekający z moich ust ciężki oddech. dyszałam i rzęziłam wciąż trochę zamroczona. Była to też wina moich związanych na plecami rąk. Nie mogłam oddychać prawidłowo rzucona na bok ze zbyt mocno przywiązanymi przedramionami. Obudziły mnie rytmiczne uderzenia w nogę, nie były zbyt mocne. Nie mogłam zobaczyć kto mi przeszkadza w śnie, ale kiedy mój umysł otrzeźwił się choć trochę, zrozumiałam, że to starająca się mnie obudzić Elis. Musiała być przerażona. Głowa bolała mnie tak bardzo, że nie mogłam myśleć.
- Wypuść mnie skurwielu - stęknęłam i zabolało mnie to zbyt bardzo.
- Ucisz tą gówniarę!
Bang! Obudziłam się z głową nienaturalnie odchyloną w górę. Czułam w ustach smak swojej własnej krwi. Było mi niedobrze, a w głowie nieprzyjemnie szumiało. Rzęsy były sklejone od tuszu i łez, musiałam wyglądać żałośnie. Prychnęłam lekko, zdawało mi się, że mój język jest zbyt duży dla ust. Miała zdrętwiałe dłonie i jakąś paskudną ranę na nodze, która piekła i pulsowała wciąż o sobie przypominając. Miałam też wrażenie, że zimna ziemia przeniknęła mi do kości i zostanie tam na zawsze. Gdzieś niedaleko mojej twarzy leżała puszka po piwie, wydobywający się z niej zapach przyprawiał mnie o większe mdłości. Chyba miałam też alkohol we włosach. Leżałam nieruchomo, starając się uspokoić żołądek i oddech, co nie było takie łatwe, jak może się wydawać. Wtedy właśnie zrozumiałam czemu wokół mnie leżą śmieci i czuję smród alkoholu. Kolejna puszka odbiła się od mojego ramienia i usłyszałam gardłowy śmiech.
CZYTASZ
Błąd
Lupi mannariCzekała i zbroiła się, teraz pozostaje jej tylko odnaleźć go i zacisnąć szczęki na jego gardle. Co jednak, jeśli na swojej drodze spotka przeznaczenie? Wilka większego i groźniejszego, niż ona kiedykolwiek będzie? Dziewczyna, która straciła wszystko...