1

43 9 3
                                    

— Dlaczego on odszedł? - spytałam przyjaciółki patrząc obojętnie w sufit.

— Rose.. - westchnęła - Nie możesz się tak zadręczać.

Minęły już dwa tygodnie odkąd zerwał ze mną chłopak, a ja w dalszym ciągu nie mogę się pozbierać. Byliśmy razem ponad dwa lata, wszystko układało się cudownie. Aż nagle tak po prostu mnie zostawił. Bez żadnych wyjaśnień. Bez żadnego konkretnego powodu. Tak po prostu, odszedł z dnia na dzień nie zostawiając po sobie niczego, oprócz kolejnych ran na moim złamanym serduszku. To strasznie ciężkie. Przez dwa pieprzone lata masz kogoś, z kim możesz porozmawiać o dosłownie wszystkim, możesz przytulić się po ciężkim dniu i po prostu powiedzieć „kocham Cię". Aż nagle tak z dnia na dzień to zostaje Ci tak po prostu odebrane. Już nie masz kogo złapać za rękę, nie masz kogo pocałować w czółko. To aż niewiarygodne, że w przeciągu jednej chwili całe Twoje dotychczasowe życie może się tak diametralnie zmienić. Najgorsze jest to, gdy całujesz kogoś i nie zdajesz sobie sprawy z tego, że to już Wasz ostatni pocałunek mimo tego, że kiedyś to była codzienność. Nie doceniamy minut, sekund, setnych sekundy naszego życia. Nie doceniamy tak naprawdę niczego co mamy, póki tego nie stracimy. I chyba to jest w tym wszystkim najsmutniejsze. I jeszcze te pieprzone wyrzuty, że mogłaś zrobić coś lepiej, że mogłaś przytulić go wtedy dwa razy mocniej i pocałować najczulej jak potrafisz. Ten ostatni raz.

— Nie zadręczać się - parsknęłam - Gdyby to było takie łatwe to nie siedziałabym tu teraz, tylko robiła coś pożytecznego - dodałam.

— Jeśli go kochasz to musisz o to zawalczyć. Wiem, że on definitywnie dał Ci do zrozumienia, że to koniec, ale nie możesz tak po prostu odpuścić. Najpierw przede wszystkim musisz poznać powód jego decyzji, bo nie chcę mi sie wierzyć, że tak nagle mu się coś odwidziało. Przecież byliście dla siebie stworzeni i idealnie się dopełnialiście. Zrób z tym coś, bo chyba nie chcesz się poddać i tak po prostu zaprzepaścić tych ponad dwóch lat? - Maggie, bo tak właśnie miała na imię moja przyjaciółka, pogłaskała mnie po ramieniu, próbując dodać mi otuchy.

Z tym Maggie miała rację. Ja i Dylan byliśmy prawie idealną parą. Zdarzały nam się oczywiście jakieś sprzeczki, ale to przecież norma w każdym związku. Nie potrafiliśmy nie odzywać się do siebie dłużej niż pół godziny, po każdej kłótni od razu się godziliśmy. W sumie byliśmy jak te wszystkie najpopularniejsze, licealne pary. Spędzaliśmy prawie każdą wolną chwilę razem, rozumieliśmy się prawie bez słów. Myślałam, że w końcu po wielu nieudanych próbach znalazłam swój ideał, że to będzie trwało już na zawsze. Wiem, że to brzmi tak typowo, ale naprawdę miałam takie wrażenie. Dylan wydawał się być taki inny, był opiekuńczy, wierny, romantyczny, zawsze stawiał mnie na pierwszym miejscu, dbał o mnie jak nikt inny. Nie mam pojęcia dlaczego odszedł tak z dnia na dzień bez żadnego słowa wyjaśnień. Musiało się coś stać, przecież takie zachowanie jest do niego tak strasznie niepodobne.

— Próbowałam. Pisałam do niego. Dzwoniłam. On nie raczy nawet odebrać tego głupiego telefonu, czy odpisać na tego jebanego smsa. Zupełnie jakby się rozpłynął w powietrzu! - podniosłam głos - Co mam kurwa jeszcze zrobić? Nic na siłę, Maggie. Nie będę zatrzymywała go siłą, to była jego decyzja - odparłam zapłakana - Kocham go. Strasznie go kocham. On jest moim pieprzonym ideałem, pieprzonym ideałem bez wad za którego mogłabym oddać wszystko. Myślałam, że to działa w dwie strony, miałam tą cholerną nadzieję, że on myśli tak samo. I wiesz co? Zawiodłam się. Cholernie się zawiodłam, Mag. A skoro nadzieja umiera ostatnia.. to ja już dawno nie żyję. Nawet tak się czuję. Jestem wypełniona jakąś pieprzoną pustką - dodałam płacząc jeszcze bardziej.

— Słonko.. ja już nawet nie wiem co powiedzieć. To niewiarygodne, że jedna osoba może tak cholernie wpłynąć na drugiego człowieka. Przecież on odebrał Ci wszystko.. radość z życia, ten wieczny optymizm którym zarażałaś każdego, mimo, że potrafisz być dla innych straszną suką - uśmiechnęła się lekko - cudowny uśmiech i tą iskierkę w oku, która świeciła zawsze, gdy go widziałaś - dodała - Ale on wróci. Jestem pewna. Musi być jakieś wyjaśnienie i powód. Słonko, jak kocha to wróci. A kocha napewno, bo nie da się zmienić uczuć w kilka dni.

— Jak kocha to nie zostawi - uśmiechnęłam się sztucznie, pozwalając ponownie wydostać się moim łzom.

———————————-
Na początek dość krótki rozdział, jednak mam nadzieję, że się podoba! Chciałam nim nieco wprowadzić Was w całą akcję, która rozwinie się dopiero w kolejnych rodziałach. To był taki wstęp w którym miałam na celu zapoznać Was trochę z całą tą historią.
Do następnego! :)

On mnie nie zostawiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz