15 - Scott

124 9 0
                                    

Pod ciężarem Lydii zdrętwiała mi ręka. Musieliśmy zasnąć szukając oparcia w sobie nawzajem, ale teraz nie mogłem już być tutaj ani chwili dłużej. Delikatnie wysunąłem ramię, żeby przypadkiem jej nie obudzić.
Nie miałem pojęcia, która godzina, ale na dworze było już jasno. Nie miałem samochodu, którym mógłbym wrócić do domu.

Telefon znalazłem w kieszeni kurtki. Rzuciłem okiem na najnowsze powiadomienia.
2 nieodebrane połączenia od mamy.
4 nowe wiadomości.
„Gdzie jesteś?"
„Na razie ze Stilesem wszystko w porządku, za 3h kończę zmianę"
„Kiedy wrócisz do domu?"

Ostatnia wiadomość nie była od mamy.
„Musimy porozmawiać."
Malia wpadła do szpitala tylko na chwilę. Ulotniła się na widok zmierzającej ku nam Lydii. Atmosfera pomiędzy nimi była bardzo napięta, a Malia widocznie unikała konfrontacji.
„Zaraz będę" - napisałem jej. Wrzuciłem telefon do kieszeni kurtki, kiedy zdecydowałem się na marsz. Dom Malii był strategicznie lepszym miejscem, niż mój własny, bo piechotą dotrę tam w 15 minut.

Przez całą drogę starałem się nie dopuszczać do siebie niebezpiecznych myśli. Nie mogłem zadzwonić do mamy, ponieważ musiała odpocząć po całodniowym dyżurze. Oznaczało to brak informacji, a brak informacji mógł być nawet lepszy.

W ciągu ostatnich tygodni widziałem, jak Stiles spadał coraz głębiej. Nie potrafiłem mu pomóc, chociaż się starałem. Zbywał mnie krótkimi zapewnieniami, banałami, a ja pozwoliłem sobie uwierzyć, że tak będzie dla niego lepiej.
Zaczął palić, ale nie komentowałem tego. Palił bardzo dużo, nosił ciemne ubrania. Zmiana była pozornie niewidoczna, ale mnie powinna krzyczeć prosto w twarz.
Przestawał się kontrolować.
Kiedy powiedziałem coś nie tak, wyglądało to, jak tworzenie szpary w jego misternie tworzonej fortyfikacji. Ulatywały przez nią pokłady wściekłości, którą w sobie tłumił.
Ale tego też nie komentowałem. Pozwalałem mu krzyczeć, w nadziei, że w końcu powie coś, co pozwoli mi zrozumieć.
Widziałem cierpienie w jego oczach. Już raz zmierzył się ze śmiercią matki, a teraz musiał zrobić to ponownie.
Jednak nie poznawałem go.
Już nie.
Jego żałoba przeistoczyła się w coś zupełnie innego, coś nowego, coś

niebezpiecznego

Stanąłem przed drzwiami domu Malii, ale w ostatniej chwili powstrzymałem się przed zapukaniem. Zamiast tego zadzwoniłem do niej.
Cztery sekundy później mi otworzyła.

Wyglądała, jakby za chwilę miała paść. Jej oczy były zaczerwienione od płaczu i podkrążone ze zmęczenia.
W tej chwili po raz tysięczny żałowałem, że potrafię zabrać tylko ból fizyczny.
Zrobiłem krok naprzód, żeby ją przytulić, ale ona cofnęła się nieznacznie. Zapomniałem, że nie przepada za dotykiem.
               - Jak się czujesz? - Zapytałem. Malia zmrużyła oczy.
               - Jak gówno - odparła z prostotą. Wpuściła mnie do środka i zamknęła za mną drzwi.

               - Ojca nie ma w domu - rzuciła, nie spuszczając wzroku z napełniającej się filiżanki kawy. Ekspres pokrzyczał jeszcze chwilę i ucichł, zostawiając nam przestrzeń do trudnej rozmowy. - Czy wiadomo coś nowego?
               - Nie - pokręciłem głową zrezygnowany, a oczy Malii zaszły mgłą. Nie chciałem na nią naciskać, ale nie byłem wcale pewien, czy usłyszę od niej dzisiaj cokolwiek. Wargi miała już poranione od nieustannego przygryzania, ale jakby tego nie zauważała. Wzięła głęboki oddech, a ja mogłem wyczuć jej strach. Mimo to nadal czekałem w milczeniu.

               - Byłam z nim wczoraj.
O.
No cóż.
               - Mieliśmy się uczyć matmy, bo powiedziałam mu, że ledwo zdaję semestr.

Po jej minie domyślam się, że to była ta łatwa część historii.
               - Kiedy po południu podeszłam do jego samochodu, wyglądał... jakby się ostatecznie załamał, Scott. Nie wiedziałam, co robić. My... pojechaliśmy na chwilę do niego - Malia spuściła wzrok na swoje dłonie. - Kazał mi zostać w samochodzie, ale ja poszłam za nim.

Malia podniosła filiżankę do ust. Musiała przez chwilę przemyśleć następne słowa.

               - Widziałam, jak ojciec Stilesa go uderzył. Był kompletnie pijany. Myślał, że Claudia nadal żyje. A kiedy uświadomił sobie, że to nieprawda, zaczął obwiniać Stilesa. Powiedział, że... wolałby mieć ją. Szeryf oszalał. Wyciągnęłam stamtąd Stilesa i pojechaliśmy. Stanęliśmy na jakimś pustkowiu i trochę się upiliśmy... - pojedyncza łza spłynęła Malii po policzku, a ja czekałem w tragicznym napięciu. Zrozumiałem, co znaczyło dla nich znalezienie się sam na sam. Zbyt długo byli parą.
               - Obudziłam się w środku nocy. Czułam się tak cholernie źle z tym wszystkim. Myślałam, że mnie wykorzystał.

W końcu spojrzała mi w oczy.

              - Zostawiłam go tam, Scott.

Honest || Stiles StilinskiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz