Rozdział 12. Ps. Sto Lat!

8.5K 202 195
                                    

Czternaście miesięcy później, 15 kwietnia.

Dzisiejszego poranka, stałam się pełnoletnia. Czekałam na ten dzień tak długo, a radość jaka mi przy nim towarzyszyła była nie do wyrażenia w żadnych słowach. Wreszcie sama mogłam decydować o wszystkich ważnych dla mnie sprawach i robić dokładnie to, na co miałam ochotę. Od samego świtu, siedziałam na łóżku pochłonięta przygotowaniami do imprezy, która w moich oczekiwaniach musiała wypaść perfekcyjnie. Odhaczałam po kolei, wszystkie zakupione produkty z mojej naprawdę długiej listy, tak by na pewno o niczym nie zapomnieć.

— Kupiłeś balony? — zapytałam, spoglądając na siedzącego obok chłopaka.

— Tak kochanie, całe trzysta sztuk.

— Dobrze, a konfetti?

— Jest wszystko. Nie rozumiem, dlaczego tak się tym martwisz, to tylko dekoracje.

— Wolałam się upewnić. Poszukaj w tamtym pudełku, czy są serpentyny. - wskazałam na karton stojący tuż przy szafie.

— To przesada. — Wypuścił gwałtownie powietrze i zabrał się za przeszukiwanie asortymentu. — Nie ma, Ellen.

— Widzisz? A tak się upierałeś, że wszystko jest.

— Dobra, ale to tylko paczka zwiniętych papierków. Nie panikuj tak.

— Potrzebuje tych papierków. — Przewróciłam oczami.

— Nie potrzebujesz.

— Olivier wiesz, że to dla mnie bardzo ważny dzień.

— Pojedziemy za chwilę i dokupimy, dobrze? — westchnął, wstając z podłogi.

— Dobrze. — uśmiechnęłam się szeroko, po czym złożyłam na jego ustach ciepły pocałunek - Kocham Cię.

— Ja Ciebie też.

Chłopak oznajmił, że idzie wziąć prysznic, więc to był odpowiedni czas na dokończenie sprawdzania mojej listy w zupełnym spokoju. Kiedy upewniłam się, że brakuje tylko serpentyn odetchnęłam z głęboką ulgą. Przebrałam się z piżamy w wygodny dres i związałam włosy w lekkiego koka. Ubrana i gotowa na przejażdżkę do sklepu, zeszłam na parter by tam zaczekać na wiecznie niewybranego pana, który już od ponad dwudziestu minut szykował się w łazience i pewnie jak co dzień układał swoją grzywkę. Weszłam do kuchni, by zobaczyć, jak idzie przygotowywanie posiłków, nad którymi rękę trzymała Hazal.

— Już prawie wszystko gotowe. — Uśmiechnęła się, widząc mnie w progu.

— Wspaniale, a gdzie Jeff?

— Pojechał odebrać tort — zapewniła, zlizując krem waniliowy z łyżki, którą nadziewała ptysie.

— Mm, dobre? — Zaśmiałam się, zatapiając palec w misce.

— Zostaw, to dla gości. 

— Ellen, nie wiem co założyć! — Z piętra rozległ się krzyk Oliviera.

— Ubierz cokolwiek, jedziemy tylko do sklepu!

— No chodź tutaj!

— Już idę! — Pokręciłam głową i ruszyłam w kierunku schodów, jednak zatrzymał mnie dzwonek do drzwi.

Zawróciłam i podeszłam by je otworzyć. Przekręciłam klucz i uchyliłam je lekko, a w progu przede mną stanął dosyć młody facet z szerokim uśmiechem.

— Pani Ross? — zapytał niepewnie.

— Tak, o co chodzi? — Przełknęłam ślinę.

— Przesyłka, proszę tutaj podpisać. — Podłożył notes, po czym wręczył mi przepiękny, bukiet czerwonych róż.

Forgive Me!Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz