Obudziłam się zupełnie odrętwiała z ogromnym bólem przeszywającym moją głowę. Czułam ucisk, który promieniował przy szyi i rozchodził się po samo czoło. Kiedy otworzyłam oczy nie potrafiłam nic dostrzec przez zawiązaną na nich opaskę. Próbowałam się ruszyć, ale moje nogi były mocno związane sznurem, a dłonie wysoko przykute metalowymi kajdankami do starej rury, która skrzypiała przy każdy najmniejszym ruchu. Siedziałam na zimnym betonie, a chłód panujący w tym miejscu docierał do mojego wyziębionego ciała, potęgując dreszcze. W powietrzu unosił się nieprzyjemny zapach mieszający się z pyłem, który uporczywie gryzł w gardło. Zupełnie nie wiedziałam, gdzie się teraz znajduję, w głowię miałam pustkę. Ostatnim co pamiętałam, był rozmazany obraz lasu, kiedy upadałam na ziemię. Bandyci musieli mnie dogonić i przynieść tutaj, co oznaczało, że nie miałam już żadnych szans by wydostać się i wrócić do domu. Czułam, jak ból rozrywa mnie na małe kawałeczki, a przepełniający głowę strach, posuwa do granic możliwości. Dłonie zaczęły mi się trząś a trzeźwym umysłem zawładnął chaos. Nie potrafiłam się opanować, wpadłam w szał. Gwałtownie ruszałam całym ciałem próbują się uwolnić, co przyprawiało mnie tylko o dodatkowe rany. Rozdarłam skórę na nadgarstkach, pozwalając krwi bezwładnie po nich spływać. Krzyknęłam głośno, ile było we mnie sił, ale przyschnięte gardło zupełnie mi na to nie pozwalało. Zebrałam się w garść, starając uspokoić i opanować oddech.
Zrozumiałam, że w ten sposób nie działam już na swoją korzyść, a przeciw sobie.
Podkuliłam nogi i ze skupieniem próbowałam rozplątać mocne węzły, ale bez pomocy rąk było to niemożliwe. Przytrzymałam stopą jeden koniec sznura i zaczęłam mocno napierać na niego całym ciałem. Węzeł delikatnie się poluzował, ale zaraz po tym, w pomieszczeniu rozległy pewne kroki, zbliżające się w moim kierunku.
— Przyniosłem Ci wodę, napij się. — Usłyszałam cichy, dobrze znajomy mi szept.
— Sam? — załkałam, ruszając nerwowo głową. — Zdejmij mi tą opaskę z oczów, błagam!
— Nie mogę, ona musi zostać.
— Zdejmij ją!
Chłopak wypuścił gwałtownie powietrze. Podszedł bliżej i ukucnął tuż przede mną, sprawnym ruchem uwalniając moje oczy.
— Po co Ci ta pieprzona maska? — wycedziłam, przytwierdzając plecy do odrapanej ściany.
— Ciszej, kurwa, Ellen! — syknął, spoglądając się w stronę drzwi.
— Przecież doskonale wiem, kim jesteś!
— Ucisz się! Zaraz zalepię Ci usta do cholery! — warknął, zdejmując maskę. — Lepiej?!— zapytał na co pokiwałam twierdząco głową. Chłopak podniósł z podłogi plastikowy kubeczek z wodą i przybliżył go do moich ust. Napij się trochę, pewnie wyschło ci w ustach — dodał, znacznie łagodniejszym tonem.
— Po co to wszystko? — zaczęłam w przerwie między łykami. — Co takiego Ci zrobiłam?
— Posłuchaj Ross, nie wiń mnie za wszystko.
— Żartujesz?
— Nie chciałem tego dla Ciebie.
— A sytuacja w jakiej się znalazłam?— prychnęłam, spoglądając w jego niebieskie tęczówki.
— Miałem Cię tylko tam przyprowadzić, nie wiedziałem co dokładnie planują.
— Myślisz, że Ci wierzę?
— Musisz. Nie chciałem pakować się w to gówno.
— Gówno? Czyli tyle jestem dla Ciebie warta? — Pokręciłam z niedowierzaniem głową. — Oszukałeś mnie, fałszywy skurwysynie!
— Zamknij się do cholery!
— Nie zamknę!
— Ellen.. — warknął podnosząc się z klęczek. Zrobił wyraźny krok w tył i posłał mi wymowne spojrzenie. — Mówię poważnie, to źle się dla ciebie skończy. Kiedy przez twoje wrzaski zjawi się tu reszta...
— Boisz się, że skończysz jak ja? Przyznaj się, Sam — rzuciłam, wykrzywiając usta w cynicznym uśmiechu.
— Uważaj na słowa — zagroził.
— Bo co mi zrobisz? No śmiało, uderz mnie. — syknęłam, świadomie prowokując chłopaka.
Na te słowa, jego oczy jeszcze mocniej wbiły się w moją twarz. Cały się napiął, a jego jabłko Adama poruszyło się w określony sposób.
— Ellen... — Chłopak wziął głęboki wdech i ponownie się do mnie zbliżył. — Dobrze wiesz, że nigdy bym tego nie zrobił — rzucił poważnym tonem.
— O, doprawdy? A jednak im pomagasz.
— Wyjaśniłem Ci to już.
— Nie, Sam. Nic mi nie wyjaśniłeś. To tylko jakieś durne tłumaczenia.
— Posłuchaj mnie..
— To ty mnie posłuchaj! — przerwałam, unosząc ton. — Bierzesz świadomy udział w moim porwaniu, jesteś winny tak samo jak oni!
— Nikt nie kazał Ci nigdzie ze mną jechać.
— Oszukałeś mnie i specjalnie zwabiłeś nad tą pieprzoną rzekę! Zrobiłeś to w pewno świadom... Wykorzystałeś mnie — załkałam, czując jak z każdym kolejnym słowem ciężej mi oddychać. Moje policzku zupełnie zalały łzy, a skrępowane dłonie zaczęły drzeć.
— Jesteś po prostu naiwna. To spora różnica.
— Różnica?
— Tak.
— A wiesz jaka jest różnica między tobą, a nimi? — wycedziłam, czując słony posmak łez na ustach.
— Jaka? — Sam spojrzał na mnie pytająco.
— Nie wiem kim są, a ciebie znam. Poza tym nie ma żadnej. Jesteście tacy sami, zupełnie zepsuci.
Spojrzałam na twarz chłopaka z której nie potrafiłam nic wyczytać. Kiedy złapaliśmy krótki kontakt wzrokowy, natychmiast spuścił głowę na dół i widocznie nad czymś się zamyślił. Stał tak chwilę w zupełnym bezruchu, jakby skrupulatnie coś analizując. Po chwili jednak ubrał maskę i wyszedł z pomieszczenia zostawiając mnie w samotności.
CZYTASZ
Forgive Me!
Romance- Kocham Cię - szepnął czule, a jego dłonie powędrowały na moją talię. - Żartujesz sobie? - Pokręciłam głową. - Nie rozumiem, o co Ci chodzi? - Ty nie kochasz nikogo Lucas, nikogo oprócz samego siebie. Złamane obietnice i uporczywy prześladowca, to...