Rozdział 32. 12 godzin od zaginięcia.

4.1K 103 16
                                    

Obudziłam się zupełnie odrętwiała z ogromnym bólem przeszywającym moją głowę. Czułam ucisk, który promieniował przy szyi i rozchodził się po samo czoło. Kiedy otworzyłam oczy nie potrafiłam nic dostrzec przez zawiązaną na nich opaskę. Próbowałam się ruszyć, ale moje nogi były mocno związane sznurem, a dłonie wysoko przykute metalowymi kajdankami do starej rury, która skrzypiała przy każdy najmniejszym ruchu. Siedziałam na zimnym betonie, a chłód panujący w tym miejscu docierał do mojego wyziębionego ciała, potęgując dreszcze. W powietrzu unosił się nieprzyjemny zapach mieszający się z pyłem, który uporczywie gryzł w gardło. Zupełnie nie wiedziałam, gdzie się teraz znajduję, w głowię miałam pustkę. Ostatnim co pamiętałam, był rozmazany obraz lasu, kiedy upadałam na ziemię. Bandyci musieli mnie dogonić i przynieść tutaj, co oznaczało, że nie miałam już żadnych szans by wydostać się i wrócić do domu. Czułam, jak ból rozrywa mnie na małe kawałeczki, a przepełniający głowę strach, posuwa do granic możliwości. Dłonie zaczęły mi się trząś a trzeźwym umysłem zawładnął chaos. Nie potrafiłam się opanować, wpadłam w szał. Gwałtownie ruszałam całym ciałem próbują się uwolnić, co przyprawiało mnie tylko o dodatkowe rany. Rozdarłam skórę na nadgarstkach, pozwalając krwi bezwładnie po nich spływać. Krzyknęłam głośno, ile było we mnie sił, ale przyschnięte gardło zupełnie mi na to nie pozwalało. Zebrałam się w garść, starając uspokoić i opanować oddech.

Zrozumiałam, że w ten sposób nie działam już na swoją korzyść, a przeciw sobie.

Podkuliłam nogi i ze skupieniem próbowałam rozplątać mocne węzły, ale bez pomocy rąk było to niemożliwe. Przytrzymałam stopą jeden koniec sznura i zaczęłam mocno napierać na niego całym ciałem. Węzeł delikatnie się poluzował, ale zaraz po tym, w pomieszczeniu rozległy pewne kroki, zbliżające się w moim kierunku.  

— Przyniosłem Ci wodę, napij się. — Usłyszałam cichy, dobrze znajomy mi szept. 

— Sam? — załkałam, ruszając nerwowo głową. — Zdejmij mi tą opaskę z oczów, błagam!

— Nie mogę, ona musi zostać. 

— Zdejmij ją! 

Chłopak wypuścił gwałtownie powietrze. Podszedł bliżej i ukucnął tuż przede mną, sprawnym ruchem uwalniając moje oczy. 

— Po co Ci ta pieprzona maska? — wycedziłam, przytwierdzając plecy do odrapanej ściany.

— Ciszej, kurwa, Ellen! — syknął, spoglądając się w stronę drzwi.

— Przecież doskonale wiem, kim jesteś!  

— Ucisz się! Zaraz zalepię Ci usta do cholery! — warknął, zdejmując maskę. — Lepiej?!— zapytał na co pokiwałam twierdząco głową. Chłopak podniósł z podłogi plastikowy kubeczek z wodą i przybliżył go do moich ust. Napij się trochę, pewnie wyschło ci w ustach — dodał, znacznie łagodniejszym tonem. 

— Po co to wszystko? — zaczęłam w przerwie między łykami. — Co takiego Ci zrobiłam? 

— Posłuchaj Ross, nie wiń mnie za wszystko.

— Żartujesz?

— Nie chciałem tego dla Ciebie.

— A sytuacja w jakiej się znalazłam?— prychnęłam, spoglądając w jego niebieskie tęczówki.

— Miałem Cię tylko tam przyprowadzić, nie wiedziałem co dokładnie planują.  

— Myślisz, że Ci wierzę?  

— Musisz. Nie chciałem pakować się w to gówno. 

— Gówno? Czyli tyle jestem dla Ciebie warta? — Pokręciłam z niedowierzaniem głową. — Oszukałeś mnie, fałszywy skurwysynie! 

— Zamknij się do cholery!  

— Nie zamknę! 

— Ellen.. — warknął podnosząc się z klęczek. Zrobił wyraźny krok w tył i posłał mi wymowne spojrzenie. — Mówię poważnie, to źle się dla ciebie skończy. Kiedy przez twoje wrzaski zjawi się tu reszta...

— Boisz się, że skończysz jak ja? Przyznaj się, Sam — rzuciłam, wykrzywiając usta w cynicznym uśmiechu.

— Uważaj na słowa — zagroził.

— Bo co mi zrobisz? No śmiało, uderz mnie. — syknęłam, świadomie prowokując chłopaka.  

Na te słowa, jego oczy jeszcze mocniej wbiły się w moją twarz. Cały się napiął, a jego jabłko Adama poruszyło się w określony sposób.

— Ellen... — Chłopak wziął głęboki wdech i ponownie się do mnie zbliżył. — Dobrze wiesz, że nigdy bym tego nie zrobił — rzucił poważnym tonem. 

— O, doprawdy? A jednak im pomagasz.

— Wyjaśniłem Ci to już.

— Nie, Sam. Nic mi nie wyjaśniłeś. To tylko jakieś durne tłumaczenia.

— Posłuchaj mnie..

— To ty mnie posłuchaj! — przerwałam, unosząc ton. — Bierzesz świadomy udział w moim porwaniu, jesteś winny tak samo jak oni!

— Nikt nie kazał Ci nigdzie ze mną jechać.

— Oszukałeś mnie i specjalnie zwabiłeś nad tą pieprzoną rzekę! Zrobiłeś to w pewno świadom... Wykorzystałeś mnie — załkałam, czując jak z każdym kolejnym słowem ciężej mi oddychać. Moje policzku zupełnie zalały łzy, a skrępowane dłonie zaczęły drzeć.

— Jesteś po prostu naiwna. To spora różnica.

— Różnica?

— Tak.

— A wiesz jaka jest różnica między tobą, a nimi? — wycedziłam, czując słony posmak łez na ustach.

— Jaka? — Sam spojrzał na mnie pytająco.

— Nie wiem kim są, a ciebie znam. Poza tym nie ma żadnej. Jesteście tacy sami, zupełnie zepsuci.

Spojrzałam na twarz chłopaka z której nie potrafiłam nic wyczytać. Kiedy złapaliśmy krótki kontakt wzrokowy, natychmiast spuścił głowę na dół i widocznie nad czymś się zamyślił. Stał tak chwilę w zupełnym bezruchu, jakby skrupulatnie coś analizując. Po chwili jednak ubrał maskę i wyszedł z pomieszczenia zostawiając mnie w samotności.

Forgive Me!Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz