CHCIWOŚĆ

337 7 1
                                    

Zaw­sze uwa­ża­łem, że wła­dza nisz­czy czło­wieka. Młody czło­wiek, star­tu­jąc w życie, widzi świat przez różowe oku­lary. Ma cel i chce go speł­nić wszel­kimi moż­li­wymi spo­so­bami. Moim celem była naprawa świata. Zdaję sobie sprawę, że to bar­dzo okle­pana ambi­cja, ale ja, tak jak wielu uważa w tym wieku, że jest kimś wyjąt­ko­wym. Uważa, że ma nie­sa­mo­witą moc, zdolny jest prze­no­sić góry i zdoła zmie­nić świat na lep­sze. Trzeba być nie­sa­mo­witym pesy­mi­stą, żeby będąc mło­dym, nie mieć ambi­cji stwo­rze­nia cze­goś wiel­kiego. To piękne uczu­cie, kiedy koń­cząc szkołę śred­nią wydaje Ci się, że dosta­łeś bilet do speł­nie­nia. Cały świat jest Twój. Jed­nak życie poka­zuje, że nie jest usłane różami. Mam wra­że­nie, że do samego końca tego nie zro­zu­mia­łem. Od samego początku wią­za­łem swoje życie z poli­tyką. Rozmy­śla­łem nad róż­nymi spo­so­bami doj­ścia do wła­dzy. W moim kraju pano­wała demo­kra­cja, więc oczy­wi­stym by było przy­go­to­wać kam­pa­nię wybor­czą oraz prze­ko­na­nie więk­szo­ści do swo­ich racji. Do dwu­dzie­stego pią­tego roku życia wszystko pla­no­wa­łem. Musi­cie wie­dzieć, że prawo pań­stwa w któ­rym żyłem, zezwa­lało na uczest­ni­cze­nie w wybo­rach dopiero od tego wieku. Skru­pu­lat­nie ana­li­zo­wa­łem każdy prze­pis prawny, posia­da­łem sto­sowne wykształ­ce­nie do sta­no­wi­ska naczel­nika kraju oraz zebra­łem grupę ludzi – i to cał­kiem pokaźną – któ­rzy tak jak i ja, chcieli zmie­nić ten kraj na lep­sze. Tuż przed osią­gnię­ciem bariery wie­ko­wej, dzie­lą­cej mnie od upra­gnio­nego stołka, w kraju wyda­rzyło się coś co mogło w teo­rii pokrzy­żo­wać moje plany. W prak­tyce jed­nak, bez tego ni­gdy nie został­bym tym, kim byłem. Wybu­chła wojna domowa. Spo­wo­do­wana była niby nie­zna­czą­cymi sło­wami, wypo­wie­dzia­nym publicz­nie, w nie­od­po­wied­nim momen­cie. „Ta czarna kurwa" to słowa kie­ro­wane przez poli­tyka par­tii rzą­dzą­cej, opi­su­jące przed­sta­wi­ciela mniej­szo­ści naro­do­wej. Mój kraj bory­kał się w tym cza­sie z falą rasi­zmu i kon­tro­wer­sji spo­łecznych przez roz­ra­sta­jącą się nację ciem­no­skó­rej lud­no­ści we wschod­niej czę­ści naszych ziem. Podział opi­nii był mniej wię­cej pół na pół, połowa była po stro­nie mniej­szo­ści, druga zaś była zde­cy­do­wa­nie prze­ciwna nawet ist­nie­niu takich ludzi. Póź­niej nastą­pił efekt kuli śnież­nej. Roz­po­częły się masowe pro­te­sty, walki na uli­cach, zabój­stwa poli­ty­ków, pre­ze­sów wszel­kiego rodzaju mediów oraz waż­niej­szych oso­bi­sto­ści w kraju. Ujrza­łem w tym swoją szansę. Opo­wia­da­jąc się po stro­nie mniej­szo­ści, za sprawą naby­tej wie­dzy zdo­ła­łem spraw­nie pokie­ro­wać zaso­bem ludz­kim, dopro­wa­dzając ich do dru­zgo­cą­cego zwy­cię­stwa. Oba­li­li­śmy par­tię rzą­dzącą, oba­li­li­śmy kon­sty­tu­cję, wszyst­kie dotych­czas ist­nie­jące insty­tu­cje prze­stały ist­nieć. Prawdopodob­nie w podzięce za zasługi pod­czas rewo­lu­cji, wybrano mnie na zarządcę nowo powsta­łego pań­stwa. Dopusz­czam do sie­bie myśl, że ta decy­zja mogła być spo­wo­do­wana moimi kwa­li­fi­ka­cjami na to sta­no­wi­sko. Pro­sty lud – bo takim kie­ro­wa­łem – zawsze lubi być kie­ro­wa­nym przez kogoś mądrzej­szego od sie­bie. Dla­tego wybrano mnie. Można powie­dzieć, że w tym momen­cie speł­ni­łem swoje życiowe marze­nie. I wtedy wszystko zaczęło się sypać. Moje spra­wo­wa­nie wła­dzy opie­rało się na rzą­dach auto­ry­tar­nych – chcia­łem wie­dzieć o wszyst­kim, chcia­łem spra­wo­wać wła­dzę nad wszyst­kim, chcia­łem aby wszystko było moje. Za nie­sub­or­dy­na­cję surowo kara­łem. Z każ­dym dniem moja pew­ność sie­bie rosła i tak zatra­ci­łem się w swo­jej wła­dzy, że nawet nie zauwa­ży­łem kiedy grupka moich najbar­dziej zaufa­nych poplecz­ni­ków zaczęła spi­sko­wać prze­ciwko mnie. Moje rządy może i polep­szyły stan­dard ludzi, ale nie­wiel­kiej grupy i to tylko tej przy­chyl­nej do mojej osoby. Opo­zy­cja nie ist­niała. Każdy prze­jaw sta­wia­nia oporu skut­ko­wał naj­wyż­szą karą. Ludziom, któ­rzy byli ze mną od samego początku nie spodo­bało się to. Zro­zu­mieli, ze moja chci­wość mnie zmie­niła i zapo­mnia­łem już o sta­rych war­to­ściach, do któ­rych wspól­nie dąży­li­śmy. Do tego doszły pro­te­sty lud­no­ści, która była nie­za­do­wo­lona gło­dem, bra­kiem pracy i innymi nie­do­god­no­ściami pły­ną­cym z nowego porządku. Na samym początku kaza­łem do nich strze­lać, bo jak już wcze­śniej mówi­łem, nie tole­ro­wa­łem jakie­go­kol­wiek oporu. Pro­blem zaczął być pro­ble­mem, gdy zbun­to­wało się rów­nież woj­sko i poli­cja. Wtedy zorien­to­wa­łem się, że nie mam już żad­nej broni do obrony przed rząd­nym mojej krwi tłu­mem. Pamię­tam ostat­nie chwile mojego życia. Sta­łem przed oknem, zaba­ry­ka­do­wany w swoim gabi­ne­cie mojej pry­wat­nej rezy­den­cji. Patrzy­łem przez nie na budynki rażące jaskra­wym świa­tłem pło­mieni. Ulice stały w ogniu. Sły­sza­łem krzyk tłumu. Ludzie stali z bejs­bo­lami, macze­tami, pochod­niami tuż przed głów­nym wej­ściem, pró­bu­jąc wejść do środka. Pomy­śla­łem sobie wtedy, że histo­ria cią­gle zata­cza koło. Coś, co dopro­wa­dziło mnie na szczyt, zrzuca mnie z niego. Po mnie przyj­dzie nowy rewo­lu­cjo­ni­sta, który rów­nież zosta­nie zrzu­cony i będzie tak w kółko, aż nie pojawi się ktoś, kto fak­tycz­nie zmieni ten bur­del w spraw­nie dzia­ła­jące pań­stwo. Szkoda, że zro­zu­mia­łem swoją głu­potę dopiero na sam koniec. Przy­ło­ży­łem wtedy pisto­let do skroni. Trzy­małem go dla bez­pie­czeń­stwa, ni­gdy wcze­śniej go nie uży­łem. Nigdy nie sądzi­łem, że pierw­sza kula wystrze­lona z niego poleci w moją stronę. Nigdy też nie sądzi­łem, że to ja będę po jed­nej i po dru­giej stro­nie broni. Ostat­nie co usły­sza­łem to trzask pęka­ją­cych drzwi i huk wystrzału. A póź­niej była już tylko ciem­ność.

Siedem grzechów głównychOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz