LENISTWO

41 2 0
                                    

Kurwa, jak mi się nie chce tego opo­wia­dać. Na prawdę. To jest moja naj­więk­sza wada – ni­gdy nic mi się nie chciało. Moja histo­ria jest bar­dzo krótka. Nie mam zamiaru jej opo­wia­dać, przy­wo­łu­jąc roz­mowy z innymi ludźmi, jakieś spek­ta­ku­larne wyda­rze­nia, które obró­ci­łyby Wasze myśle­nie o ludz­kich wadach o sto osiem­dzie­siąt stopni. Wpierw, przed­sta­wię mój żywot – byłem leniem. Obi­bo­kiem, któ­rego leni­stwo prze­jęło cał­ko­wi­cie kon­trolę nad życiem i do końca tego życia dopro­wa­dziło. Moi rodzice zawsze mnie we wszyst­kim wyrę­czali. Dosłow­nie, byłem kar­miony może do ósmego roku życia. Szkoła oczy­wi­ście pry­watna, nasta­wiona na indy­wi­du­alizm oraz prze­pusz­cze­nie do następ­nej klasy za pomocą nie­wiel­kiej dota­cji finan­so­wej dla dyrek­tora. I tak to się jakoś toczyło. Z klasy do klasy bez nauki, bez ambi­cji, więk­szość czasu spę­dza­jąc na sofie w pozy­cji leżą­cej. Cza­sem pół­sie­dzą­cej, gdy trzeba było coś zjeść. Gdy już musia­łem opu­ścić dom, byłem zawo­żony samo­cho­dem – cho­ciaż i tak więk­szość spraw zała­twiali za mnie rodzice. Poch­ło­nął mnie kom­pletny marazm. Sie­lanka się skoń­czyła pew­nej sierp­nio­wej nocy. Rodzice dłuż­szy czas nie wra­cali do domu. Wie­dzia­łem, że coś się stało, lecz nie chciało mi się nawet się­gnąć po tele­fon aby zadzwo­nić. Dopiero gdy zaczął doskwie­rać mi głód, ruszy­łem się z kanapy. Wtedy odkry­łem, że jest pierw­sza. Prze­gry­złem coś na szybko i poło­ży­łem się spać. Rano dalej ich nie było. Zde­cy­do­wa­nie było coś nie tak. Osta­tecz­nie moje wąt­pli­wo­ści roz­wiał poli­cjant, który zaszedł do mnie nie długo po dwu­na­stej. Mieli wypa­dek samo­cho­dowy. Oboje zgi­nęli. Kolejne dni, pomimo doskwie­ra­ją­cej pustki w domu i braku opieki nade mną, wyglą­dały podob­nie. Leża­łem na kana­pie, spa­łem, prze­glą­da­łem inter­net, cza­sem coś zja­dłem. I tak przez tydzień. Wtedy zaczęło koń­czyć się jedze­nie. Gdy po kilku następ­nych dniach, jedze­nie w domu kom­plet­nie się skoń­czyło, zaczą­łem szu­kać jakichś pie­nię­dzy. Jedyne co zna­la­złem, to stu­zło­towy bank­not zosta­wiony przez ojca gdzieś na jego biurku. Zamó­wi­łem za to cztery pizze, po dwie na dzień. Gdy i pizze się skoń­czyły, a mi doskwie­rał głód, zapi­ja­łem go wodą z kranu. Wypeł­nia­jąc żołą­dek czy­stą wodą, nie był on taki silny. Prze­we­ge­to­wa­łem tak trzy tygo­dnie. W ciągu tego czasu, zmie­ni­łem się nie do pozna­nia. Wcze­śniej, byłem na prawdę gruby – po gło­dówce stra­ci­łem ponad połowę masy ciała. Im wię­cej tra­ci­łem na wadze, tym bar­dziej głód sta­wał się nie­zno­śny. W końcu osią­gnął on poziom kry­tyczny. Moja śmierć nie była jakaś nie­sa­mo­wita, prze­ra­ża­jąca czy cie­kawa. Po pro­stu zasną­łem i już się nie obu­dzi­łem. Pod­czas snu, któ­ryś z orga­nów nie wytrzy­mał i się wyłą­czył. Umar­łem bez­bo­le­śnie, bez świa­do­mo­ści umie­ra­nia, jedy­nie stan przed­ago­nalny był, co by nie mówić – męczący. Dopiero teraz zdaję sobie sprawę, że tak na prawdę ni­gdy nie umar­łem. Jak może umrzeć ktoś, kto ni­gdy nie żył? Nie kocha­łem swo­ich rodzi­ców, byli kimś na wzór służby dla mojej osoby. Szkołę mia­łem w dupie, zna­jo­mych mia­łem w dupie, nie mia­łem żad­nych ambi­cji, nic mnie nie inte­re­so­wało. Życie nie miało dla mnie kom­plet­nie żad­nej war­to­ści. A jed­nak ktoś dał mi je i pozwo­lił przez krótką chwilę zoba­czyć świat, który i tak doce­niam dopiero po śmierci. Zakła­dam, że nie będę mógł go ujrzeć ponow­nie – a szkoda. Tro­chę zaczy­nam tęsk­nić i żało­wać, ze tylu rze­czy nie zro­biłem. Cho­ciaż w sumie by mi się nie chciało. Jeśli Bóg ist­nieje, a zaraz się o tym prze­ko­nam, pew­nie przy­go­to­wał dla mnie oddzielne miej­sce w pie­kle, Mara­zmię. Mia­sto pogrą­żo­nych w leni­stwie istot, tęsk­nią­cych za chę­cią do cze­go­kol­wiek.

Siedem grzechów głównychOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz