6th floor ☆ irwin

1.3K 234 16
                                    

ashton przewrócił oczami - cholerne rodzeństwo z dołu znów się kłóciło o kota. on to rozumiał, bo kocisko faktycznie było parszywcem bez duszy, ale chyba są jakieś limity, prawda?

- ashton, wyłaź z łóżka! - krzyknęła carrie z kuchni, na co ash tylko mruknął coś niewyraźnie w poduszkę i nadal mamrocząc, podniósł się z łóżka i poszedł do kuchni; a może bardziej, doczołgał się do kuchni z niemym wołaniem o pomoc.

- kawy? - spytała carrie, uśmiechając się półgębkiem. chłopak skinął głową i wślizgnął się na krzesło, a po chwili na stół wjechała miseczka z płatkami kukurydzinymi i zaraz za nią ogromny kubek kawy.

- jesteś aniołem - mruknął chłopak, upijając łyk napoju, by w ułamku sekundy później wypluć ją z oszałamiającym rozbryzgiem.

- co to jest, carrie?! - najwidoczniej największa świętość irwina zostałą skalana czymś niedobrym, przez co napój bogów mógł co najwyżej pretendować do tytułu szlamu bogów, albo ewentualnie bagna bogów, a żadna z tych propozycji nie brzmiała dobrze.

- "co to jest, carrie" - powtórzyła dziewczyna, wykrzywiając się i przedrzeźniając głos ashtona. - kawa, ty parszywy, zakłamany kretynie bez krzty odwagi cywilnej! myślałeś, że się nie dowiem?! myślałeś, że możesz to przede mną ukryć?! - wrzasnęła ni stąd, ni zowąd carrie, miarowo uderzając piąstkami ramiona i plecy irwina.

- że ja jestem taka głupia i dam się nabrać, co? wcale nie!

- ale carrie...

- nie "aluj" mi tu teraz! - fuknęła dziewczyna, opadając na krzesło, stojące naprzeciw tego, które zajmował ashton. - od kiedy. powiedz mi, od kiedy.

- ale od kiedy co?! - jęknął ashton, odsuwając od siebie naczynia, które mogły ulec ewentualnemu stłuczeniu. - carrie!

- jak to "co"?! - carrie poderwała się z siedzenia i wybiegła z kuchni, a po kilku minutach wróciła z małym zawiniątkiem, na widok którego ashtonowi zrobiło się gorąco, a przecież siedział w samych spodniach od pidżamy.

- to! - dziewczyna rzuciła na stół zawiniątko, które wyglądało tak nieszczęśliwie, jak tylko rzecz martwa może wyglądać. - co "to" jest?!

- carrie... - westchnął ciężko ashton, podnosząc się z siedzenia. - naprawdę? robisz mi scenę o to?

- a niby jak mam nie robić sceny?! - rzuciła dziewczyna, ocierając kilka łez z policzków. - jak mam nie robić sceny, skoro mój chłopak kupuje pierścionek i mi o nim nie mówi i go chowa i.... chwila.

- carrie... - ashton uśmiechnął się szeroko i przyklęknął na jedno kolano, zabierając ze stołu owo zawiniątko. - chciałem być chociaż ubrany, ale skoro tak stawiasz sprawę, zrobię to w piżamie, z doprawioną octem kawą na brodzie.

- ashton... - szepnęła carrie, otwierając szeroko oczy i zasłaniając usta dłonią.

- carrie louise smith, czy chcesz, by to zawiniątko było twoje, już na zawsze? to się co prawda wiąże z pewną ceremonią, którą pewnie już masz zaplanowaną, ale... carrie louise smith, nawet gdy robisz mi wyrzuty o ósmej rano, i tak jesteś piękna. nie idealna, idealni ludzie pozwalają innym spać do dwunastej. dlatego, moja nieidealna carrie, chciałbym cię spytać o jedną rzecz. zostaniesz moją nieidealną żoną?

- jezus maria! - wrzasnęła carrie, rzucając się na ashtona z oszałamiającą siłą, przez którą oboje wylądowali na podłodze. - i ty mi się pytasz?! oczywiście, że tak!

/ tenth floor /Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz