michael clifford nie był pamiętliwy, ale gdy ten loczaty przygłup z parteru ósmy raz z rzędu podebrał mu kupony do pobliskiego baru z chińszyzną, sprawa zaczęła być poważna. nikt nie powinien podkradać sąsiadom kuponów na darmowe sushi od mistrza sushi-mana!
michael clifford nie chciał przyznać, że kupony i tak by się zmarnowały, bo on nie jadał chińszczyzny, ale co moje, to moje, a nie loczatego z parteru. clifford od zawsze był dość skomplikowany, jeśli chodziło o jego własność i doskonale o tym wiedział, ale chyba ma rację, prawda? kupony były jego.
i jeszcze ta parka z małym dzieckiem z trzeciego piętra, klękajcie narody, jak ten bachor się drze po nocach, a wszystko rurami idzie, przecież oszaleć można!
michael clifford może i nie był brytyjczykiem, ale potrafił narzekać jak brytyjczyk i w każdą niedzielę siadał przed komputerem i szukał zawodów w marudzeniu na wszystko, na czym świat stoi, jednak jeszcze nikt na taki pomysł nie wpadł. pewnie, w tym kraju nikomu się nic nie chce, co za nędznie wykształcona nacja, cholera jasna.
- michael słońce, wstawaj - rzuciła delikatnie pani clifford, uśmiechając się do syna, który tylko obrócił się twarzą do ściany i jeszcze mocniej nakrył kołdrą.
- nie mam ochoty, świat mnie dobija - wymamrotał chłopak w poduszkę, na co pani clifford pokręciła głową i wyszła z pokoju.
michael wiedział, że jego mama nie podziela jego wstrętu do świata, ale nie wiedział, dlaczego. przecież świat jest bez sensu.
- michael! - pani clifford ponownie zjawiła się w sypialni swojego ukochanego jedynaka. - przyszedł ten miły chłopiec z dołu.
- niech spierdala - wymamrotał michael, przewracając oczami. hemmings był jak dziwna przylepa, wciąż chciał się kolegować, a michael nie chciał kolegów, chciał się zanurzyć po uszy w beznadziejności i tyle.
- michael, w tej chwili wyłaź - syknęła pani clifford i trzasnąwszy drzwiami, wyszła. michael ociągając się, wyszedł z łóżka, założył pierwsze lepsze spodnie i koszulkę, po czym wyszedł z pokoju.
- cześć mike! - rzucił lucas, uśmiechając się do michaela. - to jak, gramy?
- uhm - mruknął tylko michael, wzruszając ramionami.
świat był beznadziejny i wszystko go denerwowała, ale gitara... gitara jest zajebista.
CZYTASZ
/ tenth floor /
Fiksi Penggemardziesięć pięter, dziesięć różnych historii. | multifiction; © 2014 letsgetoutofhere