4th floor ☆ hemmings

1.3K 217 6
                                    

lucas hemmings zaspał po raz szósty.

lucas hemmings wyraźnie prosił się o szlaban.

- LUCAS - wrzasnął ojciec chłopaka, bez pardonu wchodząc do sypialni syna. - szkoła, wbrew pozorom, jest ważna i jeśli masz zamiar z niej zrezygnować, ja mam zamiar zrezygnować z posiadania konsol do gier i laptopów.

- tato... - jęknął luke, przykrywając się kołdrą po czubek głowy. - pójdę...

- stevens obiecała ci staż na wakacje, tak? a jak masz iść na staż, skoro nie umiesz liczyć?

- tato... - jęknął luke raz jeszcze, tym razem powoli podnosząc się z łóżka. - to ostatni raz, więcej się nie powtórzy, serio.

- lucas - westchnął mężczyzna, siadając na brzegu materaca. - wiesz, że i ja, i mama chcemy jak najlepiej, prawda? i to nie jest tak, że...

- okej, tato. - luke uśmiechnął się lekko i spojrzał na ojca z rozbawieniem. - nie musisz mi prawić moralizatorskiego kazania, złapałem puentę.

pan hemmings wstał z łóżka i wyszedł z sypialni syna, rzucając na odchodnym coś o poprawieniu ocen z angielskiego, a luke w końcu nałożył na nos okulary i pokręcił głową - jak zawsze po porannym kazaniu. przeciągając się i ziewając, przeszedł do łazienki, żeby jako tako się ocucić i w ciągu pół godziny był całkowicie nadający się do współpracy z ludźmi.

luke nie był jakoś specjalnie uzdolnionym uczniem; w jego opinii, po prostu miał cholerne szczęście do prześlizgiwania się z klasy do klasy bez zbędnego wysiłku. jego znajomi zawsze uważali to za niewątpliwy talent, jednak dla niego samego to po prostu normalne.

szkoła stanowiła dla niego nieprzyjemną konieczność wstawania o siódmej rano; gdyby lekcje zaczynały się, dajmy na to, w okolicach dwunastej w południe pewnie byłby nieco bardziej chętny do uczestniczenia w zajęciach, jednak siódma rano? nie ma mowy.

czasami na schodach spotykał gościa z księgarni i wymieniał z nim krótkie uwagi dotyczące smrodu w windzie; czasami widział uśmiechniętego faceta pani stevens; faceta, którego w sumie podziwiał, bo zayn malik był artystą czy czymś takim i wytrzymywał z molly stevens, czyli kobietą daleką od artyzmu.

luke miał dopiero zacząć u niej staż, ale po kilku spotkaniach wiedział, że molly stevens to kobieta rekin, jak tylko zwęszy krew, rzuci się na ofiarę bez zastanowienia, a luke miał szczęście do niefortunnych słowotoków o rzeczach, które nawyraźniej ową krew niesamowicie wzburzały. a to nie jego wina, że najchętniej rozmawiałby z jej narzeczonym o ostatniej płycie green day, niżeli z nią o ostatnim krachu na wall street.

a tak naprawdę, luke chciałby tylko grać na gitarze i nie w głowie mu był staż w firmie finansowej.

/ tenth floor /Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz