Rozdział 1

47 12 4
                                    

Za rogiem zobaczyłam chłopaka, niestety nie widziałam go dokładnie. Zlewał się w czarną plamę i obserwował mnie.
Stałam w kolejce po bilety do nowo-otwartego lunaparku "Fundream". Niedługo miała się pojawić moja przyjaciółka.
Zauważyłam ją, przeszła obok tajemniczego chłopaka. Przez chwilę wydawało mi się, że chciał ją złapać za rękę i zatrzymać. Wyglądał na mocno zaniepokojonego i przyglądał mi się z żalem. Nie wiedziałam o co chodzi.
Miałam dziś wyjątkowo zły humor, była godzina 16, a ja zdążyłam się pokłócić z chyba całą rodziną, a na dodatek chłopak ze mną zerwał miesiąc przed naszymi wymarzonymi wakacjami.
Kupiłam dwa bilety i podeszłam do Lisy. Zaczęłam jej wszystko opowiadać, coraz bardziej się przy tym denerwując. Miałam ochotę coś rozszarpać. Byłam bardzo uczuciowa, szybko się denerwowałam, a wręcz wściekałm o byle co. Z większością emocji tak było, oprócz radości. Często czułam też podekscytowanie. Niestety razem z ekscytacją pojawiał się u mnie stres, chyba od zawsze.
- Mam wrażenie, że zaraz wybuchniesz. Nie przejmuj się tak - powiedziała dziewczyna, po czym mnie objęła.
Nagle poczułam, jakby cała zła energia kumulowała się we mnie. Zaczęło wiać i zrobiło się szaro.
Usłyszałam krzyki, w tym tajemniczego chłopaka.
Nie tylko jego. Przyjaciółka, która stała obok mnie wrzasnęła. Po kilku sekundach, runeła na ziemię. Myślałam, że zemdlała. Chciałam jej pomóc, ale nie mogłam się poruszyć. Czułam zło wokół...

Jakaś pani sprawdziła puls Lisy.
- Nie żyje - powiedziała z szokiem.

..... tym złem byłam ja. Zabiłam ją.

Budzę się z płaczem. Znowu to samo. Wspomnienia wracają do mnie, kiedy tylko zasnę, ale staram się żyć normalnie. Od wydarzeń w lunaparku minął miesiąc. Nie ustalono przyczyny śmierci. Sama tak naprawdę nie jestem pewna, co się wtedy stało. Czuje, że ja to spowodowałam, nie wiem jednak jak. To przeczucie niszczy mnie od środka, chociaż nikt nie widział, że to mogło być prze mnie. Ona mnie tyko dotknęła. Teraz na wszelki wypadek nie pozwalam się nikomu do mnie zbliżyć.
Krzyk mamy wyrywa mnie z rozmyślań. Od wypadku stała się dla mnie oschła, ona też myśli, że to moja wina chociaż nawet jej tam nie było, nie porozmawiała o tym ze mną. Odebrała mnie z posterunku policji, po tym jak złożyłam zeznania i jedyne co od niej usłyszałam to było:" Nie masz jeszcze 17 lat a już sprawiasz problemy większe niż ON". Zapewne miała wtedy na myśli mojego ojca. Prawie nigdy o nim nie mówiła, a jeśli już to tylko narzekała. Ona wręcz modliła się, żebym nie była do niego podobna. Nie wiem co on jej takiego zrobił.
- Wstawaj do szkoły. Nie możesz się znowu spóźnić!- krzyknęła.
- Przecież nigdy się nie spóźniam - odpowiedziałam.
- Nieważne - mrukneła.

W szkole nie działo się nic niezwykłego. Podobno mamy nowego ucznia w klasie i jutro ma przyjść po raz pierwszy. Brawo. Miesiąc do końca roku szkolnego a ktoś się przepisuje. Nie wiedziałam nawet, że tak można. Po lekcjach postanowiłam odwiedzić najbliższą mi osobę...

Teraz zmierzam w kierunku domu mojego ulubionego członka rodziny. Babcia ( od strony taty) jest kochana. Uwielbiam ją, niestety ona też rzadko o nim wspomina. Kobieta jako jedyna wspiera mnie po "wypadku".
W momencie gdy chcę zadzwonić na dzwonek drzwi się otwierają.
- Co ty tu robisz kochanie? - pyta zaniepokojona babcia.
- Przyszłam do Ciebie. Wychodzisz gdzieś? - odpowiadam.
- Idę po kilka rzeczy do sklepu. Mam gościa. Przyjdź kiedy indziej, okej? - Miranda wręcz wypycha mnie na zewnątrz.
Z domu wychodzi wysoki blondyn. Wygląda jak anioł, ma niebieskie oczy.
- Nie musi przychodzić w innym terminie. Chętnie z nią poczekam - mówi, patrząc na mnie.Na dźwięk jego głosu miękną mi kolana.
- Okej - odpowiadam rozmarzonym głosem.
Babcia patrzy na nas i zrezygnowana, odchodzi.
- Kim ty właściwie jesteś? - pytam chłopaka.
- Jestem Aaron. Mam 19 lat i chwilowo mieszkam u twojej babci - odpowiedział, uważnie mnie obserwując.
- Czemu tu mieszkasz?
- Jestem przyjacielem rodziny. Mam przydzielone pewnego rodzaju zadanie. Można powiedzieć, że mój zawód to trenowanie innych w różnego rodzaju rzeczach - powiedział.
- I kogo będziesz trenował?- dopytywałam.
- Ciebie Chloé - rzekł z powagą.
- Mnie? Nie zgłaszałam się na ochotnika! Ktoś podał ci błędne informacje. Ja nie potrzebuje trenera - zdenerwowałam się. Nienawidzę kiedy ktoś decyduje za mnie.
- Uspokój się. Ładnie wyglądasz - wskazał na lustro.

Jestem dość wysoka. Mam 178cm i niebiesko-szare oczy oraz długie do pasa, czarne włosy, które są falowane. Dziś jestem ubrana w czarne jeansy i luźny granatowy sweterek.

Nagle zorientowalam się, że Aaron specjalnie odwrócił moją uwagę od tego, iż miał mnie trenować, pokazując mi moje odbicie.
- Widzisz? Pomogłem ci. Po to tu jestem. Nie chcę dla ciebie źle. Wezmę od Mirandy twój numer i skontaktuję się z tobą w odpowiednim czasie. Teraz muszę wyjść - powiedział.

Nie miałam już siły zostać i rozmawiać z babcią, więc poszlam do domu i położyłam się spać.

Wieczne PrzeznaczenieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz