Obudziły mnie promienie ie światła, które próbowały przebić się przez zasłonięte rolety. Przetarłam oczy i spojrzałam na zegarek w telefonie. Eh... 9.05... Poszłam dalej spać.
9.05?! O nie, nie, nie! Szybko się zerwałam się z miękkiego łóżka i wbiegłam do łazienki. Załatwiłam wszystkie potrzeby i wróciłam do pokoju w celu wybrania ubrań. Gdy już to uczyniłam, zaczęłam latać po pokoju, ubierając spodnie i bluzkę. Szef mnie zabije. Nie! Gorzej! Najpierw zwolni, potem uderzy, a na końcu zabije.
Czy ten telefon robi na złość? Sprawdziłam, czy ustawiłam sobie budzik i widzę, że nie. Widocznie musiałam zapomnieć przez małą imprezkę i Kimberly.
Kimberly jest moją przyjaciółką i bardzo lubi imprezować. Wczoraj wyjątkowo zgodziłam się na imprezę, bo dawno nie byłam. I co? Wszystko przez to, że późno wróciłam, zapomniałam ustawić budzika. Ja ją wyzwę, że któryś raz się zgodziłam. To właśnie przez nią już kilka razy się spóźniłam. Więc podsumując, to nie będzie moja wina, lecz jej. Znowu.
Po ubraniu zapakowałam wszystkie potrzebne rzeczy do torebki i poszłam ubrać buty. Muszę to zrobić dyskretnie, oniewaz zapewne moja mama jeszcze śpi. Żeby w niedzielę pracować, to już jest przegięcie. Gdybym mogła pracować po szkole, ale nie. Szef się uparł na sobotę i niedzielę. No nic. Trzeba pracować na siebie i na chorą mamę.
Tak... Moja mama ma raka trzustki. Obie to przeżyliśmy. Zwłaszcza, że ją jestem jedynaczką, a tata nie żyję od 5 lat. Została mi tylko ona. Jeśli umrze przed moimi osiemnastymi urodzinami, będę zmuszona posiedzieć kilka miesięcy w domu dziecka. No chyba, że ktoś mnie przyjmie pod dach.
Przybiegłam do kawiarni w 10 minut. To i tak nic nie da, jeśli jestem spóźniona godzinę i 20 minut. Z tego wszystkiego, nie zdążyłam się pomalować. W sumie nie muszę mieć makijażu., aczkolwiek wygląd to pierwsze, na co ludzie zwracają uwagę. Kawiarnia nie jest zapełnienia ludźmi, to tym lepiej. Podeszłamdo lady, gdzie znajdowała się moja koleżanka - Jena. Patrzy na mnie smutnym wzrokiem. O ho, coś się święci.
- Cześć. Znów się spóźniłaś... - zaczęła. W głosie mogłam wyczuć smutek i żal.
- Tak, wiem. Znów przez Kimberly. Znów zapomniałam ustawić budzika... - spóściłam głowę że wstydu. Nie wiem do dziś jak ja się pokazuję ludziom.
- O! - usłyszałam za sobą głos szefa. No to po mnie. - Już wielmożna pani Vol raczyła się pojawić? - obróciłam się za siebie z obawami. Gdy napotkałam ten sarkastyczny, a zarazem wściekły wzrok, już wiedziałam co ma zamiar zrobić.
- Tak, proszę pana. Przepraszam za spóźnienie. - powiedziałam z przygnębieniem.
- Nie che żadnych przeprosin. Do biura marsz! - wskazał na drzwi z napisem "biuro". Pośpiesznie poszłam w tamtym kierunku, zostawiając torebkę na ladzie koło Jeny.
Gdy przekroczyłam prób biura, zobaczyłam pomieszczenie, które często widywałam. Usiadłam na krzesło, które znajdowało się naprzeciw biurka pana Wolfa. Chwilę później zobaczyłam, jak siada na skórzanym krześle. Spojrzał na mnie strogim wzrokiem. Bałam się, potwornie się bałam. Nie może mnie zwolnić...
- Kolejny raz się spóźniłaś. Już drugi raz w tym miesiącu. A nie mówiąc już o poprzednich. Zawiodłem się Tobą. Powiedziałaś, że już się nie spóźnisz, a ja ci dotrzymałem słowa. Niestety przykro mi, ale muszę Cię zwolnić...
- Co? Nie, proszę.... Nie mogę stracić tej pracy...
- Dobrze o tym wiem, ale niestety to był twój ostatni raz. Przykro mi. Oddaj proszę klucz do twojej szafki oraz plakietkę. - wyjęłam mały kluczyk z kieszeni oraz odpiełam plakietkę od mojej koszuli i podałam byłemu szefowi. Nie zauważyłam, kiedy poleciała mi łza.
Powołanie wyszłam z biura, kierując się po moją plakietkę. Jeny chciała się coś zapytać, ale ja byłam szybsza i powiedziałam "zwolnił mnie". Następnie wzięłam torebkę i wyszłam z kawiarni. Szłam bez celu. Co ja miałam teraz zrobić? Wrócić i powiedzieć mamie, że mnie zwolnił? O, nie. Załamie się, że znów straciłam pracę. Pracowałam w tej kawiarence 9 miesięcy. W poprzedniej rok. Teraz muszę myśleć nad nową, bo teraz nie mam nic. Gdy tak chodziłam z opuszczoną głową, nie zauważyłam jak ktoś idzie wprost na mnie. Zanim się zorientowaliśmy, udało nam się tylko szturchnąć.
- Uważaj jak leziesz! - krzyknęłam do chłopaka o kręconych włosach.
- Ja mam uważać? To ty uważaj, jak łazisz. - poznałam ten głos. Głos, który nienawidzę od początku liceum. Spojrzałam w jego oczy.
- Styles, Harry Styles. - powiedziałam głosem, pełnym nienawiści.
- Vol, Skyler Vol. - zawtórował mi. Nienawidzę go całym sercem.
CZYTASZ
Syn Mojego Pracodawcy ¦¦ Harry Styles [Wstrzymane]
Fanfiction"- Co ty tu robisz? - warknął pytaniem. - Co ja tu robię, pytasz... Pracuję, jak nie widzisz. - pokazałam mu język. Ten człowiek mnie denerwuje. - J-jak to pracujesz? - jego oczy rozszerzyły się. - No tak. A teraz się zsuń, bo chcę umyć podłogę. - w...