5. ,,Tyle, że ciebie trudniej podtopić"

9.6K 641 668
                                    

Będąc w Rio de Janeiro nie można dopuścić do sytuacji, w której nie odwiedzamy góry Corcovado, gdzie znajduje się słynny pomnik Chrystusa Odkupiciela.

Tak ujęła to moja mama, nie dając nam za bardzo wyboru, żeby wdać się w dyskusję. Jeżeli mam być szczera to uważałam, że miała sporą racje. W końcu posąg jest prawdziwą wizytówką tego miejsca, no i niecodziennie widzi się czterdziestometrowe rzeźby. Innego zdania byli moi upośledzeni bracia, którym w głowie siedziała tylko zabawa na plaży, czy na kurortowym basenie. Ojciec za to dałby się pokroić, żeby drugi dzień naszych wakacji przeznaczyć na podziwianie cudu sportowej architektury - stadionu Maracanã.

Prawdziwy fan.

Na ich nieszczęście mama była prawdziwą wilczycą alfa i nie ulegała tak łatwo, więc nasz pierwszy rodzinny wypad przeznaczyliśmy na ogromny pomnik. Było wspaniale, a widoki z tamtego miejsca mogły przyprawić o zawroty głowy. Wysoko. Doskonale można było zobaczyć śmiałków, którzy odważyli się polecieć nad częścią plażować miasta paralotnią. Podałam mojemu tacie ten pomysł, jednak on szybko wybił mi go z głowy, tłumacząc ze śmiechem, że jestem jego jedyną córką, i nie ma zamiaru kusić losu. Tak czy siak zrobiliśmy mnóstwo zdjęć i ostatecznie skończyliśmy w mieście, na restauracyjnej kolacji.

Kiedy przyszliśmy do hotelu, cała nasza piątka była wyczerpana. Siła brazylijskiego słońca potrafiła wykończyć. Będąc przy drzwiach swojego pokoju i szperając w torbie w celu odnalezienia karty, podświadomie zaglądałam w stronę apartamentu Shawna. Możliwe też, że nasłuchiwałam, chociaż gdzieś z tyłu głowy wiedziałam, że nie powinnam. Nie widzieliśmy się od wczoraj. Nie było go na śniadaniu, a po dźwięku grającej gitary, czy widoku bezczelnego (a może zwyczajnie cwaniackiego) uśmieszku nie było śladu. Stałam tak na korytarzu i dopiero po chwili zdałam sobie sprawę, że zachowuję się tak, jakbym czekała aż jego drzwi się otworzą. Co za bzdura!

Zmieszana pokręciłam głową, kiedy odnalazłam kartę, klucz do apartamentu.

***

Trzeci dzień przeznaczyliśmy na ogród botaniczny przewagą głosów trzy do dwóch. Tak. Te dwa należały do Curta i Christophera. 

Szybko zmienili zdanie, kiedy okazało się, że w ogrodzie można spotkać małe małpki ,,makaki", jaszczurki, czy dziesiątki gatunków ptactwa. Bliźniaki były zachwycone, kiedy te pierwsze z wymienionych zaczęły rzucać pustymi łupinami po owocach w nieobytych turystów. Mieli frajdę w końcu - swój znalazł swego. Ja zwróciłam uwagę na piękne kwiaty, które rosły w tym miejscu, szczególnie orchidee. Mało osób o tym wiedziało, ale w sekrecie podziwiałam każdy twór natury. Takie oblicze zwyczajnie mi nie pasowało. Wracając - park był przeogromny, a zwiedzanie go porządnie nas wykończyło.

Tym razem, od razu po wycieczce, skierowaliśmy się do hotelowego bufetu. Zasiedliśmy na swoich miejscach, a ja czułam jak nogi mi odpadają. Pójście pod górę na taki dystans nie służyło moim japonkom, a co dopiero biednym stopom. Nie miałam nawet siły długo zastanawiać się co takiego wybrać ze szwedzkiego stołu, byleby tylko znów siedzieć. Myślałam tylko o pokoju, śnie i miękkim materacu.

- Mam dość zwiedzania - ojciec odezwał się marnie, wbijając widelec w talerz z sałatką.

- Myślisz, że powinniśmy zrobić dzień wolnego? - mama wzięła łyk soku pomarańczowego.

Popatrzyliśmy z braćmi po sobie uradowanym wzrokiem. Oni najwyraźniej też mieli dość. Po tych dwóch dniach w końcu przyszedł czas, żeby odetchnąć. Nie wspominam nawet, że dla mnie to były trzy dni, biorąc pod uwagę moją emocjonującą wycieczkę po ładowarkę.

Remember, Candice || Shawn MendesOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz