21. ,,Pogrzebane żywcem uczucia"

6.5K 517 592
                                    

Kilka dni zaraz po tym, jak zamknęliśmy się u mnie w pokoju, żeby oglądnąć film, spędziłam na wiecznym unikaniu bruneta i próbowaniu uporządkować wszystkiego w mojej głowie. Resztkami sił starałam wbić sobie do tego zakutego łba, że to co się dzieje jest sprzeczne ze wszystkim, co obiecałam sobie na początku stycznia. Zaprzeczanie, że nic pomiędzy nami nie ma, było już najzwyczajniej w świecie śmieszne. Ten fakt napawał mnie podekscytowaniem, okaleczając zarazem. Nie miałam pojęcia w jaki sposób odczuwał to Shawn. Jedyne na czym mogłam oprzeć swoje podejrzenia, to sposób, w jaki się na mnie patrzył, tymi swoimi zawsze ciekawskimi oczkami. 

Kiedy tamtej nocy wyszedł z mojego pokoju, poczułam jak cały stres ze mnie spływa. Ukryłam twarz w dłoniach, nie poznając samej siebie i przez dobre dwie godziny siedziałam na łóżku. Trzęsłam się cała, ale nie z przerażenia. Chociaż w zasadzie, może trochę. Miałam w sobie tyle różnych emocji. 

Złość, za to, że przy nim zapominałam o wszystkich swoich zasadach.

Pogarda, a zarazem rozkosz, przez to, że dałam mu być tak blisko.

Rozczarowanie i tęsknotę, bo go odrzuciłam.

Szczęście, bo od pół roku wreszcie poczułam coś, co mówiło, że dalej stać mnie na to, żeby polubić kogoś w ten sposób.

Podekscytowanie, kiedy przypominałam sobie o jego uważnie lustrujących mnie, miodowo-brązowych tęczówkach.

Bezsilność, gdy nie umiałam powstrzymać coraz to szybciej bijącego serca i motylków w brzuchu.

Strach przed tym, co się ze mną dzieje. 

Nie pamiętałam, kiedy ostatni raz byłam tak zagubiona. Nie potrafiłam zdecydować się na to, czego tak naprawdę pragnęłam. Wahałam się, humorki mi się zmieniały. W jednej chwili marzyłam o jego wargach na moich, w drugiej zaś nie dopuszczałam do siebie tej myśli. Dawno temu przyrzekłam sobie, że jestem wystarczająco silna, żeby dać spokój szczeniackim zalotom. 

- Candice, skarbie, jedz proszę. - mama podsunęłam mi miskę sałatki z krewetkami pod nos.

Wzdrygnęłam się, wyrwana ze swoich trwających już drugi dzień przemyśleń. Rozejrzałam się po okrągłym stole, widząc spojrzenia czterech członków rodziny, wlepione prosto we mnie. 

- T-tak, tak. - uśmiechnęłam się słabo.

Chwyciłam za widelec, wbijając go w małego pomidorka. Nie wiem, czy wybranie się do restauracji z całą familią podczas tego wszystkiego było dobrym pomysłem. Przez Shawna byłam kilometr nad ziemią, z głową wysoko w chmurach. 

- Fu, dlaczego tu są brokuły? - Curt skwasił się, marszcząc nos.

Zaglądnął do sałatki, a jego mina z każdą sekundą robiła się coraz to bardziej komiczna. 

- Nie wybrzydzaj chłopie. - tata poklepał go po ramieniu.

- Kiedy to jest obrzydliwe. - Christopher się dołączył.

Najprawdopodobniej, gdyby brat nic nie wspomniał, nawet by nie zauważył, że ma na talerzu akurat te warzywa.

- Potrzebujcie witamin, a brokuły je mają, poza tym, po całym dniu na plaży wypadałoby uzupełnić energię. - mama wytłumaczyła spokojnie.

- Ale...

- Jeśli zjecie, pójdziemy do salonu gier. - ojciec wypalił. 

Bracia popatrzyli po sobie, i w mgnieniu oka, chociaż z widocznym bólem serca, zaczęli ładować w siebie wytykane palcami brokuły.

Remember, Candice || Shawn MendesOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz