#remcandiceff dont disappoint me
PERSPEKTYWA SHAWNA
Niedzielny poranek.
Kolejny poranek, kiedy pierwszą rzeczą którą poczułem było milion całusów na mojej twarzy. Odetchnąłem ciężko i wymusiłem uśmieszek. Nie wiedziałem, dlaczego poczułem krztę zirytowania. Działo się coś złego. Jakbym dostawał od niej dużo za dużo. Nie miałem pojęcia co zrobić. Dalej. Czułem się osaczony, tak, jakby dziewczyna była nachalna, narzucała mi się z każdej możliwej strony.
Wracając do rana - oczywiście nie obyłoby się bez wyściskania mnie na dzień dobry. Wyciągnąłem język, kiedy objęła moją szyję jak jakiemuś pluszakowi, kompletnie nie zwracając uwagi na to, że robi to za mocno i mnie poddusza. Skąd nagle zrobiła się taka silna?
Potem oczywiście długotrwała rozmowa, nie zapominając o ciągłym tuleniu się. Nawet wtedy musiała trzymać moją rękę.
Po cholerę?
Zanim się obejrzałem, Candice zdążyła powiadomić, że idzie do siebie, przebrać się, i żebym lepiej zrobił to samo, bo zwiną nam śniadanie sprzed nosa. Kiedy wyszła z pokoju odetchnąłem ciężko. Wpatrywałem się w sufit, jakbym szukał tam rozwiązania, którego do cholery nie było. Nie mogłem od tak wygarnąć jej, że denerwuje mnie to, co robi. Chociaż przyznaję, miałem na to ogromną ochotę. Byłem rozdarty, bo z drugiej strony nie chciałem jej ranić, wypalać z żałosną gadką, że nie jestem gotowy. Miałem dziewiętnaście lat. Nie dziewięć. Nie zrozumiałby, gdybym tak powiedział, mało tego, wzięłaby to za głupią wymówkę, a mnie za malutkiego chłopca.
Przewróciłem oczami, kiedy usłyszałem głośne pukanie do drzwi. Serio? Przebranie się zajęło jej jakieś dwie minuty? Boże.
Podniosłem się z łóżka, pod nosem jęcząc z niezadowolenia. Na litość boską, miałem jej zdecydowanie za dużo.
Otworzyłem drzwi gwałtownie i podniosłem brwi do góry, kiedy zamiast wiecznie uśmiechniętej dziewczyneczki zobaczyłem Justina z tym cwanym uśmieszkiem na ustach. Westchnąłem, kolejny raz. Nie wiedziałem, które z nich było w tym momencie gorsze.
- Co?
- Cześć Shawn - wypalił. - Wpuścisz mnie, czy może znowu masz gościa? - parsknął śmiechem.
Spojrzałem na kartonowe pudełko, które trzymał w rękach. Niech stracę. Odsunąłem się, przepuszczając go w drzwiach.
- Och, jak hojnie dzisiaj.
- Nie mam nastroju do żartów - oblizałem wargi i znowu położyłem się na łóżku. - Co to? - wskazałem na karton.
- Jakieś pięćdziesiąt koszulek z twojego merchu. Reszta czeka u mnie w pokoju. Wiem, jeszcze czas do koncertów, ale pomyślałem, że będzie ci wygodniej podpisać je wcześniej, a nie na ostatnią chwilę - puścił mi oczko.
- Cóż... dzięki - wzruszyłem ramionami.
- Tym bardziej, że jesteś zajęty Candice. Ale nie martw się, twój manager od marketingu zawsze o tobie myśli - wskazał na swoją głowę.
Odwróciłem wzrok w inną stronę. Poprawiłbym go, i powiedział, że to Candice jest zajęta mną, ale wiedziałem, że nie powinienem.
- Co jest? - zmrużył powieki i położył ręce na biodrach.
- Nic - mruknąłem.
- Oj no weź, jestem też twoim przyjacielem, widzę, że coś nie halo.
CZYTASZ
Remember, Candice || Shawn Mendes
Fanfiction(...) był nauczką, a ja szybko uczyłam się na błędach, nie powtarzałam ich dwa razy. Pamiętałam o nich. Nawet nie próbuj zaczynać, jeśli kręci cię szybka akcja. Część Druga - ,,Remember, Shawn" W trakcie małego poprawiania pierwszych rozdziałów!