9. Niegodziwa miłość

783 102 11
                                    

     Uległem. Nie potrafiłem dalej słuchać jego szlochu. Nie pojmowałem dlaczego tak bardzo się mną przejmuje. Dlaczego się o mnie martwi? Dlaczego prosi, abym stamtąd odszedł? Dlaczego mu na mnie zależy? Kim jestem w jego oczach?

     Kiedy już otworzyłem drzwi i spojrzałem w jego szmaragdowe oczy coś ponownie we mnie pękło. Nie wiedziałem co powiedzieć, nawet swoich myśli nie potrafiłem uporządkować.

     Chłopak bardzo powoli się do mnie przysunął. Nie miał pojęcia czego się po mnie spodziewać. W sumie nie tylko on - ja także byłem w tym momencie zagubiony. Kiedy delikatnie złapał mnie za dłonie miałem wrażenie, jakoby ten dotyk mógł uleczyć moje połamane na drobne kawałeczki serce. Skleić klejem, którego tak bardzo potrzebowałem - klejem z ciepłych uczuć i miłości, które są mi tak mało znane.

 - Levi - szepnął, a ja zwróciłem na niego swój wzrok. Wstydziłem się mojego podbitego oka, jednak wpatrywałem się w niego, tak samo jak on wpatrywał się we mnie.

     Po jego policzkach płynęły słone łzy, żłobiąc swoje własne ścieżki. Niedbale skapywały z podbródka, kończąc swój żywot na podłodze. Nie wiedziałem co konkretnie widzę w jego oczach. Uzależniały mnie swoim kolorem, nie pozwalały mi się wyrwać ze szmaragdowej klatki.

     Nie spodziewałem się tego, co zrobi. Jakoś nie dotarły do mnie jego zamiary, kiedy się do mnie zbliżał. Obudziłem się dopiero, kiedy kołdra z jego powiek zasłoniła ten piękny kamień szlachetny, a jego wargi zdążyły złączyć się z moimi. Przez pierwszą chwilę wcale nimi nie poruszał, jakby się bał, że zrobi coś źle. Dopiero później delikatnie je rozchylił. Tak subtelnie i rozkosznie, z niegodziwą miłością wypływającą prosto z serca. Języka nie wysunął, jedynie tylko cmokał mnie czule. To ja zainicjowałem coś więcej, pokazałem mu upajającą możliwość doznania uroku w przyjemnym tańcu między wargami. Zachęciłem go do intymnego eksperymentu, spowodowałem jego nagłe drżenie, rozkochałem go w sobie do granic możliwości.

     Jego ciało mówiło samo za siebie. Pewnie nawet nie kontrolował nagłego przypływu adrenaliny, nie zwrócił większej uwagi na motylki, które zaczęły prowadzić batalię w samym jego środku i nie zastanawiał się nad niczym. Napierał na mnie rozczulająco, zafascynowany zupełnie nowym uczuciem. Wystarczyła ledwo chwila, by nauczył się błogiego pocałunku, którym próbował mnie zadowolić pod każdym względem.

     Jeszcze nigdy nikt mnie tak nie całował. Może i nie robił tego dobrze czy ciekawie, jednak robił to z uczuciem. Wkładał w to całe swoje serce, oddawał mi siebie, nie wymagając nic w zamian. Boska ekstaza, nadrzędne pragnienie, czułość, miłość i intymność wypisana w ciele. Rozległa, pożądana i wspaniała. Czułem się kochany. Teraz, po tylu latach cierpienia, samotności i smutku. Odnalazłem miłość, którą obdarzał mnie ten chłopak.

     Wargi mnie rozbolały, mrowiły i emanowały dziwnym ciepłem. Eren się odsunął, a ja poczułem, jakby ktoś odebrał mi część siebie. Scaliłem się z nim w naszej krótkiej chwili zażyłości. Oddałem mu swoje jestestwo, tak samo jak on mi. A teraz wszystkie puzzle się rozsypały, wymieszane i nieznające swego właściciela.

 - Obiecaj mi - szepnął, wpatrując się w moje oczy. Był nade mną, piękny i dominujący. Spoglądał na mnie z góry, jakby chcąc przy tym ukazać swoją władzę, którą samolubnie sobie przywłaszczył. - Obiecaj mi, że już nigdy tam nie wrócisz.

     Zakręciło mi się w głowie, tchu mi zabrakło. Ot, właśnie musiałem wybrać, a wybór ten bynajmniej nie był błahy. Albo Eren, albo cierpienie. Czyż to nie proste?

     Nie dla kogoś takiego jak ja. Uzależnionego od bólu, pierdolonego masochisty, który wciąż się obwinia o największe zło tego świata. Zatraconego w czeluściach mroku, dyndającego na szubienicy. Na drzewie wisielców.

 - Obiecuję - to słowo ledwo przeszło mi przez gardło. Nie dlatego, że nie chciałem go wypowiedzieć, jednak raczej dlatego, że nie potrafiłem, po prostu nie umiałem w tym momencie mówić składnie.

     Znów mnie wziął w ramiona i jeszcze bardziej się rozszlochał. Zaciskał dłonie na moich plecach, palce nieprzyjemnie wbijał w ciało. A ja delektowałem się jego ciepłem, niczym zakazanym owocem. Uczepiłem się jego ubrania i trwałem w tym pokręconym stanie.

~~~

     Siedzieliśmy na moim łóżku przodem do siebie. Delikatnie trzymaliśmy się za dłonie, nie wiem dlaczego. Jednak dotyk ten był miły i przede wszystkim dający dziwne poczucie bezpieczeństwa. Od dłuższej chwili wpatrywałem się w nasze splecione palce, nie potrafiłem się przemóc, by spoglądać w jego oczy. Aczkolwiek czułem ten przewiercający szmaragdowy wzrok na sobie.

 - Po raz pierwszy sprzedałem się w wieku szesnastu lat - zacząłem cicho. - Nie miałem wyboru, ani innej opcji zdobycia pieniędzy prócz kradzieży. Z dwojga złego wybrałem to. To był mój pierwszy raz. O dziwo nie był bolesny, dziwny czy traumatyczny. Poza tym zrobiłem to z kobietą. Jednak odkryłem, że mogę to robić też z mężczyzną niecały miesiąc później. Domyślam się, że nie chcesz o tym słuchać, więc po prostu opowiem ci o Isabel. Była trzy lata młodsza, znalazłem ją... w bardzo okropnym stanie. Sądzę, że domyślała się jak zarabiam pieniądze. W końcu wychodziłem wieczorem i wracałem nad ranem. Tylko głupi by się nie zorientował. Jednak nic nie mówiła. Nigdy o tym nie wspominała. Wciąż mówiła, że jestem jej starszym braciszkiem i że bardzo mnie kocha. Dwukrotnie odsunęła mnie od myśli samobójczych, raz mnie wręcz przywołała zza światów. To po tym mam blizny na nadgarstkach. Jednak... dopiero teraz widzę jak bardzo się przez to zmieniłem. Nie dostrzegałem jak bardzo ją tym ranię. Nie widziałem cierpienia w jej oczach. Nie zauważyłem... Eren, ona umierała tuż przed moim nosem, a ja tego nie widziałem. Byłem głupcem. I ślepcem w dodatku. Nie zaintrygowały mnie kępki rudych włosów w różnych miejscach w domu. Nie pytałem o ciemne worki pod jej oczami. A kiedy nie miała siły czegoś zrobić, co wcześniej nie sprawiało jej problemów, nawet nie zaproponowałem jej wybrania się do lekarza, bo po prostu nie zorientowałem się, że coś jest nie tak. Aż w końcu zemdlała i upadając uderzyła się w głowę. Dopiero wtedy coś zaczęło mi świtać. Pojechaliśmy do szpitala, a ona... ona umarła niecałe dwa tygodnie później. Więc co miałem zrobić ja? Pozbawiony całego sensu swojego życia? Zatraciłem się. W swoim uzależnieniu. Stałem się zabawką. Czułem się bezużyteczny i zupełnie niepotrzebny. Otoczony mnóstwem wspomnień, które niczym robactwo padlinę pożerały mnie od środka.

Usidlony ✓ | ereriOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz