ROZDZIAŁ I „DUCH"

427 10 3
                                    

1 5  C Z E R W C A  1 8 5 8

I
Patrzył w ścianę szpitalnej sali. Pamiętał ten dzień jak przez mgłę. Pamiętał, że został ranny, że myślał, że tam zginie. Że myślał o panu Frye, Maggie, swoich rodzicach... a potem przypomniał sobie swoją małą przyjaciółkę i zaczął płakać, bo chciał się z nią jeszcze kiedyś zobaczyć. Wtedy pomógł mu mężczyzna, który go tu przyprowadził, a potem... pamiętał tylko następny dzień, gdy obudził się z pozszywanymi ranami i posmakiem krwi w ustach. Przez te kilka tygodni, które przeleżał w szpitalu, odwiedzał go Ethan na zmianę z mężczyzną, który mu pomógł. Wypytywali go, jak się czuje. Ethan pytał, gdzie się tak urządził i kto go tak urządził, a mężczyzna, czy na pewno wszystko jest w porządku. Zasłonił twarz dłońmi i przetarł nimi oczy. Chciał wrócić do domu i miał nadzieję, że wkrótce będzie miał taką możliwość. Miał dość spania w brudnych i zimnych kanałach, nawet jeśli mieszkała tam Maggie, którą uratował pewnego dnia przed mężczyznami, którzy zaczęli ją kopać i wyzywać na tym samym cmentarzu, na którym został ranny kilka tygodni wcześniej. Maggie była kobietą, która była dla niego jak matka. Troszczyła się o niego, pomagała mu, miał gdzie mieszkać, nawet jeśli to była tylko mała izdebka w kanałach. Ale był już zmęczony, potrzebował złapać oddech z dala od brudnego Londynu.

— Jesteś już gotowy? — Uniósł głowę i zobaczył mężczyznę, na którego czekał. Pokiwał głową i wstał. Wyszli razem ze szpitala, rozmawiając ze sobą. Mężczyzna pytał, jak chłopak się czuje, czy odwiedzał go ktoś jeszcze. Chłopakowi bardzo dobrze i przyjemnie się z nim rozmawiało.

— A więc — mężczyzna odchrząknął — jak z przeprowadzką, którą ci zaproponowałem?

— Nie spytałem jeszcze Maggie. Kompletnie wyleciało mi to z głowy.

— Rozumiem, nie musisz się tłumaczyć. — Uśmiechnął się. — Jeżeli chcesz, to teraz mogę z tobą pójść. Albo spotkamy się przy Moorgate, jeżeli chcesz.

— Nie jestem przekonany. — Westchnął. — Maggie jest już starszą kobietą i muszę jej pomagać, poza tym mam swoje obowiązki.

— Przecież nic nie stoi na przeszkodzie, byś wziął ciotkę ze sobą.

— Naprawdę? — Mężczyzna kiwnął głową, patrząc przed siebie.

Nim się obejrzał, chłopak odbiegł na tyle szybko, by zniknąć z jego pola widzenia, zanim jeszcze zdążył go zawołać. Pokręcił głową i zaśmiał się, podążając w stronę swojego sierocińca.

II
Wbiegł prędko do kanałów. Był podekscytowany. Szykowało się dla niego nieco lepsze i godniejsze życie razem z kobietą, którą traktował jak rodzinę i z dachem nad głową. Bez martwienia się o to, czy w zimę nie zamarzną, czy wszystkiego będzie dosyć, czy ktoś na nich napadnie, czy też nie.
Gdy wbiegł do niewielkiej izby, jego oczom ukazała się posiwiała kobiecina, siedząca przy małym ognisku. Kiedy go zobaczyła, uśmiechnęła się szeroko i wstała ze swojego miejsca.

— Wszystko dobrze, Bharat? — zapytała. — Wyglądasz na podekscytowanego, co się stało? I jak się czujesz? Wyszedłeś wreszcie ze szpitala.

— Czuję się znakomicie, Maggie, ale nie w tym rzecz. — Uśmiechnął się, dysząc ze zmęczenia. — Chodzi o to... Poznałem pewnego mężczyznę...

— Bharat!

— Spokojnie, nie mam nic niestosownego na myśli. Chodzi o to, że ten mężczyzna mi pomógł, gdy zostałem ranny. I teraz słuchaj — kobieta kiwnęła głową, dając znak, że słucha — jeżeli tylko się zgodzisz, możemy zamieszkać w jego sierocińcu. Ty i ja. Ty jako kucharka...

Szklane serceOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz