Część 12

4 0 0
                                    


- Jesteście sławnymi poszukiwanymi. - starszy mężczyzna kazał rozgościć się Rose w swojej kajucie.

- Paktujmy.

- Cóż za konkretyzm. - brunetka stała pośrodku ogromnego pomieszczenia bacznie lustrując ruchy admirała.

- Moje życie oraz Mroczne Widmo za wolność pozostałych żyjących i rannych piratów. - powiedziała bez ogródek.

- Ciekawa propozycja, ale żebyśmy się dobrze zrozumieli. Puszczamy wolno resztę załogi w zamian za doprowadzenie cię na pstryczek oraz zatopienie legendy?

- Puszczenie załogi z możliwością dopłynięcia na ląd.

- Mądra uwaga. A co z bosmanem, twoją prawą ręką?

- Niech sam zadecyduje o swoim losie.

- Hm.. Lepiej by było, aby podzielił twój los.

- Czy admirał marynarki Jej Królewskiej Wysokości akceptuje tą umowę? - zamyślił się patrząc przez niewielkiego okienko na zewnątrz.

- Jako, że nie spodziewałem się kobiety, która jeszcze ma czelność stawiać warunki, niech tak będzie.

Admirał, który nie miał nawet czelności przedstawić się, odprowadził Rosemary na pokład Mrocznego Widma. Jej kamratów spętano i zagoniono w jedno miejsce. Wtedy też kobieta zauważyła Trzynastego, który był nadziany na bagnet. W tej chwili jej życie przestało mieć jakikolwiek sens. Zbezcześcili zwierzę przynoszące szczęście. Rose stała niemrawo naprzeciw własnej, zmarnowanej załogi. Cieszyła się, że chłopcu z bocianiego gniazda udało się przeżyć, w końcu na coś było jej poświęcenie.

- Uwaga! - odezwał się jakiś komodor, którego kapitan kojarzyła z balu. To właśnie jego okradła, obiecując mu gruszki na wierzbie. Dobrze, że nie rozpoznawał jej w takim stanie.

- Nastąpił pakt. - dodał po czym pozwolił kontynuować brunetce.

- Moi drodzy, niezmiernie mi miło było być waszym głosem przewodnim, ale czas by nasze drogi się rozeszły.

- Do rzeczy. - przerwał jej żołnierz.

- Pozbierajcie wszystkich rannych i odpłyńcie na wyspę, zabierając najpotrzebniejsze rzeczy.

- A co z tobą kapitanie? - zapytał Gaspar.

- Ja jestem ceną. - cisza jaka rozległa napiętnowała ten moment.

- Bart w twoich rękach jest twój los. Możesz podzielić mój, bądź być ich kompasem. - bosman spojrzał litościwie na Rosemary, która przeistoczyła się niczym motyl na jego oczach. Kiedyś przyrzekł, że będzie ją chronić i zostanie z nią do każdego końca.

- Kapitanie - zaczął niepewnie - Pójdę za tobą tam gdzie nawet diabła, by nie chcieli. - brunetka westchnęła, tak bardzo nie chciała usłyszeć tych słów.

- A więc ustalone. - rozległ się głos wroga. - Pojmać tą dwójkę. - następnie na oczach całej załogi spętano osoby, które w opowieściach stanowiły mary.

Rosemary, będąc już na znienawidzonym okręcie patrzyła w dal, widząc oddalające się szalupy wraz z jej byłą załogą, tą żywą, ranną i zabitą. Mroczne Widmo powoli znikało w toni wodnej, płonąc doszczętnie wraz z jej wspomnieniami. Ktoś szarpnął ją, pociągając za sobą. Czuła wampirze spojrzenia rozdzierające ją na wskroś. Widziała tylko niewielkie pocieszenie, że u swojego boku ma Barta wyglądającego o wiele lepiej niż były już kapitan. Obdarta ze wszystkiego co najcenniejsze wpakowano ją do celi - zimnej, wilgotnej, ciemnej. Od razu skuliła się, chowając głowę w ramionach. Straciła wszystko..

Dziennik pokładowyWhere stories live. Discover now