Część 4

6 0 0
                                    

Bartholomew znalazł czas, by zaszyć się w swoim kącie. Parę książek, które posiadały znaki czasu i użytkowania, a także drogocenne przedmioty były świadkami jego głębokiego westchnięcia. Dopiero jutro czekała go rozmowa z Rosemary. Kiedy o tym myślał ogarniało go niezgadzające się z jego wiekiem dziecięce podekscytowanie. Był szalenie ciekaw, co powiedziała Kaliope. Widział tę nieprzeciętną kobietę tylko dwa razy. Zapamiętał jej wyraz twarzy, kiedy spotkali się po raz pierwszy. Skrzywiła się i syknęła, lecz w porównaniu z innymi mężczyznami nie traktowała go z nienawiścią. Względem Barta była niezwykle łagodna, bo potem uprzejmie go ignorowała. Kolejnym razem przepowiedziała mu długie życie i zdradziła szeptem pewien sekret. Niestety wyjawiona tajemnica za wiele nie rozwiązywała, lecz za to ciągle go dręczyła, gdy tylko morze było wzburzone. Bosman podziękował załodze za propozycję dołączenia do kości oraz małego spotkania towarzyskiego odbywającego się pod pokładem. Nawet Trzynasty czerpał większą frajdę z przebywaniem z piratami niż włóczeniem się po dobrze już znanym terenie Mrocznego Widma. Często poruszał się niczym duch, zlewając się z ciemnymi wnętrzami. Gaspar zyskał naprawdę wiernego towarzysza. Przynajmniej na tyle na ile pozwalała na to kocia, niezależna dusza. Poziewując, starszy mężczyzna opuścił kompanów, zganiając na bóle kości. Oczywiście nie omieszkał zabrać ze sobą wysokoprocentowego trunku. Jak tylko zamknął się w swojej kajucie chwycił jeden z wielu cienkich sztyletów wbitych w kawałek deski. Następnie wycelował w tarczę stworzoną z map i rzucił precyzyjnie w sam środek. Mimo swojego wieku ciągle był w formie, ale lubił to przed wszystkimi ukrywać.

Bosman przebudził się wcześniej niż zwykle nie mogąc zmusić się do ponownego snu lub chociażby drzemki. Kolano zaczęło go rwać zmuszając to rozmasowania przeklętego stawu. Tak działo się zawsze przed zmianą pogody. Niekoniecznie był to od razu objaw sztormu i kłopotów, ale należało na to zwrócić szczególną uwagę. Mężczyzna wstał z grymasem na twarzy. Dziś z pewnością będzie szerzył postrach wśród załogi, która postara się nie narażać na niekulturalne odzywki. Gotowy do wyjścia i obejrzenia świtu w pewnej krasie chwycił bandanę. Powolni, kuśtykając opuścił swoją małą ostoję.

- Rose! - zawołał mężczyzna, widząc mętny wzrok kapitana. Wyglądało to na nieprzespaną noc. Mimo tego dzielnie próbowała wyglądać na osobę w pełni świadomą i gotową do działania. Zapytała surowym tonem:

- Co tak wcześnie?

Z łatwością odkryła, że jest to dla Barta sytuacja nietuzinkowa. Nie otrzymała odpowiedzi, a bosman przyjął kolejną niezadowoloną minę wywołaną strzyknięciem w kolanie. Przeklął w duszy, wypowiadając pod nosem słowa słyszalne tylko dla niego. Rose minęła go z troską w oczach i udała się na spoczynek wiedząc, że rozmowa jej nie ominie. Musiała na chwilę się zdrzemnąć, aby zregenerować swoje siły. Bosman zagwarantuje jej ten cenny czas spokoju. Wiedziała również, że nie może, a nawet nie powinna nadużywać jego dobroci.

Pięć i pół godziny później.

Do drzwi zastukał Bart, który bez czekania na odpowiedź wmaszerował do kajuty kapitana.

- Wybacz, że przerywam, ale to noc jest od spania. - Został potraktowany wściekłym spojrzeniem, który nie zrobił na nim żadnego wrażenia. Rosemary przeciągnęła się wywołując ciche strzelanie kostek. Czuła się o dziwo wypoczęta mimo, że wyraźne, fioletowe podkowy zdobiły jej twarz. Już nic nie mogła poradzić, że lubi zarywać noce by móc prowadzić swój okręt.

- Pogoda się zmieni - wtrącił mężczyzna, siadając za biurkiem kapitana. Po ścisłej obserwacji chmur oraz kierunku wiatru już wszystko wiedział.

- Sztorm albo deszczyk. - skwitowała kobieta, zdając sobie sprawę, że nie jest to tylko infantylna zaczepka początku do poważnej pogawędki. Siadła po turecku na swoim łóżku, wybaczając swojemu kamratowi zajęcie jej osobistego oraz najważniejszego miejsca.

Dziennik pokładowyWhere stories live. Discover now