Część 2

11 0 0
                                    

- Kapitanie! Kapitanie! KAPITANIE ROSE! - ktoś namolnie nawoływał wraz z powtarzającym się łomotaniem do drzwi kajuty. Do tej pory dziwiła się, że niewtajemniczona, najnowsza oraz najniższa w hierarchii część załogi nie dziwi się damsko brzmiącemu imieniu.

- Nie musisz krzyczeć - powiedziała podirytowana piratka, będąca zaczytana w mapach i legendach. Któryś z marynarzy uchylił delikatnie drzwi, by przekazać naglącą wiadomość.

- Mostek wzywa. - po czym szybko odszedł. Kapitan przewróciła oczami. Z ociąganiem ściągnęła nogi z biurka oraz odłożyła szkic planu. Rozłożysty kapelusz znalazł się na jej głowie, narzuciła na ramiona czarny płaszcz i wyszła zostawiając swoją namiastkę pokoju. Dumnie kroczyła po pokładzie spoglądając na nieco bardziej wzburzoną toń wodną niż wczorajszego dnia. Mroczne Widmo nie z takimi falami miało do czynienia i wyszło z opresji zwycięsko. Zawsze widok otwartej wody ją uspakajał, prowadził do refleksji, lecz z chwilą zrzucenia z siebie imperialnego munduru musiała zachowywać szczególną czujność. Gdy jej obcasy zastukały na kilku schodkach prowadzących do celu usłyszała szum buciorów jakby podwładni szykowali się do powitania. Podskakując z ostatniego stopnia ujrzała bosmana opierającego się o balustradę rufy i spoglądającego w dal. Nie poruszył się nawet minimetr kiedy ją usłyszał. Za sterem stał Will, który skinął głową na powitanie, a tuż obok niego pomocnik Bartholomewa zabawiający właśnie czarnego kota na rękach. Pirat spojrzał na Rose kątem oka, tkwiąc w milczeniu.

- Czyżby chodziło o tego sierściucha? - machnęła podbródkiem w kierunku nowego nabytku załogi, zakładając dłonie na biodra.

- Yhym.. - Brunetka usłyszała pomruki swojego zamyślonego bosmana.

- Zapewne już się zgodziłeś argumentując to zmniejszeniem populacji gryzoni na okręcie. - niebieskooka uśmiechnęła się chytrze, widząc zaskoczone spojrzenia.

- Wy naprawdę czytacie sobie w myślach - pierwszy przemówił William puszczając jedną rękę z mahoniowego steru.

- Decyzja należy do ciebie kapitanie - odezwał się w końcu wątlejszy posturą od dwóch mężczyzn Gaspar.

- Dobrze już dobrze. - brunetka machnęła uspokajająco ręką. - Zgadzam się, skoro mamy konkretne argumenty przemawiające za pozostawieniem kocura na okręcie. Poza tym ponoć czarne sierściuchy przynoszą szczęście. - Gaspar poczuł ulgę, a jego zadowolona mina była tylko poświadczeniem, że piraci to zwyczajni ludzi tylko o zwiększonych horyzontach z pewną dozą niepopularnych poglądów. Niebieskooka podeszła bliżej i pogłaskała nowego towarzysza, który był powodem jej pilnego wezwania. Miał niezwykle aksamitną sierść, która błyszczała w promieniach słonecznych. 

- Opiekę pozostawiam tobie, a jak już wybierzesz imię, ogłoś to proszę publicznie.

- W sumie to już ma imię. Nazwałem go Trzynasty.

- Oryginalnie - wtrącił się nawigator. Reszta pokiwała głowami na znak zgody. Atmosfera na mostku rozluźniła się, lecz kapitan czuł się dziwnie spięty. Gdy mulat odszedł, Bartholomew zasalutował minimalistycznie dając znać Rose o dobrym rozegraniu sprawy.

- William, możesz opuścić stanowisko. Przejmuje stery.

- Jak sobie życzysz kapitanie. - po czym zszedł z mostku w energiczny dla siebie sposób.

Kapitan spoglądając w dal zaczął nucić pod nosem niezwykle czystym i melodyjnym głosem:


Yo, ho. Wszyscy razem.

Banderę stawić na maszt.

Ciągnąć ją, złodzieje, nędzarze,

śmierć nie dotknie nas.

Rosemary została sama za sterem, podziwiając zachód słońca, którego ostatnie promienie muskały czarną banderę falującą na maszcie

Oops! This image does not follow our content guidelines. To continue publishing, please remove it or upload a different image.

Rosemary została sama za sterem, podziwiając zachód słońca, którego ostatnie promienie muskały czarną banderę falującą na maszcie. Jeszcze tylko kilkanaście minut i nastąpi ciemność. Morze nabierało siły ukazując delikatne, białe brzegi fal obijające się o bryga. Zawsze marzyła, by stać w tym miejscu wiedząc, że ma pod sobą załogę. Będąc szczęśliwa zastanawiała się po co ślepo dąży do odnalezienia kompasu ukazującego to czego pragnie serce? Czy może w taki sposób chciała odwdzięczyć się bosmanowi? Może łudziła się, że w końcu będzie wiedzieć dokąd wyruszyć dalej. Jej myśli błądziły doprowadzając brunetkę do migreny. Odrzucając od siebie wszystkie niepewności rozejrzała się wokoło poznając okolice.

- Tortuga - wyszeptała do siebie wiedząc, że jej załoga gra teraz w kości.

Po zmroku powinni przybić do portu. Rose zdawała sobie sprawę, że to miejsce grzechu. Tutaj czas biegnie inaczej, a pijaństwo i rozpusta szerzy się niczym zaraza. Trzeba być bardzo czujnym nie dając się pobić lub zatracić w używkach. Natomiast jeśli chodzi o poszukiwanie załogi byle jakiej to jest to pierwszy etap "polowań". Dziewczyna wiedziała, że po zejściu na ląd musi ją odnaleźć.

- Kapitanie? - z rozmyśleń wyrwał ją głos Williama.

- Słucham?

- Czy mam wprowadzić Mroczne Widmo do portu? - Rose zamrugała gwałtownie próbując skupić się na słowach swego nawigatora, który całkiem dobrze radził sobie z taką łajbą w roli sternika. Jeszcze niedawno miała wątpliwości, co do jego osoby, a w tym wypadku po prostu będzie go tylko obserwować. Usłyszała chrząknięcie i poczuła bijące ciepło drugiego ciała stojącego za nią.

- Naturalnie - próbowała zabrzmieć szorstko jak na pirata przystało. Po tych słowach Will dotknął steru muskając go niczym stęskniony za kobietą. To był moment by zniknąć z mostku po kilku godzinach żeglowania. Kapitan przetarł kark, ale za nim podążył po strawę przystanął na sekundę na pokładzie, by móc ujrzeć ostatnie promienie, które właśnie schowały się za widnokręgiem. Nastała szarość przeradzająca się w obezwładniającą ciemność. Kotwica została zarzucona niedaleko portu. W samej przystani było duże prawdopodobieństwo, że statek zostanie okradziony zwłaszcza w środku nocy. Kapitan wraz z bosmanem postanowił wydać rozkazy. Nieliczna grupa piratów otrzymała przepustkę do miasta. Ucieszeni tym przywilejem momentalnie wsiedli do łódki. Widać było jak energicznie i radośnie - odmiennie niż zazwyczaj, wiosłują na brzeg. Reszta miała spędzić noc pod pokładem. Wraz z liczniej pojawiającymi się gwiazdami na niebie także czas pędził do przodu, do wyczekiwanego jutra. Wówczas miał nastąpić dzień prawdy.

Dziennik pokładowyWhere stories live. Discover now