Część 15

6 0 0
                                    

DZIENNIK POKŁADOWY ROSEMARY CAMBRIDGE

DZIEŃ 1

Zaraz po ujrzeniu Iana zmierzającego na pokład zostałam zmuszona do zejścia pod pokład do kajuty. Towarzyszył mi jeden rosły żołnierz, którego mina zdradzała zniesmaczenie, że zostało mu przydzielone takie zadanie. Drzwi zatrzasnęły się z hukiem, a gdy próbowałam je otworzyć były zamknięte. Mój ojczulek przesadza! Rozejrzałam się po nowym więzieniu, które prezentowało się niezwykle skromnie. Łóżko, duża, drewniana skrzynia, niewielkie okienko oraz coś na kształt biurka. Usiadłam zrezygnowana na materacu oraz wyciągnęłam czarno-białą fotografię. Zawsze nosiłam ją przy sobie. Towarzyszyła mi nawet tego dnia, gdy byłam na skraju życia i śmierci. Czasem zastanawiam się czy nie lepiej byłoby dla wszystkich, gdyby tak się stało. Przyjrzałam się postaci na zdjęciu. Jej uroda bardzo mocno potrafiła przyćmić umysły mężczyzn. Ja, niestety, byłam tylko jej gorszą kopią. Przymykając oczy widziałam jej bystre, błękitne spojrzenie. Długie, proste ciemno-brązowe włosy spływające za jej ramiona zawsze wyglądające perfekcyjnie. Poruszała się niczym królowa, a jej słowa potrafiły rozwiązać każdy spór. Nie brzydziła się broni, ale wolała walczyć słowem. Kiedy przyszłam na świat byłam jej oczkiem w głowie. Sama się mną zajmowała, nie potrzebując niańki. Jej ostatnie słowa w moim kierunku brzmiały: „bądź szczęśliwa na przekór". Łzy niekontrolowanie napłynęły mi do oczu, ale nie chcąc się mazać przygryzłam mocno wargę. Usłyszałam nierytmiczne pukanie, które spowodowało szybkie ukrycie mojego talizmanu. W progu ujrzałam nikogo innego jak mojego ojca.

- Rosemary - zaczął już nauczony, że nie powinien zwracać się do mnie jak mama. - Mam ci do przekazania kilka zasad. Proszę abyś nie mieszała się w pracę mojej załogi oraz nie spoufalała się z nimi. Szanuj Davenporta. Nie wszczynaj bójek i trzymaj się z dala od niebezpieczeństw.

- Coś jeszcze? - zapytałam od niechcenia.

- Na bieżąco będę cię instruował. - odwrócił się i tak po prostu zostawił mnie samą.

DZIEŃ 2

Od wczoraj nie widziałam światła dziennego. Posiłki dostaję do kajuty niczym więzień, którego trzeba utrzymać przy życiu aż do wyroku. Postanowiłam coś z tym zrobić. Okazało się, że drzwi są otwarte, dlatego po upewnieniu się, iż nikogo za nimi nie ma ruszyłam pozwiedzać. Zasady ojca nie mogą mnie ograniczać na tak małej powierzchni. Ostrożnie wyszłam na pokład dostrzegając świtające słońce, które początkowo mnie zamroczyło. Podeszłam do balustrady obserwując jak wstaje dzień. Cieszyłam się, że prawie nikogo nie ma. Moją twarz owiewała cudowna bryza, której mi ostatnio brakowało. Korciło mnie, aby wejść na mostek chwycić ster i pożeglować w poszukiwaniu kompasu. Czułam na sobie wzrok sternika oraz jego towarzysza, dlatego postanowiłam udać się na dziób jednostki. Przyglądałam się cudownemu przedstawieniu jakie dostarczała Matka Natura.

DZIEŃ 3

Snuję się po okręcie niczym trędowata, z którą nikt nie ma prawa rozmawiać ani nawet na nią spojrzeć. Mój ojciec bacznie przygląda się moim czynom. Gdy się do mnie odzywa wydaje mi polecenia. Nie wytrzymam dłużej tego rejsu! I jak na złość nigdzie nie widziałam Iana. Jakby całkowicie zapadł się pod ziemię.

DZIEŃ 5

Udało mi się zorganizować męskie ciuchy oraz sztylet. Dzisiejszej nocy wybiorę się na spacer, by podziwiać gwiazdy! Jestem bardzo podekscytowana na tę eskapadę! Cieszę się małymi rzeczami.

Kiedy na dworze zrobiło się wystarczająco ciemno zrzuciłam z siebie te nienaturalne ubranie i przywdziałam przebranie. Swoje długie, puszyste włosy ukryłam pod kapeluszem, by nie rzucały się w oczy. Aby nie robić hałasu na boso przemieszczałam się po zakamarkach tego ogromnego statku, którego układu do tej pory nie znałam w całości. Noc była pochmurna, a fale wyglądały nad wyraz mrocznie. Usadowiłam się na dziobie, bo rufa nadal była zakazana i wpatrywałam w dal. Moje zamyślenie, a także stan podobny do lekkiej śpiączki przerwał męski głos.

Dziennik pokładowyWhere stories live. Discover now