Część 9

4 0 0
                                    


Rosemary drzemała właśnie na dziobie niewielkiego okrętu. Jednakże co jakiś czas budziła się spoglądając na ster, za którym stał Jack. Była zmęczona, ale wmawiała sobie, że to tylko okres przejściowy. Pod ręką miała kilka sztyletów, lecz to nie gwarantowało jej poczucia bezpieczeństwa. Jej towarzysz był nieobliczalny, wręcz szalony, a wszelaka konwersacja była niczym chodzenie po polu minowym. Czasem żałowała, że nie oddała go żołnierzom, by wypełnił swoje przeznaczenie dyndając na linie. Jednakże dzięki niemu cel przybliżał się do niej coraz bliżej. Zdawała sobie sprawę, że gdy ujrzy Kali wszystko się jakoś ułoży nawet jakby miała z nią jakiś czas pomieszkać. W trudnych chwilach wspominała przystojnego blondyna, który wywoływał mimowolny uśmiech na twarzy Rose, ale z każdą godziną rejsu obraz w jej głowie blakł. Przecież nigdy więcej go już nie zobaczy.

Z kolejnej drzemki wyrwało ją pytanie:

- Chcesz? - Jack zamachał jej przed oczami bochenkiem chleba.

- A nie zatrułeś go?

- Cięta jak zwykle. Nawet, gdy dopiero się przebudziła. - skomentował siadając obok na podeście, na którym Rosemary zdążyła przekształcić w łóżko. Podniosła się przeciągając ospale, chyba tym razem trochę pofolgowała sobie.

- Masz. - otrzymała kawałek pieczywa, na którym postanowiła się nie rozwodzić i skonsumować.

- Ciepłą mamy noc. - podsumowała, chcąc przerwać milczenie.

- Jakże spokojne morze zupełnie nienadające się na zabójstwo. - westchnął nostalgicznie uśmiechając się szyderczo. Rose zignorowała mężczyznę. 

***

Szczęk dwóch szpad zabrzęczał na cały pokład.

- Co za szybka praca nóg. - Jack pochwalił Rose.

- A co myślałeś, że tylko bawię się w pirata? - bąknęła zagryzając zęby. Pomysł był spontaniczny oraz niebezpieczny, by umilić sobie rejs małą lekcją szermierki, którą brunetka zaniedbała. Ich ruchy były płynne, standardowe machnięcia szabel spowodowały monotonie. Rosemary to nie przeszkadzało. Może i miała lepszą technikę, ale nigdy siłowo z nim nie wygra, dlatego w czasie pojedynków często uciekała się do sprytnych zagrywek, które rozproszyłyby przeciwnika. Charakterystyczny odgłos metalu dźwięczał dopasowując się do stukotu obcasów. W pewnej chwili mężczyzna pokusił się o nieprzewidziany ruch, na który kobieta zareagowała błyskawicznie.

- Jestem pod wrażeniem. Kto cię szkolił?

- Na pewno nie kobieta.

- Skądże znowu. Kim był ten jegomość?

- Najbliższą mi osobą. - Rose wyprowadziła atak, który z ogromną siłą został odepchnięty.

- Coraz odważniejsza. Podoba mi się. - zaśmiał się niczym człowiek w obłędzie. Ich pojedynek nabierał tempa obfitując w nietuzinkowe manewry.

Po kilkunastu minutach obydwoje poczuli zmęczenie towarzyszące napiętym mięśniom, co skutkowało wytrąceniem sobie broni z rąk. Zaskoczone spojrzenia skrzyżowały się sugerując pas.

Noc zapowiadała się jasno oraz gwiaździście, dlatego dla Rosemary, która podjęła nocną wartę nie mogło być nic lepszego. Jack zniknął pod pokładem mówiąc, że idzie odpocząć. Zapewniał wielokrotnie, iż nie idzie przygotowywać żadnej pułapki, trucizny ani tym podobnym. Ten koleś miał naprawdę nierówno pod sufitem. Przynajmniej kilka razy dziennie wspomina o sposobach na zabójstwo. Brunetka potrząsnęła głową, odganiając negatywne myśli. Pozostało tak niewiele mil..

Dziennik pokładowyWhere stories live. Discover now