Płakałam bardzo długo. Może nawet kilka godzin. Nie jestem pewna, gdyż ocknęłam się z samego rana, gdy usłyszałam walenie do drzwi. Zerknęłam na ekran telefonu w poszukiwaniu godziny, jednakże ją zasłaniały powiadomienia o SMSach i połączeniach, których nie odebrałam. O dziwo znalazłam także kilka nagrań na pocztę głosową. Jedno z nich było od Piotrka co poznałam po numerze wiec nie odsłuchując go, usunęłam je. Koniec z nim. Muszę o nim zapomnieć.
Gdy usłyszałam kolejne pukanie do drzwi, podniosłam się ostrożnie i uchyliłam drzwi. Mogłam tego żałować, gdyż przed nimi może nie stał ani Piotr, ani Maciej czy też Magda, ale Maksym Drabik. Kolega Janowskiego. Chciałam zatrzasnąć mu drzwi przed nosem, jednak jego stopa uniemożliwiła mi to. Mogłam co prawda trzasnąć drzwiami tak, aby Drabik wziął nogę, ale nie chciałam mu jej uszkodzić. W końcu bez nogi miałby trochę problemów z uprawianiem ukochanego sportu.
Maksa znałam z opowieści Piotrka i kilka razy zamieniliśmy kilka słów, ale to było wszystko. Sama nie urywałabym kontaktu, ale Pawlicki był zazdrosny i wymusił to na mnie. Chociaż z biegiem czasu dowiedziałam się, że Maksyma też do tego zmusił. Może to i dobrze że między nami wszystko skończone?
Uchyliłam drzwi i stanęłam z boku, aby chłopak mógł wejść. Spojrzał się na mnie niepewnie nie wiedząc czy dobrze rozszyfrował moje znaki. Wskazałam głową na drzwi, a wtedy Maks zrozumiał mój znak i powoli, bojąc się że zapewne go uderzę, przystąpił próg.
Po wejściu do środka zamknęłam za nim drzwi, i gdy zdjął obuwie, machnęłam ręką w stronę salonu, oznajmiajac, że ma się do niego udać i rozgościć się, co też uczynił a ja ruszyłam do kuchni przygotować herbatę na rozgrzanie, gdyż poranek nie był zbyt ciepły, co stwierdziłam po czerwonych polikach Maksyma i tym, że drgał z zimna mimo ciepłej kurtki. Co jak co ale nie chciałam aby się rozchorowal przez mój brak humoru. Mimo wszystko dobrze nam się kiedyś rozmawiało i miło by było gdyby między nami było tak jak dawniej. Chociaż obawiam się że to nie możliwe, bo mimo wszystko nie mam pewności, że on też był w to zamieszany.
Chwilę po zagotowaniu się wody byłam już w drodze do salonu. Ledwie przekroczyłam jego próg, a już obok mnie stał Maks. Wziął ode mnie jeden z kubków, sztućce oraz cukierniczkę a następnie postawił wszystko ostrożnie na stole, tak aby narobić jak najmniej szkód. Bo jak to sam jakiś czas temu stwierdził - jestem straszną niezdarą. - Co prawda jeszcze tego nie zauważyłam, ale mam nadzieję że była to ściema.
Usiedliśmy wygodnie na sofę i wydaliśmy się w nic nie znaczącą rozmowę. Kiedy skończyliśmy rozmawiać na jeden z interesujących nas tematów przypomniał sobie o prawdziwym celu tej wizyty. Spojrzał na mnie z takim lekkim lekiem w oczach jakbym miała go za chwilę zabić na tej kanapie, bo jak to kiedyś Piotrek stwierdził, byłabym do tego zdolna. Teraz rozmyślając o tym z pewnością byłabym do tego zdolna. Jednak to nie Maksym by zginął na tej kanapie, lecz Piotrek i Magda. I zginą jeśli pojawią się w tym mieszkaniu lub chociaż na mojej drodze.
Maks już chciał opowiedzieć mi prawdziwy powód dla którego mnie odwiedził jednak nie było mu to dane, gdy do drzwi znowu, tak jak Drabik kilkanaście minut wcześniej, ktoś zaczął się dobijać. Miałam cichą nadzieję, że to nie będzie ani Pawlicki ani Gomólska i o dziwo tak było. Za drzwiami stał mój brat. Jedyny w swoim rodzaju brat, który zapewne od kogoś już usłyszał całą tę historię a on się natychmiast zjawił. Nie ma co.
Przecież Grzegorz Zengota zawsze pamięta o siostrze TYLKO wtedy gdy coś się dzieje. Jednak tym razem bylam w 100 % pewna, że będzie po stronie Piotrka gdyż od zawsze się dogadywali i traktowali się jak bracia, którymi w rzeczywistości nie byli. Jednak później okazało się, że źle myślałam. Grzesiu wcale nie bronił Pawlickiego. A przynajmniej do czasu.
- Jak rozbierzesz się to chodź do salonu - nie widziałam po co to mówię, skoro 3/4 swojego czasu Zengota spędza w moim małym królestwie. Co prawda to moje mieszkanko ale dokłada się do niego, mimo że wedle dokumentów nie ma do niego żadnego prawa, więc kazałam mu je traktować jako swoje. Niech zna moje dobre serce.
Odeszłam od brata by po chwili z powrotem znaleźć się przy Maksymie, aby dokończyć nasza nie rozpoczęta jeszcze rozmowę. Jednak znowu nie mogliśmy jej przeprowadzić bo Grzegorz wpakował się na kanapę między nas i rozpoczął swoje nędzne, nic nie znaczące gadanie o tym jak to fajnie znowu mnie odwiedzić, bla bla, jak go dawno tutaj nie było. Gówno prawda. Ostatnio był tutaj przedwczoraj. I o dziwo miał taką samą gadkę. Ugh. U nas to chyba rodzinne. A szkoda.
Próbowałam mu przerwać i dobitnie dać do zrozumienia, że pilnie muszę porozmawiać z Drabikiem o czymś ważnym, jednak on ani myślał przestać. Byłam już coraz bardziej zdenerwowana więc podniosłam się z sofy i pobiegłam do łazienki wypłakać się. Niestety zapomniałam zamknąć drzwi na klucz, więc zaraz za mną w łazience znaleźli się obaj żużlowcy, a zza nich, zza progu wyglądał Przemysław Pawlicki wraz z Maciejem Janowskim. Znowu Janowski. Czy on naprawdę nie ma swojego życia? A Pawlicki? Tego pewnie znowu wysłał brat, aby złagodzić całą tą sytuację.
___________________
W pierwotnej wersji o bracie, nie miał być nim Grzesiu, gdyż bardziej pasował mi Kamil Wieczorek. Niestety jeden fragment był dość chamski (wymyślony na potrzeby opowiadania) więc finalnie znalazł się tam Grzegorz. Dla wyjaśnienia o co dokładniej chodzi wstawiam wam tutaj ten cytat:
"PRZECIEŻ KAMIL WIECZOREK ZAWSZE BYŁ SZYBSZY TYLKO OD GRUDZIĄDZKICH PKSów"