Rozdział 1

813 65 2
                                    

W Dolinie Końca czuć było tą napiętą atmosferę. Zdawałoby się, że również ptaki i wiatr wyczuły nastrój, ponieważ było wyjątkowo cicho i spokojnie. Nawet wody jeziora pozostawały niezmącone i wszystko jakby oczekiwało tego, co się wydarzy pomiędzy dwójką chłopców.
A ci stali naprzeciw siebie, spoglądając sobie w oczy jakby chcieli odgadnąć co ten drugi myśli.
Sasuke znajdował się w pozycji do ataku, a jego oczy czujnie śledziły ruchy niebieskookiego, jednak poza tamtego nie przejawiała żadnych złowrogich zamiarów. - Jesteś moim najlepszym przyjacielem i to dlatego muszę cię zniszczyć - odezwał się czarnowłosy - Tym razem nikt nam nie przeszkodzi. To będzie twój ostateczny koniec, a to miejsce stanie się twoimi grobem.
Naruto uśmiechnął się do niego szeroko, jakby tamten powiedział coś wesołego - Nie miałem zamiaru walczyć, dattebayo. Nie chcę żebyś kierował się zemstą, ale nie mogę ci zabronić ucieczki, skoro ja również chcę opuścić Konohę.
Tymi słowami Uzumaki zdziwił swojego przyjaciela. Sasuke sądził, że ten będzie starał się go powstrzymać i namawiać do powrotu, jednak okazało się być wręcz odwrotnie - Chcesz opuścić wioskę? Ale niby czemu? Czy to właśnie nie ty mówiłeś że zostaniesz hokage? - spytał się i lekko rozluźnił, widząc że blondyn nie ma zamiaru go atakować.
Nagle Naruto się zgarbił, a w jego oczach widać było smutek.
W tamtej chwili wyrażenie "wyglądać jak siedem nieszczęść" idealnie do niego pasowało.
Jego ramiona były opuszczone, jakby stracił całą radość z życia, a spojrzenie nie wyrażało żadnych pozytywnych emocji. Jednak na jego twarzy widniał mały, smutny uśmiech, mający w sobie trochę ze znanego wszystkim Najbardziej Hałaśliwego Ninja nr 1.
Z tym właśnie uśmiechem odpowiedział na pytanie ostatniego z Uchicha - Powiedzmy, że chciałem uciec od ich spojrzeń. Od tego co mi zrobili i od mojej przeszłości. Myślałem, że dam sobie radę, ponieważ zdobyłem przyjaciół, ale...Chyba nie potrafię wybaczyć mieszkańcom Liścia i chyba nigdy nie będę potrafił.
Czarnowłosy pokiwał głową, rozumiejąc co Uzumaki miał na myśli - Chcesz zaatakować Konohę? - ku jego zdziwieniu chłopak zaprzeczył ruchem głowy - Ale dlaczego, przecież sam powiedziałeś że...
I tu Naruto mu przerwał - Powiedziałem że, chciałem stamtąd uciec. Nigdy na poważnie nie rozważałem zniszczenia wioski. Przecież to dom moich przyjaciół i nie potrafiłbym zniszczyć czegoś co jest dla nich ważne. I dlatego również nie chcę opuścić wioski jako zbiegły ninja.
Sasuke zaciekawiony spojrzał na niebieskookiego. Czuł, że trzynastolatek nie mówi mu tego bez powodu. - Więc, jak chcesz uciec? Nie da się uciec z wioski żywym, nie będąc ściganym.
- No właśnie...Żywym. A co jeśli uznano by, że nie żyję?

- Wtedy mógłbyś...Chyba zaczynam rozumieć twój plan. - chłopak uśmiechnął się do blondyna, będąc jednocześnie zaskoczonym że Naruto wpadł na taki pomysł.
Wykorzystać jego ucieczkę, żeby przy okazji pościgu zginął i sam uciekł. Ale... - A jakie ja będę miał z tego korzyści?

- Korzyści?

- Tak.

- Ty również nie będziesz poszukiwany. Uwierz, ostatnie czego byś chciał to żeby ktoś ciągle cię poszukiwał. Wystarczy że damy im jakiś znak, który jasno daje do zrozumienia że jesteśmy martwi. Coś takiego jak walka dwóch osób o podobnej sile i jej tragiczne konsekwencje.

Czarnowłosy zastanowił się przez chwilę. Fakt, faktem że ostatnie czego sobie w tej chwili by życzył to pościg (nawet jeśli ten go by nie złapał) i za kilka lat nie musiałby martwić się tym że widnieje w książeczce bingo. - Dobra, zgadzam się na ten twój pomysł. Mam nadzieję, że byłeś na to przygotowany.
Odpowiedział mu uśmiech, który sugerował odpowiedź twierdzącą.

***
Było cicho. Za cicho, a przecież Kakashi znajdował się blisko Doliny Końca w której jego podopieczni mieli toczyć walkę (wiadomym było, że Sasuke raczej po dobroci nie wróciłby do wioski) więc, powinien słyszeć jakieś odgłosy. Mężczyzna przyspieszył, mając przeczucie że zdarzyło się coś złego.
Shinobi przez chwilę zamarł, wyczuwając zapach krwi niedaleko miejsca pojedynku.
To nie mogło się dobrze skończyć. I jak .się okazało, miał rację.
- Jak...Jak to się mogło stać? - tylko tyle był w stanie wydusić z siebie jounin. Widział i przeżył naprawdę wiele. Mimo to, kiedy zobaczył pole walki Naruto i Sasuke, zamarł z przerażenia.
W jeziorze zamiast wody, była krew, gdzieniegdzie walały się jakieś gruzy. Wzgórza otaczające Dolinę Końca były prawie że zniszczone. Pomarańczowy kombinezon sakryfikanta Dziewięcioogoniastego i strzępki ubrań Uchichy unosiły się wśród wody wymieszanej z krwią.
Kakashi nie czuł chakry żadnego z chłopców. Doszedł tylko do jednego wniosku: oboje są martwi. Nie mógł być tego na sto procent pewny, jednak to podpowiadała mu jego bardziej racjonalna strona. Ta bardziej uczuciowa, kurczowo zaprzeczała domysłom mózgu i miała jakąś nadzieję. Nikłą, ale jednak. Mężczyzna wiedział, że w takich sytuacjach można tylko czekać i mieć nadzieję. Poza tym, w jego umyśle ciągle tliła się myśl że chłopcy nie potrafiliby się nawzajem wykończyć. Więź ich łącząca, po prostu by na to nie pozwoliła.
Jednak nie mógł zignorować tego, co widział. - Przepraszam... Minato-sensei, Kushina-san...Chyba byłem kiepskim nauczycielem... - wyszeptał w przestrzeń, wpatrując się w horyzont.

Nie patrz tak na mnie! [W TRAKCIE REMONTU]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz