Rozdział 16

153 14 0
                                    

- To był wieczór, byłam akurat ze swoim ojcem w Kusagakure. Odłączyłam się od niego i swojego strażnika, a starsze dzieci zaczęły mi dokuczać z powodu moich oczu, ponieważ u nich czegoś takiego nie widywano za często.
Cichy i łagodny, choć nieco łamiący się głos Hinaty, rozpoczął jej opowieść.
Rumieniła się podświadomie, bo chociaż jej usta mówiły w tamtej chwili tylko kłamstwa i półprawdy, w duchu sięgnęła jej jakże cennych wspomnień.
Tych, które przez lata w ponurej, klanowej rezydencji dotrzymywały jej towarzystwa w te bardziej samotne noce. Nie byłoby kłamstwem stwierdzenie, że Hinata te wspomnienia kochała i pielęgnowała pamięć o nich.
Trzynastolatka nie zdążyła nawet zauważyć, kiedy przestała widzieć czerwone oczy nauczycielki i słyszeć rozmowy pochodzące z baru, a przeniosła się we wspomnienia, gdzie widziała dobrze jej znane błękitne oczy.

Mała Hinata się bała.
Prawdę mówiąc, to trzęsła się ze strachu.
Znowu...Znowu ją gnębiono...
- Proszę...-spojrzała na najstarszego z bandy- P-przes...tań..cie...
Dziecięce ciałko trzęsło się w spazmach, natomiast różowe usta dziewczynki wygięły się w podkówkę.
Widać było, że bardzo młoda wtedy Hyuga stoi na granicy paniki.
- Mama mówiła, że dziwadła powinny dostać nauczkę...Chyba nie sądziłaś, że w twoim przypadku będzie inaczej...dziwaku?
Fioletowe oczy rozszerzyły się w szoku- nie może być, oni chyba nie zamierzali jej...
Jednak kpiące uśmiechy dzieci i spojrzenie w oczach przywódcy całej dzieciarni nie kłamały.
Już widziała, jak jeden z nich podnosi pięść – zamknęła powieki, nie mogąc uciec.
Dwie starsze dziewczynki ją trzymały za ręce, starając się zrobić to jak najlepiej.
Hinata była pewna, że po tym zostaną jej siniaki.
„Po prostu to zróbcie"-szeptał cichutki głos w jej głowie- „Zróbcie to i odejdźcie"
Uderzenie, którego z obawą wyczekiwała, nie nadeszło.
Z wahaniem otworzyła jedną powiekę, gdy poczuła, że uścisk na nadgarstkach zniknął.
I wtedy zobaczyła jego – małego chłopca z łobuzerskim uśmiechem i smutnymi oczami.
Jego oczy...Czteroletnia Hinata dobrze je znała – w końcu widziała je codziennie w lustrze.
To spojrzenia, wypełnione samotnością oraz pragnieniem akceptacji.
Chłopiec, prawdopodobnie jej rówieśnik, uderzył w twarz tego, który chciał ją pobić.
Jedna z wcześniej trzymających ją dziewczynek kopnęła go, chcąc ukarać„intruza".
Nieznajomy syknął z bólu, rozkojarzając się i jednocześnie dając reszcie bandy szansę do zemsty.
Ulga, którą ciemnowłosa czuła, szybko zmieniła się w obawę o jej wybawiciela.
Chciała mu pomóc...Chciała, ale...Co taka porażka jak ona mogła zrobić?
Zacisnęła małe piąstki na swojej yukacie, czując napływające łzy.
Była słaba, taka słaba!
- Hej, to on! Ten potwór, o którym mamusia mówi!- któryś z chłopców wskazał palcem na czterolatka. Reszta dzieci uśmiechnęła się kpiąco, jakby wiedząc co tamten miał na myśli.
„Obrzydliwe...Oni są tacy...obrzydliwi..."
Niepokój zmienił się w niesmak.
Czemu...Czemu oni, którzy byli mieszkańcami tej samej wioski, gnębili innych?
Czy nie było lepszych zajęć? Czy nie można było inaczej spożytkować energii?
Wtedy jednak Hinata była za młoda, aby móc odpowiedzieć na takie pytania.
Niesprawiedliwość świata miała dopiero pojąć w swoich szkolnych latach, teraz jednak niewiele o niej wiedziała, mogąc bazować jedynie na swoim czteroletnimżyciu.
W czasie, gdy się wahała chłopiec został otoczony przez innych.
Tłukli go, kopali i raz nawet chyba ugryźli. Wyglądało, że o niej zapomnieli.
Powinna czuć ulgę i uciec, jednak coś, co jej rodzice nazywali sumieniem, jejna to nie pozwalało.
- J-ja...mu-uszę mu pomóc...-szepnęła cicho do siebie.
Miała wrażenie, że wypowiedzenie tego pozwoli jej urealnić te chęci.
- P-prze..Przestańcie!
Krzyk dziewczynki tak cichej zaskoczył wszystkich.
Nawet ciemnowłosego Gao, mającą jadowite spojrzenie Rui i jej małego zbawiciela.
Jej krzyk zaskoczył również samą Hinatę, która nie wiedziała, że jest zdolna do wydania z siebie takiego dźwięku.
- Przestańcie!- powtórzyła, tym razem nieco pewniej- Ranicie go!
Przez chwilę poczuła się pewna siebie.
Tak, w końcu pokaże innym sprawiedliwość!
Ale...
- Co? Bronisz tego potwora? Obleśne.
Lekko przekrzywiona głowa Gao i jego rozszerzone oczy były przerażające.
W jego spojrzeniu było widać nienawiść, której Hinata się bała.
Wszystko to ozdabiał kpiący, arogancki uśmieszek na jego ustach.
- Obleśne- powtórzył- Ale z ciebie dziwadło. Tylko ty-
Chłopiec dostał w szczękę.
Uczyniła to mała piąsteczka blondyna, którego opalona twarz przysłoniła się nagle złością.
- Nigdy nie nazywaj ludzi dziwadłami. Nigdy, rozumiemy się?
„B-broni mnie? On..."
Trzylatka doznała nieznanego jej wcześniej uczucia.
Miała wrażenie, że serce jej wyskoczy z klatki piersiowej, a policzki osiągną za chwilę barwę pomidora. „To...naprawdę miłe...Kiedy ktoś robi coś bezinteresownie..."
O niezwykłej, jak na małego brzdąca sile dowiedziała się niedługo reszta chłopców.
Oczywiście, uderzenia nie były wystarczająco mocne, aby ich powstrzymać, ale rozproszyły uwagę przeciwników. Nawet dziewczynki nie uchroniły się przed ciosami, pomimo,że płakały i błagały.
- Uważaj! Gao chce cię zaatakować od tyłu!- jej ostrzeżenie pozwoliło zareagować na niespodziewany atak. Blondyn zablokował cios ze zręcznością,która zachwyciła Hinatę.
- Chodź, za mną.
Jej rówieśnik chwycił ją za rękę, prowadząc przez kręty las i pagórki.
W końcu, po jakimś czasie nieustannej bieganiny, zatrzymali się przy małym jeziorze.
Było otoczone kwiatami i dla czteroletniej Hinaty było po prostu prześliczne.
- Chyba ich zgubiliśmy- wymamrotała zawstydzona.
Czuła, że powinna coś powiedzieć.
Chłopiec się z nią zgodził, lekko kiwając głową.
- Dzie...Dziękuję za pomoc.
Nie miała siły na nic innego niż szept.
Nawet pomimo, że jej wychowanie jako dziedziczki klanu, mówiło, że powinna się w tamtej chwili pokłonić nie mogła. Gdy opuściła ją cała adrenalina i zdenerwowanie, poczuła się zmęczona.
- Nie ma za co!
Jasny uśmiech chłopca, pomimo, że nie sięgał jego oczu, był cudowny.
Czterolatka napawała się nim, nieświadomie rumieniąc się jeszcze bardziej.
Jej wybawiciel podrapał się po karku, będąc najwyraźniej zawstydzonym,przedłużającą się ciszą oraz ich rozmową.
- To...Em...Jak masz na imię, panienko? – jego pytanie, zadane z taką łatwością,zbiło Hinatę z tropu.
- P-panienko?
Nikt z jej rówieśników, którzy nie byli w klanie jej tak nie nazywał.
To było...dziwne...Chociaż jej wybawiciel już wcześniej jej pokazał, że nie był zwyczajnym chłopcem.
Nagle i on się zarumienił.
To było urocze, a przynajmniej w opinii Hinaty, kiedy jego policzki przybrały lekko różowy kolor, subtelnie barwiąc jego skórę.
- W sensie...Jesteś z tego klanu z wielkimi oczami, no nie? Mieszkańcy traktują was, jak jakąś rodzinę królewską czy coś. Więc...Pomyślałem, że tak powinienem się do ciebie zwracać, skoro nie wiem, jak się nazywasz...panienko....
- Hyuga Hinata- pisnęła.
- W takim razie miło mi cię poznać, Hyuga Hinata-san! Jestem Uzumaki Naruto, dattebayo i któregoś dnia będę hokage! Lepiej to sobie zapamiętaj!

I właśnie wtedy zakochała się w jego niebieskich oczach oraz radosnym, niewinnym uśmiechu.
Właśnie wtedy postanowiła, że za wszelką cenę pomoże temu blondynowi.
A w chwili, gdy zobaczyła w Akademii rozpoznała go bez trudu i to pomimo faktu,że zdarzenia te dzieliło parę ładnych lat. On też ją pamiętał.
Wtedy wywołało to u niej dziwne uczucie- ciepłe i miłe, które powodowało u niej motylki w brzuchu.
W chwili, gdy skończyła mówić cieszyła się.
Cieszyła się, bo z dumą mogła powiedzieć, że Naruto jest jej przyjacielem i ceni ją sobie ponad wszystko, bez względu czy to wioska, czy jego własne niechęci.
Po prostu...Zawsze czuła, że on tam jest.
Że nawet jeśli będą daleko od siebie, nic się nie zmieni i sobie pomogą.
- Naprawdę piękna historia – skomentowała łagodnie Kurenai.
Jej kąciki ust uniosły się lekko w górę, a oczy posłały jej ulubienicy ciepłe spojrzenie.
- Dz-dziękuję.
Hinata pokryła się czerwienią, tak jak, ku jej zaskoczeniu, Naruto.
Blondyn wyglądał na zawstydzonego, chociaż jego twarz wprost mówiła, że zgadza się z tym co powiedziała nauczycielka trzynastolatki.
Twarz dziewczyny sczerwieniała jeszcze bardziej, o ile było to w ogóle możliwe.
„Muszę...Muszę się przewietrzyć!"
Pomimo swoich gorączkowych myśli nie ruszyła się z miejsca.
W końcu...W końcu była kunoichi, nie?
Takie rzeczy nie powinny jej ruszać...
„Nie, nie, nie. Nie mogę pójść. Muszę być przy Naruto-kun"
Spojrzała na rozmawiającą dwójkę, przyglądając się im dokładnie.
Cóż, niby Kurenai-sensei nie wyglądała na podejrzliwą...A Naruto zawsze umiał znaleźć drogę ucieczki, nie zależnie w jakich okolicznościach i trzeba zauważyć, że nie był słabym shinobi.
Na pewno zdążyłby rozproszyć kobietę, chociażby na moment.
- Ano... – wymamrotała – Na chwilę pójdę do toalety, dobrze? Wy możecie pójść już pod hotel...
I za zgodą Kurenai-sensei odeszła od ich stolika, wcześniej płacąc za posiłek.
Miała nadzieję, że z jej przyjacielem będzie wszystko w porządku.

***************************************************
Yo, wróciłam z martwych. Szatan stwierdził, że robię mu za dużą
konkurencję i mnie wykopał, co mogę poradzić.
Przepraszam za mojego lenia i mam nadzieję, że rozdział wam się spodobał.
I jak chamski człowiek zamierzam zrobić chamską reklamę mojego one-shota.
Nazywa się "JESTEŚMY PRZYJACIÓŁMI". Moje pierwsze yuri, więc sorka jak nie 
jest najlepszej jakości. W sumie to też pierwsze romansidło..Ale ciii...
Okładkę macie u góry, a oto opis:
Wszystko jest kwestią perspektywy.
Jeśli w dzieciństwie rodzice powiedzieli nam, że coś jest złe wierzymy w to.
Mama Sakury powtarzała, że lubienie dziewczyn w ten sposób jest złe.
Ale co różowowłosa mogła zrobić, gdy na widok Ino serce biło jej szybciej?
Czy to znaczyło...że była dziwadłem?

Nie patrz tak na mnie! [W TRAKCIE REMONTU]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz