Białe odejście [xiuchen]

21 4 0
                                    

Każdy dzień wyglądał podobnie. Pobudka. Śniadanie. Leki. Badania. Obiad. Leki. Czas wolny, w którym nie wolno mu było nawet wychodzić, nie dalej niż do sali z telewizorem. Kolacja. Leki. Spać. Zmieniały się jedynie posiłki, programy w telewizji i jego karty pacjenta, codziennie zapisywane nowymi liczbami. 

Po roku przestał już liczyć, ile czasu rodzice i lekarze mówili mu, że jeszcze tu zostanie. Zawsze powtarzali: "Spokojnie, za miesiąc czy dwa powinno ci się polepszyć na tyle, że będziesz mógł wrócić do domu!". Jednak te obiecane miesiące mijały, a on dalej wpatrywał się liczby wpisywane w rubrykach w jego karcie powieszonej na oparciu łóżka. Dalej przesiąkał zapachem szpitala i nie był pewien czy to już zawodzi jego węch, czy po prostu aż tak bardzo się do niego przyzwyczaił i nie czuł tego zapachu.

Z każdym dniem czuł się coraz słabszy. Jego spacery po korytarzu były coraz krótsze. Ubrania coraz węższe. Czuł jakby z każdym dniem zamieniał się w zapach. I kiedy jego już nie będzie, wypiorą jego pościel z dużą ilością detergentów, zabierając nawet ten zapach. I nic nie zostanie prócz kart z cyferkami leżącymi na dnie kosza. 

Pewnego dnia, gdy siedział w fotelu w sali telewizyjnej, poczuł na sobie czyjś wzrok. Rozejrzał się i ujrzał mężczyznę stojącego w rogu pomieszczenia. Był ubrany cały na biało, ale nie tak jak personel. Wpatrywał się prosto w niego. Jongdae spojrzał na pielęgniarkę, jednak ta zdawała się nie zauważać tajemniczego mężczyzny. Chwilę później skończył się jego czas i musiał wracać do swojej sali. Starszy odprowadził go jedynie wzrokiem, nie ruszając się nawet o milimetr.

Następnego dnia, gdy pojawił się w sali, mężczyzna stał w tym samym miejscu. Jego ubrania wydawały się bielsze niż wczoraj, jednak to mogło być tylko złudzenie optyczne. Na jego ustach gościł delikatny uśmiech. Chłopiec był bardzo ciekawy tej dziwnej postaci, jednak nie chciał z nim rozmawiać, gdy wokół znajdowali się inni ludzie. Przez kilka kolejnych dni nic się nie zmieniało, oprócz zwiększającej się ciekawości. Nie czuł żadnego strachu, dlatego wpadł na pewien pomysł, jak pobyć sam na sam z nieznajomym.

Gdy tylko pielęgniarka podała mu wieczorne leki, a jej kroki ucichły na korytarzu, Jongdae ściągnął kołdrę i na bosaka pokonał odległość dzielącą jego pokój z pokojem telewizyjnym. Tak naprawdę nie był pewien, czy on tam będzie. Kierowało nim przeczucie, które okazało się właściwe. 

Mężczyzna siedział w fotelu, a jego ubrania były na tyle jasne, że chłopak nie potrzebował zapalać światła, żeby go zobaczyć. 

- Kim jesteś? - zapytał niepewnie, stając w bezpiecznej odległości. Podparł się o stojący niedaleko stolik, aby przypadkiem nie upaść. Z każdym dniem czuł się coraz słabszy. 

- Najpierw usiądź. Nie powinieneś się przemęczać. Przyjście tutaj też nie było najlepszym pomysłem - powiedział spokojnie mężczyzna, wskazując fotel naprzeciwko siebie. Dopiero, gdy Jongdae usiadł, kontynuował: - A odpowiadając na twoje pytanie, jestem Minseok. Miło mi cię poznać, mimo że tak szybko. 

- Mi również miło pana poznać. Nazywam się Jongdae.

- Wiem doskonale, jak się nazywasz, Dae. Wiem o tobie więcej, niż mógłbyś przypuszczać. I och, nie mów do mnie per pan, czuję jakby to mnie postarzało o kilkaset lat. 

- Kilka... set? Kim... czym jesteś?

- Na razie jest za wcześnie, abyś się o tym dowiedział. Ale niedługo przyjdzie odpowiedni czas.

- Odpowiedni czas? Co masz przez to na myśli? - Minseok roześmiał się.

- Jesteś naprawdę bardzo ciekawski, czyż nie? - Chłopak uśmiechnął się nieśmiało pod nosem. 

- Zgadza się, proszę pana. 

- Ech, nawet nie wiesz, jak miło mi w końcu z tobą porozmawiać. Ale sądzę, że powinieneś wracać już do łóżka. Niedługo zaczną robić obchód, a nie chciałbym, żebyś miał przeze mnie kłopoty. 

- Czy... - zaczął niepewnie Jongdae - jeszcze się spotkamy? Chciałbym dowiedzieć się czegoś więcej o tobie. 

Minseok w jednej chwili spochmurniał i spojrzał za okno. 

- Niedługo wszystko stanie się jasne... 

Jongdae, według prośby mężczyzny, wrócił do swojego pokoju. Usiadł na łóżku, zmęczony nawet tak krótkim przejściem. Za oknem powoli zaczynała się zima. 

Stan chłopaka uległ nagłemu pogorszeniu. Lekarze, widząc jego wyniki, tylko kręcili głowami. Nadszedł ten okres, w którym leki przestały działać. Teraz nawet podniesienie szklanki było strasznym wysiłkiem. Ale mimo tego Jongdae nie narzekał. Co noc do jego pokoju przybywał Minseok, który wpatrując się w świat za oknem, opowiadał cudowne opowieści, które wydawały się być baśniami. Jongdae słuchał ich z zapartym tchem. Z czasem zauważył, że nie zachwycały go jedynie opowieści, ale również osoba, która je opowiadała. 

Powoli zbliżały się święta. Na parapecie ustawiono sztuczną choinkę z kolorowymi lampkami. Do łóżka została przyczepiona nowa karta. 

Gdy Minseok pojawił się w drzwiach, biel jego ubrań aż kuła w oczy. Nie uśmiechał się jednak promienie jak zawsze. Usiadł na swoim stałym miejscu i ścisnął dłoń chłopaka.

- Dzisiaj ostatni raz opowiem ci historię. Później będę miał do ciebie prośbę.

- Wszystko, co będziesz chciał - odpowiedział szeptem Jongdae. - Ale proszę... Nie opuszczaj mnie. 

- Nigdy cię nie opuszczę. Od tego tu jestem. Dzisiaj opowiem ci o pewnym chłopcu, który bardzo chciał nauczyć się latać. Zawsze z fascynacją przyglądał się ptakom, które swobodnie fruwały po niebie. On też tak chciał. Móc odlecieć daleko, jednak wszyscy śmiali się z jego marzenia. Mówili, że to nie możliwe. Jak to można latać jak ptaki? Chłopiec dużo myślał nad tym, już prawie się poddał, ale wtedy spotkał mężczyznę, który nie wyśmiał jego marzenia. Powiedział: "pokaż mi". Wiesz, kim był ten chłopiec? - Jongdae pokręcił głową. - Był pierwszym, który zbudował prototyp samolotu. Nigdy nie należy rezygnować z marzeń, nawet jeśli czasem trzeba dłużej na nie poczekać. 

Jongdae uśmiechnął się lekko. 

- Co to za prośba? 

- Chodź ze mną. - Te słowa wydawały się nierealne. Już od dłuższego czasu chłopak się nie podnosił. Jednak te słowa, historia i wyciągnięta dłoń sprawiły, że z pomocą mężczyzny wstał, co nagle nie wydało się tak trudne. 

- Jak...? 

- Chyba jestem ci winien wyjaśnienia, Jongdae. Bardzo mi przykro, ale przed chwilą umarłeś. Twoje ciało już cię nie ogranicza, jesteś wolny od choroby. A ja? Jestem twoim aniołem stróżem. Wybacz mi, że jedyne co mogłem zrobić, to dotrzymać ci towarzystwa. 

- To i tak było wystarczająco dużo - odparł Jongdae i kierowany głosem serca, przytulił się do swego anioła. Czuł, jak ogarnia go jego światłość, a po chwili nie czuł nic. 

Nad ranem, kiedy do szpitala przybyli jego rodzice, za oknem padał pierwszy w tym roku śnieg, wszystko stało się białe jak ubrania anioła. I Jongdae miał racje. Pozostał po nim zapach i zapisana do połowy karta.  

K-pop MiniaturkiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz